18. To Adres...

685 116 24
                                    

Rozdział sprawdzony

Cały wieczór zastanawiałam się jedynie nad tym, jak powiem Justinowi, że jestem Szanti. Trzymałam to tak długo w sekrecie, że nie pamiętam już nawet, kiedy się nią stałam. Stukałam paznokciami w ławkę, przyglądając się plecom Justina. A co, jeśli przestanie mnie lubić? Przecież Szanti ma miano suki bez uczuć, każdego zjedzie, bo wie, że nikt nie powtórzy rodzicom. Bo w końcu, jakie dziecko pokaże artykuł, gdzie jest napisane, że pieprzyło się w szkolnym kiblu. Spojrzałam na Camilę, która pisała liścik do Meredith, dziewczyny siedzącej za nią. Gdyby Camila i Austin dowiedzieli się, co dzisiaj planuje, zabiliby mnie. Bądź co bądź, też należą do Szanti, a ja, kiedy to wyjawię, pociągnę ich za sobą. Jednak wczorajsza wiadomość i fakt, że ktoś może chcieć mnie zabić, dają mi do myślenia. Wolę zaryzykować stratę sympatii Justina, niż zatrzymanie jej, ale strach przed kimś, kto chciał mnie zabić. Dzwonek zapoczątkował mój koniec.

^^^^*^^^^^*^^^^*^^^^*^^^*^

Justin szturchnął moje ramie. Podniosłam głowę i na niego spojrzałam.

- Coś się stało? Całą drogę nic nie mówisz.

To ten moment, to ta chwila. Powiem mu. Wszystko mu teraz powiem.

- Justin, ja....

- Tak? - pospieszył mnie, kiedy nic nie powiedziałam.

W sumie to mogę mu powiedzieć jak będziemy w domu, prawda? Po co teraz psuć miłą atmosferę?

- Nic. Po prostu smutno mi, bo jutro ostatni dzień korepetycji.

- Spokojnie - objął mnie ramieniem - Coś wymyślimy. A póki co... - zbliżył się do mojej szyi. - cieszmy się dzisiejszym dniem.

Zaczął szybko składać pocałunki na mojej niej, na co się zaśmiałam i odepchnęłam go, jakby zaczął mnie gilgotać. Uśmiechnął się po czym znów zaczął iść bliżej mnie.

- Na taki uśmiech właśnie liczyłem. - powiedział, wskazując palcem moje usta.

Lubiłam towarzystwo Justina. Fajnie mi się z nim gadało. Potrafił mi poprawić humor. Nie chce tego stracić.

^^^^^*^^^^^*^^^^^*^^^^^*^^

Weszliśmy do domu, a ja jak zwykle rzuciłam w przestrzeń "wróciłam mamo", ale nikt nie odpowiedział. Weszliśmy do kuchni, gdzie jak zwykle podeszłam do czajnika, żeby nastawić wody na herbatę. Chciałam zająć ręce czymkolwiek, byleby nie musieć nic mówić.

- Musiałam pilnie wyjsć do pracy. - usłyszałam głos Justina, który był coraz bliżej - Wrócę wieczorem.

Położył karteczkę obok mnie, na blacie. Zrozumiałam, że napisała ją mama. Justin objął mnie w pasie, od tyłu i położył podbródek na moim ramieniu. Zesztywniałam, kiedy poczułam jego ręce na moim podbrzuszu.

- Wydajesz się strasznie spięta. - wyszeptał do mojego ucha.

- Nie. - powiedziałam, odwracając się do niego, przez co nasze twarze znalazły się blisko siebie. Oparłam się więc o blat. - Nie jestem spięta. Po prostu... Z resztą mówiłam ci. Jestem smutna, bo jutro ostatni dzień korepetycji.

Justin delikatnie się uśmiechnął, co odwzajemniłam nerwowo, ale miałam nadzieje, że nie zauważył. W sensie, że nie zauważył, że to był nerwowy uśmiech, nie, że w ogóle zobaczył uśmiech. Jezu, faktycznie jestem spięta.

- Twojej mamy długo nie będzie. Możemy przerobić parę rozdziałów. - powiedział przysuwając się bliżej.

No już Sylvia! Powiedz mu, to jest ważne.

Szanti Pisze //Mam Dla Was Nową Plotkę//    //JB\\Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz