| 38 |

473 82 39
                                    

„Wiesz, że możesz tu zostać tak długo, jak chcesz."
Wyraz twarzy Jimina, mieszanka współczucia i niepewności, doprowadzał Taehyunga do szału. Nie chciał być kolejnym ciężarem ani nadużywać gościnności. Wystarczy, że przyjaciel niańczył go całą noc. Nie zasługiwał na więcej.
„Wiem, Jimin. Jesteś cudowny i dziękuję za przenocowanie."
„Od tego ma się przyjaciół."

Wyszedł na zewnątrz. Niskie, białe chmury na szaro-błękitnym niebie zapowiadały ładny dzień. Póki co było rześko i umierał. Cisza ulicy była nie do zniesienia, ale myśl, by włączyć jakąkolwiek muzykę, wydawała się jeszcze gorsza. Nie chciał psuć swoich ulubionych piosenek wspomnieniem tego dnia, ciągnącego się od ponad dwudziestu czterech godzin – w nocy nawet nie zmrużył oka. Wszystko było nierealne i tylko stukot kółek na płytkach chodnika przypominał mu, że wciąż idzie. W przypadkowych spojrzeniach wyczuwał drwinę, w uśmiechach dostrzegał pogardę. Nawet ci, którzy nie zwracali na niego uwagi, zdawali się robić to tylko dlatego, by ukryć swoje zażenowanie jego osobą. Patrzcie na niego – idzie z walizką i kaktusem. Pewnie właśnie rozsypało mu się życie. Pewnie ma coś na sumieniu.

Matka poprawiła poły szlafroka i bez słowa wpuściła go do środka.
„Potem ci wszystko wyjaśnię", burknął, ciągnąc za sobą na piętro walizkę ciężką od wstydu. Zamknął za sobą drzwi na zamek – wiszące na ścianach plakaty rockowych zespołów, wciąż stojące na regale zdjęcie grupowe z liceum, biurko, przy którym kiedyś tkwił całymi wieczorami – patrząc na to wszystko, poczuł coś w rodzaju ulgi.

W pokoju pachniało starymi lękami i poczuciem winy. Chcąc, nie chcąc, cofnął się w czasie – znów był wyobcowanym nastolatkiem, odludkiem, chłopakiem wiecznie zasłaniającym się grzywką i introwertyczną naturą. Uczucie to nie było przyjemne, ale było znajome, a to dawało poczucie bezpieczeństwa.

Kiedy w końcu zasnął, spał długo i nie śniło mu się nic. Było to najlepsze, co mogło mu się wtedy przytrafić.

***

Przez dwa dni udawało mu się mijać z matką. Nie było to aż tak trudne – przez pół dnia pracował, drugie pół spał, czy raczej udawał, że śpi. Zamykał drzwi, zasłony i oczy. Leżał i słuchał, jak czas płynie. Płynął zbyt wolno.

Wciąż jednak musiał się myć albo czasem coś zjeść i kiedy trzeciej nocy wymknął się do kuchni po jakąś kolację, matka w końcu go dopadła. Nie było sensu uciekać. Słysząc jej kroki, usiadł na kanapie. Z jednej strony odgrodził się naramiennikiem, a z drugiej wielką poduszką.

„Pokłóciłeś się z Jungkookiem, prawda?"
Brunetka przysiadła na przeciwległym końcu kanapy. Taehyung zatopił wzrok w dłoniach, w których nerwowo obracał na wpół zjedzoną kanapkę z jednym plastrem szynki.
„Zerwałem z nim."
„Może się jeszcze pogodzicie, co?" powiedziała z nadzieją w głosie.
Wiedziała, z jakim trudem nawiązywał znajomości. Musiał się jej wydawać w tym momencie naprawdę żałosny. Która matka by chciała syna, który jest taką pierdołą?
„Nie możemy. To moja wina, mamo." Męczyła go ta rozmowa. Im szybciej ją zakończy, tym lepiej. „Jungkook to Yeonghwan. Ten Yeonghwan," dodał. Chciał, by jego głos zabrzmiał obojętnie, zamiast tego z jego ust wyszło coś w rodzaju miauknięcia kota, któremu ktoś nadepnął na jedyną łapę. Wepchał do ust resztkę kanapki i kilka sekund później już go nie było.

Nieważne, jak prawdziwe było – bo było, prawda? – to, co ich łączyło. Nie mógłby spojrzeć na bliznę Jungkooka, nie słysząc w uszach jego dziecięcego krzyku. Jak miał się z nim kochać? Jak miał czuć przyjemność, gdy jedyne co czuł, to poczucie winy? Dlatego czwartej nocy, słuchając starych albumów z płyt CD, usunął najpierw wszystkie nieodebrane połączenia od Jungkooka, potem jego SMS-y, a na końcu jego numer. Kochał go, ale to nie miało już żadnego znaczenia.

***

„Mam dla ciebie zadanie, Taehyung."
Jego matka, pomimo wyrozumiałości oraz swojej własnej depresji, zaczynała mieć dosyć jego własnej. Dlatego od dwóch tygodni codziennie znajdowała mu jakieś zajęcia, które on bez słowa sprzeciwu wykonywał. To pozamiatał garaż, to umył okna w całym domu. Taehyung westchnął głośno, ale nie na tyle, by mogła go usłyszeć z drugiego pokoju. Wolałby iść spać – co z tego, że była dopiero osiemnasta?
„Co mam zrobić?"
„Chciałam sprzedać biurko ojca, mógłbyś przejrzeć to, co jest w środku?"
„Jasne."

Gabinet ojca zawsze był dla niego mistycznym miejscem – po tym, gdy jako trzylatek wszedł tam pod jego nieobecność i narysował coś kredkami na jakimś ważnym dokumencie, nie mógł już tam przebywać. Czasem ojciec zostawiał uchylone drzwi – Taehyung wtykał wtedy nos przez szparę i patrzył na niego, jak pracuje na komputerze albo pisze coś w grubych notesach. Z czasem stracił zainteresowanie zarówno ojcem, jak i gabinetem, ale uczucie podekscytowania z powodu zakazu pozostało. Czuł je także dzisiaj, kiedy już nieskrępowany niczyim zakazem, a wręcz zmuszony, wszedł do środka.

Skłamałby, gdyby powiedział, że tęsknił za ojcem. Chciał jak najszybciej to skończyć i wyjść. Jeśli jednak skończy zbyt szybko, matka znajdzie mu kolejne zajęcie – przez chwilę siedział, opierając się o biurko i przewijając aktualności na portalach społecznościowych. Polajkował wszystkie zdjęcia Jimina z ostatniego tygodnia oraz jego zmianę statusu na „w związku". Cieszył się, że on nigdy nie bawił się w takie bzdety – nie to, by obchodziło go zdanie kilkuset znajomych, którzy nawet go pewnie dobrze nie pamiętali, ale czułby się bardzo upokorzony, musząc przyznać się przed nimi do rozstania. W końcu włączył sobie radio i zabrał się do pracy.

Na początku szło mu całkiem sprawnie. Grube segregatory z mnóstwem koszulek wystarczyło tylko przekartkować, by wiedzieć, że to nic ważnego i na pewno nie przyda się już nikomu – można to spokojnie spalić. Potem odnalazł pudełko z ozdobnymi długopisami – te odłożył na bok, tak samo jak już niedziałający złoty szwajcarski zegarek oraz puszkę z drobniakami w innych walutach. Wolniej szło z teczkami – pełno w nich było różnych dokumentów, dotyczących domu czy członków jego rodziny. Nie mógł przecież przez przypadek wywalić umowy z kupna samochodu czy świadectwa chrztu matki. Kiedy skończył, odetchnął z ulgą. Sięgnął ręką w głąb biurka i wygrzebał ostatni przedmiot – na pierwszy rzut oka myślał, że to książka, ale w rzeczywistości było to pudełko. Na matowym, tekturowym wieczku widniał pięknie wykaligrafowany napis: „dla kochanego mężczyzny". Na sekundę Taehyung poczuł ciepło w sercu, potem jednak przeczytał drugą linijkę: „twoja na zawsze, Hye-Sun".

Dawno nie uśmiał się tak, jak wtedy, gdy przeglądał zawartość pudełka. Nie powinien się śmiać z faktu, że jego ojciec miał przez lata płomienny romans z przyjaciółką jego matki, ale z jakiegoś powodu w tamtym momencie wydało mu się to przekomiczne. Może po prostu był to efekt szoku.

„A więc nienawidziłeś mnie, bo spaliłem ci kochankę," burknął pod nosem i odłożył na stertę śmieci jakieś stare bilety do teatru, paragon z restauracji na niemałą kwotę oraz korek od wina. „Urocze, doprawdy," pokręcił głową, oglądając zdjęcia z budki fotograficznej, na których jego ojciec całował czule matkę Jungkooka w usta. W rodzinnym albumie widział identyczne fotografie z jego matką. Czy nienawidził teraz swojego ojca? Chyba nie. Raczej się nim brzydził. Rozłożył kartkę z zeszytu złożoną chyba na osiem części i zaczął czytać.

Najpierw płakał bezgłośnie, wpatrując się w litery tekstu. Potem odleciał. Płakał, piszczał i kopał nogami w powietrzu. Krzyczał. Chyba dużo i chyba słowa tak złe, że nigdy wcześniej by się o nie nie podejrzewał. Jeśli jeszcze minutę temu nie czuł nienawiści, teraz nie czuł nic poza nią. Kim Taehyung składał się z nienawiści i kłamstw. Kim Taehyung sam już nie wiedział, kim jest.

W końcu opadł z sił. Osunął się na ziemię, przykładając rozpalony policzek do zimnej podłogi. Czuł, jak cała nienawiść do ojca zostaje przysłonięta czymś zupełnie nowym i tak wspaniałym, że znów się rozpłakał. Tym razem ze szczęścia.

a/n: co takiego przeczytał Taehyung? :/ dedykacja dla tego, kto zgadnie pierwszy, a co mi tam.

FIRE-HATER |vkook|Where stories live. Discover now