28. Wyjście

198 35 2
                                    

Sylvia

Bez sprzeciwiania się Francisco wstałam i ruszyłam za nim. Bałam się go, ale postanowiłam dotrzymać obietnicy i zaufać Justinowi. Skoro chciał żebym z nim poszła to przecież musiał być pewny, że nic mi się nie stanie. Prawda? Szedł powoli, zupełnie, jakbyśmy szli na spacer, a nie po jego zmarłą siostrę. Tak czy inaczej starałam się iść ciągle kilka kroków za nim, nie zrównywać kroku, ani go nie wyprzedzać. Doszliśmy do jakiś metalowych drzwi i wtedy się zatrzymał. Nie otworzył drzwi, nie zawrócił, nie spojrzał na mnie. Patrzył tylko w podłogę. Niepewnie stanęłam obok chłopaka i idealnie dostrzegłam jego twarz przez naszą wielką różnice wzrostu. Zacisnął pięści, a ja trochę się odsunęłam. Nie miałam pojęcia co mogłabym zrobić i nie rozumiałam jego zachowania. Jednak po pięciu minutach bezruchu w końcu postanowiłam się odezwać.

- Wchodzimy do środka?

Francisco spojrzał na mnie i już zaczynałam się trząść na myśl o tym co mógłby mi zrobić. On jednak nie wydawał się zły, ani nawet groźny. W jednym momencie stał się normalnym nastolatkiem, który wydawał się nie wiedzieć co ma robić.

- Tak. - Odpowiedział bez swojego groźnego tonu, którym zawsze do mnie mówił.

Podniósł rękę i pchnął wielkie drzwi, które się otworzyły. Weszliśmy do środka i od razu rozpoznałam miejsce, w którym jeszcze przez chwilą prawie umarłam. Stanęłam w drzwiach, kiedy Francisco podszedł do zaschniętego metalu i ciała Barbary leżącego po środku.  Stał pewien czas nad nią, a chwilę później schylił się i wydawało się, że mógłby mówić coś do siostry. Może to była jego słaba strona? W końcu sprzeciwił się Camili, kiedy ta zabiła Barbarę.
Francisco podniósł ciało Barbary, a jej rude włosy były całe popalone i okryte sadzą. Śmierć jest wstrząsająca dla każdego, nawet, kiedy tej osoby nie zna. Ale co jeśli umiera ktoś z rodziny? Nawet nie chcę o tym myśleć.

Przepuściłam chłopaka w drzwiach zasłoniłam oczy nie chcą zerkać na bladą twarz dziewczyny.

- Idź za mną. - Powiedział odwracając na chwilę głowę w moją stronę i ruszył przed siebie.

Przeszliśmy cały korytarz w ciszy, aż w końcu zaczęły przed nami pojawiać się postacie. Najpierw biegły jakieś dwie czerwonowłose dziewczyny, ale wyminęły nas bez słowa nawet nie zwracając na mnie uwagi. Francisco też zdawał się nie zwracać uwagi na nie. Wyminęło nas jeszcze kilka obcych mi ludzi, aż w końcu dwóch chłopaków zwolniło na nasz widok i stanęli prosto przed Francisco, który się zatrzymał. Rozpoznałam w nich jego pomocników, którzy byli w aucie, kiedy mnie tu przewożono. Obydwaj wydawali się bardzo zmartwieni.

- Kto to? - Spytał jeden pokazując na ciało dziewczyny.

- Ładna, ale trochę martwa. - Powiedział drugi co miało być chyba żartem. Nie wiem co się stało, ale po chwili wydał się przerażony. - Spoko, tylko żartuje. Kto to w ogóle jest?

Francisco nawet im nie odpowiedział, tylko zwyczajnie w świecie ich wyminął. Gdy sama zrobiłam to co on, jeden z perdomów złapał mnie za zdrową rękę.

- A ty co tu robisz?

- Nie dotykaj jej, albo wbiję ci kij w ten jebany łeb - Nagle Francisco stanął obok mnie.

- Co ty odwalasz? Co z nią robisz?

- Camili nie ma. - Powiedział ostro. - A obiecano mi dziewczynę Biebera już dawno, więc łaskawie poszukajcie sobie swoich zabawek.

Po tych słowach dwójka podobnych chłopców popatrzyła na siebie, wzruszyli ramionami i odeszli, a ja poczułam, jak moja nadzieja właśnie umiera.

- Miałeś mi nic nie zrobić. - Powiedziałam oskarżycielsko.

- Ta. - Ruszył do przodu. - I nie zrobię.

Podbiegłam do niego nie rozumiejąc o co chodzi.

- Przecież powiedziałeś, że...

- Wiem co powiedziałem. Inaczej by cię zabili.

Już nie miałam więcej pytań. Chciałam jedynie stąd wyjść. Szłam za chłopakiem kolejne dobre kilka minut i mijało nas coraz więcej perdomów, ale nikt nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi.

- Dlaczego wszyscy biegną w tamtym kierunku?

- Pewnie wyczuli krew. - Ton Francisco powoli wracał do normy i znów słyszałam w nim złość, kpinę i nienawiść do świata.

- Jaką krew? - I po zadaniu tego pytania od razu zrozumiałam. Perdomy to drapieżcy, a ciało Barbary mogło się przecież wykrwawić.

- Nie zadawaj pytań. - Warknął. - Po prostu idź.

W tym momencie poczułam do Francisco współczucie. Zapewne to pierwszy jak i ostatni raz, ale jednak. Resztę drogi nie rozmawialiśmy, aż w końcu doszliśmy do strumienia światła. Przebijał się przez szklane drzwi, a ja chciałam krzyczeć z radości. To piekło miało się właśnie skończyć.

Francisco otworzył drzwi i wyszliśmy na zewnątrz, gdzie zewsząd otaczał mnie przestronny parking, a dookoła niego wyrastał gęsty las i masa chwastów. W tym momencie nawet taki widok wydawał mi się piękny. Rozglądałam się kręcąc się w okół własnej osi, spojrzałam w niebo, aż nagle coś walnego we mnie wielką siłą, a właściwie ktoś. Justin podbiegł do mnie tak szybko, że prawie wywalił naszą dwójkę i wziął mnie w żelazny uścisk, a ja krzyknęłam przypominając mu tym samym o ręce. Szybko naprawił swój błąd i złapał moją twarz w ręce.

- Tak się bałem. - Powiedział po czym mnie pocałował. - Że - Pocałunek. - Cię. - Pocałunek. - Stracę. - Pocałunek.

- Justin. - Powiedziałam już z uśmiechem. - Jestem tutaj. - I przytuliłam się do niego, a on zrobił to samo uważając tym razem na moją rękę.

- A gdzie Francisco? - Nagle mnie puścił.

- Przecież szedł za... - Obróciłam chcąc mu pokazać, że wyszedł za mną, ale nikogo tam nie było. - Zniknął.

- I już raczej nie wróci. - Stwierdził tajemniczo.

- Justin, czy możesz mi wytłumaczyć co się właśnie stało? I nie mówię tylko o Francisco. Chcę wiedzieć wszystko. - Powiedziałam wtulając się w jego pierś.

- Jasne. Musimy tylko zaczekać na transport.

- Jaki transport?

Nagle jak na zawołanie nad drzewami przeleciał mały helikopter robiąc dużo hałasu dla ludzi na zewnątrz. Zatrzymał się prosto nad naszymi głowami i chwilę później ktoś spuścił nam drabinę. Nagle z maszyny wyłoniła się mała głowa chłopca.

- Podwieźć was?  - Spytał Jacob swoim głosem, który w dalszym ciągu nie przeszedł mutacji. - Nie, czekajcie. Czuję się, jak w marnym filmie akcji. - Jacob przez chwilę wydał się zastanawiać. - O! Już mam! - Udał, że zakaszlał i od początku zaczął powitanie. - Jak miło, że nie umarliście!

Mimowolnie Justin się zaśmiał, a ja mu zawtórowałam. Byliśmy już bezpieczni.

--------------------------------------------------------------------------

Już coraz blizej do końca. Pamiętajcie, że jeśli będzie duża aktywność, to będzie niespodzianka. Jeśli chcecie możecie też się udzielać w # na twitterze. Z pewnością to pomoże nagłośnić ff.

Miłego <3

Twitter:

@ / prettyroosie

#SzantiPiszeff


Szanti Pisze //Mam Dla Was Nową Plotkę//    //JB\\Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz