1 ✔️

15.4K 750 272
                                    

     Decyduję się podążyć za nowopoznanym chłopakiem, o którym wiem praktycznie tylko tyle, że ma słabość do ostatecznie i tak niezapalanych papierosów oraz farbowania swoich włosów na kolor wściekłej borówki. Prawdopodobnie skończy się to tak, jak zwykle się kończą takie decyzje, czyli fatalnie, ale ta opcja wydaje się rozsądniejsza niż pozostanie na parkingu, czekając na przyjście Nicka.

     A przynajmniej tak to sobie tłumaczę.

     Gdy udaje nam się dotrzeć na salę gimnastyczną, wcześniej gubiąc się przez próbę przejścia złym wejściem, mam wrażenie, jakby spojrzenie wszystkich padło centralnie na nas.

    - Czemu wszyscy się na nas gapią? - pytam szeptem.

     - Sam nie wiem... - odpowiada obojętnie, a ja orientuję się, że nieświadomie uczepiłam się jego ramienia, więc odsuwam się od niego na pewną odległość. - Może masz coś ma twarzy.

     - Na przykład co?

     - Na przykład wymalowane wielkimi literami „pozabijam was wszystkich, jeśli którekolwiek odważy się na mnie krzywo spojrzeć".

- To nie było zabawne - stwierdzam po kilku sekundach, w czasów których zastanawiam się nad celną ripostą. Jak widać, bezskutecznie.

- Cokolwiek, Katherine.

Zerkam na niego i zauważam, jak jego wzrok zatrzymuje się na siedzącej niedaleko blondynce. Niebieskowłosy zajmuje miejsce przy jej boku, zanim zdążam otworzyć usta. Kładzie dłoń na jej udzie, a ja instynktownie się odwracam, bo nie chcę wgłębiać się w jego prywatne życie. Mam to szczerze gdzieś.

- Gdzie byłaś? Szukałem cię... - słyszę tuż obok swojego ucha Nicka. Jego głos jest opanowany, a mnie przez myśl przechodzi, że w całym swoim życiu nie spotkałam tak dwulicowego człowieka.

- Czekałam na ciebie przed szkołą, ale nie przyszedłeś...

- Ja ją tu przyprowadziłem - odzywa się niepytany Devries, któremu najwyraźniej nie przeszkadzają jęki siedzącej obok dziewczyny, bo wszystko wyraźnie słyszy. Szczególnie rzeczy, w jakie nie ma prawa się wtrącać. Grimmy posyła mu wściekłe spojrzenie, lecz chłopak jedynie bezczelnie się uśmiecha, nic sobie z tego nie robiąc. - Ktoś tu jest zazdrosny.

     - Po prostu nie chcę, by takie ograniczone umysłowo elementy zawracały jej głowę. O ile cokolwiek zrozumiałeś z poprzedniego zdania.

     - Więc dlaczego się z nią zadajesz? - prycha pogardliwie Leondre, zapewne uznając to za inteligentną odpowiedź. Bynajmniej tak wydaje się tlenionej blondynce, która chichocze i zaczyna wychwalać jego poczucie humoru, jakby był pieprzonym bogiem albo jakby pierwszy raz od lat udało mu się skleić w miarę zabawne zdanie.

     - Idziemy stąd, Katherine - oznajmia Nick, popychając mnie w stronę wyjścia.

     - A co z apelem?

     - Pozwól, że zajmę się podejmowaniem decyzji za nas dwóch. Ty raczej się do tego nie nadajesz, skoro potrafisz ryczeć pół godziny po zjedzeniu pieprzonej bułki.

     Gdy kobieta jest traktowana jak przedmiot, to po pewnym czasie właśnie tak zaczyna się czuć. Jak niepotrzebny dodatek, który nic za sobą nie wznosi, więc równie dobrze można się go pozbyć.


Wbiegam do budynku szkoły chwilę po dzwonku, a przynajmniej na taką godzinę wskazuje mój zegarek. Szukam odpowiedniej sali, a gdy już ją znajduję, pukam do drzwi. Wchodzę do klasy.

- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie.

- Miło, że chociaż dzisiaj zaszczyciłaś nas swoją obecnością, Parker - taksuje mnie wzrokiem nauczycielka. - Nadrobisz to, zostając po lekcjach.

Jeśli w domu też jest taka wredna, współczuję jej mężowi. O ile takowego posiada, bo twarzą raczej straszy, niż zachwyca.

Szukam wzrokiem wolnego miejsca i akurat trafiam na ostatnią ławkę. Zajmuję miejsce pod oknem, a na sąsiednie krzesło kładę torbę. Integracja? Znajomi? Życie towarzyskie? Nigdy nie słyszałam... To jakieś azjatyckie przyprawy?

Wyciągam z torby wiecznie splątane słuchawki i wkładam je do uszu, uprzednio zakrywając włosami.

Nagle ktoś kładzie rękę na moim ramieniu. Podnoszę głowę i taksuję wzrokiem osobnika.

Devries.

- Co się tak gapisz? Przesuń się - szepcze, nie chcąc zwrócić na siebie uwagi nauczycielki.

Spokojnie, ta stara wiedźma i tak już nie słyszy.

- Nie? - bardziej pytam niż stwierdzam.

- To moja ławka - upiera się przy swoim, ale ja nie zamierzam odpuścić.

- Nie jest podpisana.

- A więc tak chcesz się bawić? - marszczy brwi. - Muszę przyznać, że nie znałem cię od tej strony.

Znasz mnie drugi dzień. Nie zapędzaj się tak, przerośnięta borówko.

- Good girls are bad girls that haven't been caught - nucę, a on śmieje się odrobinę za głośno i odrobinę za bardzo ociepla całe pomieszczenie.

- Myślę, że cię lubię - mówi i bezczelnie zrzuca moją torbę z siedzenia. Ignorując dalsze uwagi, siada obok mnie. - Ale jeszcze bardziej lubię stawiać na swoim.

- Co za przypadek! Ja tak samo, więc dotrzyma pan dzisiaj towarzystwa pani Parker, panie Devries - mówi nauczycielka, która jakimś cudem zjawiła się przy naszej ławce.

- Słyszałaś? - chłopak trąca mnie łokciem. - Mamy randkę.

okay | l.d.Where stories live. Discover now