4. |Czy ten złodziej może kłamać?| ✔️

Start from the beginning
                                    

- Nie wygląd źle. - Wzruszyłam ramionami, by ukryć to, jaka jestem podekscytowana. Mężczyzna poprawił mi kołnierzyk koszuli i zapiął ostani guzik, który uszedł mojej uwadze.

- Jeszcze zrobić ci takiego koka z kosmykami, które okalają twarz i wszystko byłoby idealnie. - Skomentował dotykając moich długich włosów. - Nie chciałabyś może ich przefarbować, albo odświeżyć. Masz rozdwojone końcówki, bardzo suche i odrobine spuszone włosy, ewidentnie brakuje ci emolientów i humektanin. - Coś tam szeptał po swojemu, ale nie wiedziałam do końca co. Moje włosy żyją swoim własnym życiem i nie miałam zamiaru mordować się z nimi, czy spędzać z nimi dodatkowy czas. Nie mam na to chęci, ani cierpliwości.

- Dobra, nie ważne, następne? - Odsunęłam się, gdy puścił w końcu moje włosy, a on tylko kiwnął twierdząco głową. Z każdą nową stylizacją on podchodził do mnie, by mnie poprawić, czy spróbować swoimi palcami ułożyć mi jakąś fryzurę, co było nawet delikatnie uroczę, ale nie chciałam mu niczego okazywać, bo słowa Jacka utrwaliły się w mojej głowie. A fakt, że on mnie chciał nie stawał go w pozytywnym świetle. Dlatego się dystansowałam, choć parę razy chciałabym mu powiedzieć, że jego wybory są wręcz perfekcyjne. Szczególnie spodobała mi się kreacja z łańcuchami, ona tak śmiesznie szeleściła? Em, nie wiem jaki dźwięk robi łańcuch, ale taki dzyń dzyń. Jakbym była choinką. W końcu nadszedł moment zapłaty, a na widok owych cytr zrobiła mi się szkoda Jasona, ale... Miałam podstępy plan. - Mogę ja przybić? - Zapytała, gdy ten wyciągnął kartę z portfela. Ten nie wahał się ani chwili, bo od razu mi ją dał, a ja się obróciłam na palcach, wyjmując portfel Candy'ego. Nie ma za swoje ten naburmuszony dziad. Wyjęłam jego kartę, by prawie natychmiast przeciągać ją na terminalu.

- Będzie zły. - Odrzekł nagle Jason z wrednym śmiechem.

- Złość piękności szkodzi, to co? Idziemy zaszaleć? - Teraz to ja uśmiechnęłam się wredne z milionami złych, iskier w oczach. Nie spodziewam się, że on w to wejdzie, ale po dosłownie chwilowym zastanowieniu odpowiedział:

- Idziemy.

W jednym momencie pozbyliśmy się hamulców, a nawet próbowaliśmy owego Błękitka zgubić w tłumie, czy między półkami, czy sklepami. To było całkiem zabawne, jak on tak latał z miejsca do miejsca, a ja się ukrywałam z Jasonem za wielką doniczką. Obserwowałam go zza paprotek, aż nie złapałam z nim kontaktu wzrokowego, który skutkowym moim cichym krzykiem rozbawienia, połączonego z przyjemnym i ekscytującym przerażeniem. Dalej uciekaliśmy, ale nie mogliśmy dłużej się chować, bo torby utrudniały nam swobodne przemieszanie się.

- Dobrze się bawiliście? - Zapytał, gdy w końcu nas złapał zmęczonych i przygniecionych ciężarem toreb.

- Jak nigdy. - Odparłam od razu, na co przewrócił oczami.

- Sam się prosiłeś, nikt cię nie zapraszał na nasze zakupy. - Wzruszył ramionami, podając mu torby, których już nie był w stanie unieść.

- Jesteś bezczelny. - Złapał za zakupy, ale te które ja nosiłam i bez słowa udał się w stronę samochodu.

- Pomożesz? - Zapytał wskazując na to wszystko.

- Pewnie. - Zabrałam od niego kilka toreb, czując się coraz to swobodniej w jego towarzystwie, ale on znowu zaczął zachować się dziwnie, jednak starałam się nie komentować czego, ani nie zwracać na to jakiejś szczególnej uwagi.

- Od razu je upiorę, by jutro były dla ciebie gotowe, możemy je trochę podrasować. - Mówił idąc w stronę pojazdu, a ja go słuchałam, myśląc nad tym pomysłem. - Mogę również zrobić tobie makijaż, ale taki profesjonalny.

- Jak ci pokaże na pintereście inspiracje, to je zrobisz? - Zapytałam zasiadając do samochodu. Rozglądałam się za miejsce, gdzie bym mogła niby niewinnie odłożyć ten portfel. Ale średnio mogłam to zrobić, to odkąd pojazd ruszył, to czułam jego wzrok na sobie, choć był do mnie tyłem. Czy to ma jakiś sens? W końcu po prostu położyłam go na podłogę i kopnęłam za fotel. Niech to się stanie teraz jego problemem.

Taki Cyrk (w trakcie poprawienia lor)Where stories live. Discover now