4. Kto To Był?

1.2K 123 29
                                    

Rozdział sprawdzony

"Justin Bieber na imprezie? No nieźle.

Szanti Pisze"

Weszłam do kuchni, gdzie aktualnie znajdował się jedynie Justin i kilka pustych butelek po piwie. Chłopak właśnie sprawdzał coś w szafkach, a po chwili podszedł do drzwi tarasowych i wyszedł, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Haloo! Jego przyszła żona wchodzi, a on od tak wychodzi?

"Stój, Sylvia!"

O nie! Kiedy jestem pijana, zaczyna we mnie odzywać się Szanti, moja zawsze trzeźwa połowa. Nie umiem tego wytłumaczyć, po prostu nigdy nie mogę się przez to wyszaleć. Szanti psuje zabawę.

"Idź za nim, debilko. Może robi coś, o czym możemy napisać."

Ruszyłam za Justinem i, zanim pojawiłam się na zewnątrz, uderzyłam głową o coś niewidzialnego.

- Kurwa. Dlaczego to się nie otworzyło? W markecie zawsze, szmato, się otwierasz!

"Drzesz się do szklanych drzwi, idiotko!"

Zrobiłam krok w bok i z zadowoleniem stwierdziłam, że tutaj już nie ma niewidzialnej powłoki.

- Szmata. - rzuciłam jeszcze do drzwi i odgarniając włosy, wyszłam na zewnątrz.

Jeszcze parę kroków i wpadłabym do basenu. Głupia woda. Kto ją tu postawił? Dobrze, że chociaż basen był oświetlony od dołu, bo zasadzone dookoła drzewa zasłaniały światła z ulicy.

"Nie przyszłaś podziwiać, tylko znaleźć Biebera"

Właśnie, Bieber. Gdzie jesteś?

Zaczęłam się rozglądać dookoła, ale nigdzie go nie widziałam. To nie miało sensu, bo choinki służyły za ogrodzenie, więc nie było, gdzie się schować. Postanowiłam więc zrobić coś głupiego.

- Justin! - zawołałam chłopaka, a chwilę pózniej usłyszałam głośny trzask.

Odwróciłam się i zauważyłam, że drzwi się zamknęły. Dziwne.

- Teraz zadziałałaś, szmato? - krzyknęłam do drzwi, które wcześniej nie chciały nawet drgnąć.

Poczułam gęsią skórkę na podmuch wiatru. Spojrzałam w korony drzew, które lekko się zachwiały, tworząc straszne cienie.

To było przerażające, a kiedy usłyszałam szelest gdzieś niedaleko, utwierdziłam się w przekonaniu, że wolę wejść do środka.

Miałam zawrócić, kiedy wszystkie światła na zewnątrz zgasły. Było coraz bardziej przerażająco.

W miejscu, w którym wcześniej usłyszałam szelest, teraz słyszałam zbliżające się kroki. Było za ciemno żeby cokolwiek zobaczyć. Miałam wrażenie, że przez strach, który właśnie czułam, wytrzeźwiałam.

- Justin? - spytałam z przerażeniem i nadzieją, że to jednak on.

Kiedy nie dostałam odpowiedzi, szybko zerwałam się do biegu, ale wtedy poczułam, jak ktoś mnie popycha, a ja uderzam głową o krawędź basenu i wpadam do wody.

Pierwszą rzeczą, którą poczułam był wielki ból, rozsadzający mi czaszkę, a po chwili brak oddechu i wodę wypełniającą moje płuca. Chciałam wypłynąć, ale nie mogłam. Coś skutecznie mi to uniemożliwiało i nie był to ból. To był ktoś, kto stał przy basenie i trzymał mnie za barki, przeszkadzając ratować moje życie.

Instynkt przetrwania jest jednak silny i nie potrafiłam się poddać. Z sekundy na sekundę było jednak coraz gorzej. Brakowało mi sił i nie mogłam się poruszać. Ostatnią rzeczą, którą zobaczyłam przed końcem, były zielone kocie oczy, wpatrujące się we mnie znad tafli wody.

Szanti Pisze //Mam Dla Was Nową Plotkę//    //JB\\Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz