29. Smutne czy szczęśliwe zakończenie?

116 15 2
                                    

Siedziałam w helikopterze, a Justin obejmował mnie ramieniem, co chwilę całując w policzek, czoło i włosy. Pomimo wydostania się, buzowały we mnie emocje, stopniowo jednak opadające dzięki objęciom Justina, przez co moja ranna ręka dawała o sobie co chwilę znać. Próbowałam skupić więc uwagę na czymś innym. Zerknęłam na chłopca, który sam pilotował helikopter. Jacob nie przestawał mnie zadziwiać.

- Jak się czujesz? - Spytał Justin.

- Mam złamaną rękę, ale oprócz tego chyba całkiem dobrze.

- O ile złamaną rękę można nazwać czymś nieistotnym. - Zażartował, ale obydowje wiedzieliśmy, że to nie jeszcze czas na przekomarzaine się. - Pewnie chcesz wiedzieć co się działo przez ten cały czas, gdy mnie nie było.

Cieszyłam się, że sam zaczął ten temat i nie musiałam go przekonywać. Kiwnęłam twierdząco głową kładąc się na ramieniu Justina, a ten ujął moją zdrową dłoń i splutł nasze palce, jakby odruchowo.

- Zanim zaczniesz swoją opowieść. - Zaczął Jacob. - Może powiesz mi skąd mam zabrać Barbarę. Nie chcę się tutaj za długo kręcić, to dość niebezpieczne.

Spojrzeliśmy z Justinem na siebie. Wydawało się to takie dziwne, że cały świat nie wie jeszcze o jej śmierci.

- Ona wróciła sama. Wyszła wcześniej.

Jacob wzruszył ramionami i pilotował dalej.

- Mówisz, jakbyście byli na zwykłej imprezie, a nie w siedzibie wroga.

- Dla mnie to jak impreza, sam wiesz młody.

- Dlaczego go okłamujesz? - Wyszeptałam do ucha Justina.

- Lepiej żeby jeszcze teraz o tym nie myślał. - Wpatrzył się na chwilę w szybę, ale szybko oprzytomniał. - Ale wracając do tego co się działo wcześniej. - Mówił już głośniej. - Ja i Barbara włamaliśmy się do fabryki i załatwiliśmy kilka perdomów bombami, które zrobił Jacob. Narobiły dużo hałasu, więc oczywiste, że dowiedzieli się o wtargnięciu. Odcięli nam prąd, kiedy cię szukaliśmy i wtedy wpadliśmy na plan, że ja dam się złapać, a Barbara będzie nas śledzić i zareaguje w razie potrzeby. Później jakoś mnie uspali, przynajmniej tak mi się wydaje, bo pamiętam jedynie, jak byłem obwiązany łańcuchami, a ciebie trzymał Francisco. Resztę już wiesz. A o perdomy nie musimy się póki co martwić. - Powiedział z lekkim uśmiechem. - Okazało się, że to Camila kontrolowała je w jakiś sposób. Teraz chyba odejdą.

Posłałam Justinowi półuśmiech.

- A co z Camilą? Co się z nią stanie?

- Nie wiem. - Przyznał. - Uciekła i będziemy jej szukać, ale nie mam pojęcia, jak to się skończy. - Na chwilę zamilkł. - Wiem, że pewnie przykro ci z jej powodu, ale tak jest z perdomami. Ta ich zła część przychodzi z czasem. Naprawdę musiała cię lubić, kiedy się poznałyście. Wasza relacja była prawdziwa.

To było miłe, że Justin starał się poprawić mi humor, ale zaczęłam akceptować, to jaka jest Camila. Zaczęłam się równierz zastanawiać nad Austinem, który wcześniej był moim głównym podejrzanym. I przecież rozmawiał z Sam na jakiś temat, o którym nie powinnam wiedzieć. O co w takim razie mogło chodzić?

- Wszystko okej? - Spytał Justin. - Ból ręki się nasilił?

- Nie. Tylko się zamyśliłam.


Cztery miesiące później

Siedziałam na ławce w parku czekając na Justina, który miał podobno dla mnie jakąś niespodziankę. Nie chciał zdradzić o co chodzi, ale przez telefon brzmiał na bardzo podekscytowanego. Po śmierci Barbary nie mieliśmy zbytnio czasu dla siebie. Wszyscy byli zajęci pogrzebem i żałobą. Pamiętam, że podczas pogrzebu zjawił się nawet Francisco. Nie podchodził za blisko, schował się za jednym z drzew. Był to pierwszy raz, gdy widziałam go tak smutnego, wyczerpanego, zupełnie jakby stracił energię życiową.  Nawet on musiał mieć słabą stronę, nie spodziewałam się jednak, że będzie nią Barbara. Nie powiedziałam Justinowi o tym, że go widziałam. W sumie nie wiem czemu. Może uważałam, że nawet Francisko zasługuje na spokojne pożegnanie siostry. Po modlitwie chciałam nawet do niego podejść i powiedzieć tylko, że mi przykro, ale gdy tylko się odwróciłam, go już nie było. Nie widziałam już później jego wizerunku, chyba, że na listach gończych wysłanych przez organizacje szpiegowskie. Justin całe zdarzenie też przeżywał, chociaż próbował udawać, że wcale nie. Nawet jeśli z Barbarą nie pałali do siebie sympatią, to przecież spędzał z nią sporo czasu, w jakiś sposób byli do siebie przywiązani, a śmierć jest smutna, nawet dla obcych sobie ludzi. Dopiero od miesiąca zaczął się znów zachowywać, jak dawny on. Dlatego tak bardzo się ucieszyłam na naszą dzisiejszą randkę. Zanim on jednak przyjdzie chciałabym wytłumaczyć o co chodziło z Austinem i Sam. Kiedy ja podejrzewałam przyjaciela o przymierze z perdomami, ten po prostu zaczął umawiać się z potworem zwanym Sam. Wolałabym już chyba, żeby ktoś wydrapał mi oczy, niż patrzeć na nich, ale póki Austin był szczęśliwy, to ja mogę to znosić.

Ktoś pocałował mnie w policzek, a obracając głowę, zobaczyłam Justina. Uśmiechnął się do mnie i pocałował w usta. Obszedł ławkę po czym usiadł obok mnie z jakimś pudełkiem opakowanym niestarannie w papier ozdobny. Wyciągnął je w moją stronę.

- A to za jakiej okazji?

Wzruszył ramionami.

- Zawsze musi być okazja?

Popatrzyłam na niego podejrzliwie i wzięłam prezent. Wyglądał, jakby pakował go czterolatek.

- Mogłeś poprosić Jacoba, żeby pomógł ci z pakowaniem.

- Po prostu otwórz. - Udał zezłoszczonego.

Starannie zerwałam papier i zobaczyłam złote pudełko. Popatrzyłam na Justina, ale ten po prostu kazał je otworzyć. Z jakiegoś powodu pomyslałam, że to pierścionek i ta myśl mnie przeraziła. Nie byłam jeszcze gotowa na takie zobowiązania. Przełknęłam ślinę i otworzyłam prezent. W środku znajdował się złoty wisiorek ze złotą broszką w kształcie serca. Był naprawdę piękny. W tym momencie biżuteria wydała mi się być czymś bardzo osobistym. Taki prezent w końcu przez cały czas będzie ze mną.

- Dziękuje. - Powiedziałam przytulając się do mojego chłopaka.

- Ten wisiorek to coś więcej niż zwykły prezent. To również propozycja.

- Propozycja? - Odsunęłam się i zaczęłam niepokoić, że może to jednak jakieś oświadczyny, na które wydałam nieświadomie zgodę.

- Może raczej powinienem to nazwać prośbą.

- Yhym. - Wciąż czekałam.

- Ciężko mi o tym mówić. Nie przestrasz się, ale ten wisiorek należał do mojej matki. - Moja cała uwaga skupiała się teraz na nim. Rzadko kiedy opowiadał mi o swoich rodzicach. - Dając ci go chcę ci pokazać, że naprawdę jesteś dla mnie ważna i, że zależy mi na tobie. Jesteś jedyną tak bliską mi osobą i przeraża mnie myśl, że mógłbym cię kiedykolwiek stracić. Zrozumiałem to, kiedy zostałaś porwana, ale mowię o tym dopiero teraz. Właściwie nie wiem już nawet za bardzo o czym gadam. - Zaśmiał się nerwowo. - Nie jestem dobry w tych gadkach. Przepraszam.

Oświadczenie Justina, chociaż szczere, nie wzbudziło we mnie zakłopotania. Dlaczego? Powodem zapewne jest to, że czułam dokładnie to samo. Justin spuścił zawstydzony głowę i przypomniał mi się początek naszej znajomości, kiedy to on udawał wiecznie zawstydzonego kujonka. Wzięłam jego twarz w dłonie i nakierowałam tak, żeby dokładnie przyjrzał się moim ustą.

- Nigdzie się nie wybieram. - Oświadczyłam, a on zabrał moje dłonie ze swojej twarzy i je pocałował.  Czułam, że nasze życie już nie napotka żadnych przeszkód. Będziemy szczęśliwi, wierzę w to.

- Chodźmy. - Powiedział wstając i dalej trzymając mnie za rękę.

- Dokąd?

- Jak to dokąd? Na randkę i to najprawdziwszą.

Uśmiech, który w tym momencie wstąpił na jego usta wydawał się prawdziwszy niż kiedykolwiek. To mi wystarczyło, czułam się szczęśliwa.

Szanti Pisze //Mam Dla Was Nową Plotkę//    //JB\\Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz