26. Bieber Już Jest

244 39 0
                                    

Sylvia

Francisco oszalał, byłam tego pewna. Nie zaatakował mnie, jak przypuszczałam, ale zaczął nerwowo chodzić od barierki do barierki, tak szybko, że zlewał mi się z tłem. Może działo się tak przez to, że cała zawieszona platforma się ruszała, a może po prostu perdomy potrafią naprawdę szybko się poruszać. Przylgnęłam do ziemi czekając, aż Francisco się uspokoi, a robił to, jak mi się wydawało, wieki. Kiedy w końcu mu się to udało, podszedł do mnie, a jego oczy znów były brązowe, ale nie czarne. Przyglądał się mojej ranie po czym wypuścił głośno powietrze. Chciałam o coś zapytać, ale za bardzo się bałam.

- Opowiedz mi trochę o pracy Biebera.

- Ja... - Zająknęłam się zdziwiona. - Nie wiem nic o jego pracy.

- Kłamiesz. - Powiedział jakby znudzony. - Mów! Chyba, że chcesz mieć złamaną i drugą rękę.

Przełknęłam ślinę i spojrzałam na chorą rękę. Strach w pewien sposób zabijał ból.

- Wiem, że łapią perdomy. Ale tylko tyle.

Francisco patrzył na mnie chwilę po czym złapał się dwiema rękami za czoło i przeczesał swoje włosy.

- O niczym ci nie mówił. - Stwierdził. - Właściwie się mu nie dziwie.

- Dlaczego? - Spytałam niepewnie nie wiedząc, czy mogę się odzywać bez pozwolenia.

- Nie wiesz dlaczego istniejemy, dlaczego tacy, jak Bieber nas łapią. Właściwie nie wiesz niczego o tej organizacji. - Francisco usiadł na podłodze obok mnie, w siadzie skrzyżnym. - Cóż, nie zdążysz się prawdopodobnie już dowiedzieć.- Powiedział posyłając mi jeden z najstraszniejszych uśmiechów, jakie widziałam.


Justin

Barbara wiedziała, gdzie jest Francisco i szczerze, to tylko i wyłącznie z tego powodu ją ze sobą wziąłem. Nie mogłem przewidzieć, czy, kiedy zobaczy brata, to nie wymięknie i nie puści go wolno, co zapewne by wykorzystał. Skoro była w stanie zdradzić mu tak wiele informacji na temat naszej broni, to równie dobrze mogłaby zrobić kolejne głupoty.
Po niecałych dwudziestu minutach jazdy, trafiliśmy do lasu, gdzie Barbara znalazła ukrytą ścieżkę prowadzącą do miejsca, gdzie miał znajdować się Francisco, oraz Sylvia. Idąc pomiędzy krzakami dzikiej róży, Barbara odezwała się po raz pierwszy odkąd wyruszyliśmy.

- Jestem pewna, że Sylvii nic nie jest. - Powiedziała po czym wydostała się z krzaków.

Ja zrobiłem to chwilę później.

- Z pewnością nic jej nie jest. - Powiedziałem zbyt agresywnie, ale szczerze, to byłem wkurzony. Miałem ochotę coś rozwalić. Bałem się o Sylvię i denerwowała mnie naiwność Barbary. - Oni chcą mnie, więc potrzebują Sylvii. Jej nic nie mogą zrobić.

- Wiem, że jesteś na mnie wkurzony i pewnie chciałbyś mnie wykopać z agenci, ale jesteśmy jednak na akcji, więc traktuj mnie, jak partnerkę, nie wroga.

- Wiesz co? - Powiedziałem podchodząc do niej bliżej. - Jeśli Sylvii coś się stanie, to przysięgam, że nie będziesz miała czego szukać w agenci. Raz zawaliłaś i cię kryłem, teraz też cię kryje, ale tylko dlatego, że inaczej nie pozwolono by mi iść po Sylvię. Więc jeśli jej się coś stało, to koniec z kryciem ciebie.

Barbara się nie odezwała, tylko ruszyła do przodu. Wiedziałem, że musi czuć się okropnie, ale zdałem sobie sprawę, że w tej robocie nie można sobie pozwolić na takie rzeczy. Moi rodzice umarli dla tej pracy, nie dam tego zrujnować Barbarze, tylko dlatego, że Francisco jest jej bratem.

Szanti Pisze //Mam Dla Was Nową Plotkę//    //JB\\Where stories live. Discover now