| 34 |

460 97 20
                                    

W dzień słońce i woda kapiąca z dachów, w noc śliskie ulice i sople. Dużo wypadków, kolizji oraz zmartwień na i bez tego przeciążonej problemami głowie Taehyunga. Ostatnio żył w negatywie – w ciągu dnia czuł się nieżywy i pozbawiony energii, a kiedy wracał do domu z pracy, wschodziło prawdziwe słońce: miało zawadiacki uśmiech, gotowało mu obiady, doprowadzało do granic przyjemności i całowało w czoło na dobranoc. Nic nie mogło równać się z energią, jaką dawał mu Jungkook – gdyby blondyn był rośliną, przeprowadzałby fotosyntezę dzięki jednemu spojrzeniu jego czekoladowych oczu. Jak miał zmieścić w sobie to wszystko, co od niego dostawał każdego dnia?

Przyzwyczaił się do nowego domu – już dawno mógł wynająć sobie własne cztery kąty, ale nie chciał. Samotne wieczory wydawały się nagle nijakie – nie miał pojęcia, jak kiedyś mogło mu to sprawiać przyjemność.

Czuł się już na tyle swobodnie, że pozwolił sobie nawet na małą ingerencję w wystrój wnętrza. Postawił na stoliku w sypialni ich wspólne zdjęcie, ubrał poduszki w salonie w kolorowe poszewki, wszędzie walały się jego drobiazgi, które Jungkook zwykł nazywać łapaczami kurzu.

Od kilku dni po głowie Taehyunga chodził także inny pomysł – w drodze powrotnej z pracy zaszedł do sklepu akwarystycznego, by kupić taką samą rybkę, jaka pływała w jungkookowym akwarium. Pani proponowała mu kupno samiczki, ale uparł się, że samiec będzie lepszy. Samice nie były takie ładne, poza tym skąd to przekonanie, że wszystkie ryby są hetero? Może ryba Jungkooka była gejem? Jeśli nie, to trudno – po prostu zostaną przyjaciółmi.

„Cześć rybo, zobacz kogo ci kupiłem."
Taehyung przyłożył torebkę z czerwonym bojownikiem do ścianki akwarium. Zgodnie z poleceniem sprzedawczyni wsadził najpierw foliowy woreczek do wody, by dopiero po chwili wpuścić nowego lokatora do środka. Był naprawdę z siebie zadowolony, ponieważ obie rybki wyglądały identycznie. Sam miał problem ze wskazaniem tej, którą kupił.
„Jeden z was będzie Kookie, a drugi Tae," oznajmił, pukając delikatnie w szklaną ściankę, „mam nadzieję, że się polubicie."

Ponieważ każdy potrzebuje trochę prywatności, zostawił ryby same i zakopał się w łóżku pod stertą koców. Przez w pół przysłonięte rolety prześwitywały różowe, podobne do waty cukrowej obłoki. Powieki coraz cięższe, myśli coraz lżejsze. Taehyung zamknął oczy, a kiedy je otworzył, zamiast zachodu słońca zobaczył Jungkooka.

„Ktoś tu uciął sobie drzemkę, hm?"
Brunet kucał przy łóżku, łokciami opierając się o materac. Jego blade od zimowych swetrów obojczyki wystawały spod prawie zupełnie rozpiętej bawełnianej koszuli w kropki, zmuszając Taehyunga do oblizania warg.
„Chodź do mnie", powiedział, odchylając zachęcająco rąbek kołdry.
„Tylko na pięć minut, jestem głodny jak wilk."
„Zjedz mnie, jak masz ochotę."

„Czy ty całkiem oszalałeś!?"
Zawiązując szlafrok w locie, blondyn podbiegł do okna i szybko zasłonił rolety. Jungkook tylko wzruszył ramionami, dalej mieszając obiad w garnku.
„Nie przesadzaj, mieszkamy na szóstym piętrze, kto by tu coś dojrzał."
Taehyung przeskanował wzrokiem nagie ciało bruneta – począwszy od lekko umięśnionych ramion, schodząc niżej, do pośladków, ze świeżymi śladami zadrapań, które – nie chwaląc się – były jego autorstwa.
„Na miejscu sąsiadek z wieżowców obok, stałbym już dawno z lornetką i robił zdjęcia."
Jungkook oblizał łyżkę z sosu i wyłączył kuchenkę. Po całym domu unosił się aromatyczny zapach duszonych pomidorów.
„Ale z ciebie zboczuch, Tae."

„Jak minął ci dzień?"
Brunet uniósł w odpowiedzi lewego kciuka do góry, prawą ręką pakując do wypchanych ust kolejną łyżkę mięsnego sosu.
„Całkiem miło," odparł, kiedy na talerzu został tylko jeden zabłąkany liść laurowy i brudna serwetka. „Skończyłem dwa zlecenia, w tym portret dla matki twojego kumpla z pracy."
Jungkook osunął się na krześle, ręką gładząc pełny brzuch. „Potem pojechałem zapłacić rachunki, ale nawet długo nie czekałem w kolejce. A właśnie, mam coś dla ciebie." Jungkook poderwał się od stołu i zniknął w głębi korytarza, by po chwili wrócić z wielkim kaktusem w dłoniach. Tym razem bez koperty i z o wiele mniejszą kokardą, ale za to z kilkoma czerwonymi kwiatami na czubku każdej odnogi. Blondyn musiał przyznać, że ten doręczyciel poczty kwiatowej prezentował się o niebo lepiej, niż tamten gburowaty facet w zielonym uniformie.

„Coś znowu przeskrobałeś?" zaśmiał się Taehyung. Wziął od Jungkooka roślinę i obejrzał z każdej strony. Nigdy szczególnie nie przepadał za kwiatkami – zwyczajnie nie miał do nich ręki. Jedynym okazem, który uszedł z życiem w jego ogrodniczej karierze, był poprzedni kaktus od bruneta, dlatego tym bardziej było mu szkoda, kiedy roślina spłonęła w pożarze z większością jego sentymentalnych bibelotów. Pamiątka po swoim pierwszym razie to przecież nie byle co.
„Nie, ale jak go zobaczyłem, od razu pomyślałem o tobie."
„Kojarzę ci się z kaktusami?"
Jungkook wzruszył ramionami. Z rozbawieniem patrzył, jak Taehyung delikatnie ustawia doniczkę na kuchennym blacie i czubkiem palców przejeżdża po twardych, krwistoczerwonych pąkach.
„Dziękuję, bardzo ładny," wyszczerzył się blondyn, „właściwie to ja też mam niespodziankę."
W dwóch wielkich podskokach pokonał dystans między blatem, a akwarium i już otworzył usta, by powiedzieć mu jak bardzo jest z siebie dumny, ale... coś poszło nie tak.
„Czego tam szukasz?"
Jungkook dołączył do niego i kopiując jego ruchy, nachylił się nad błękitnawą wodą.
Jeden bojownik pływał jak zawsze niewzruszony, podczas gdy lekko podgryzione truchło drugiego unosiło się na powierzchni.

„Och..."
Taehyung zakrył twarz dłońmi, odwracając wzrok od lekko wyblakłego rybiego tułowia. Nie chodziło o to, że widok ten szczególnie go brzydził. Będąc strażakiem, widział o wiele gorsze rzeczy – ludzkie przypalone zwłoki, zabite, napuchnięte zwierzęta leśne czy topielców. Po prostu znowu to zrobił. Co z tego, że to tylko ryba – jedyne co teraz czuł, to piekące, ciężkie poczucie winy. Martwy bojownik był namacalnym, widocznym dowodem jego grzechów, na które on nie chciał patrzeć. Nie chciał, by Jungkook również je widział.
Brunet bez słowa poszedł do łazienki po siatkę – wyłowił resztki i spuścił je w ubikacji, jak gdyby nigdy nic.
„Przepraszam, naprawdę nie chciałem. Przysięgam, że nie miałem pojęcia, że to-"
„Nie dramatyzuj, to tylko ryba," chłopak usiadł na kanapie, klepiąc miejsce obok siebie. Taehyung dołączył do niego – usiadł, podciągając kolana pod brodę.
„Sprzedawca zapomniał ci powiedzieć, że dwa samce bojowników nie mogą żyć w jednym akwarium, to wszystko."
„Czemu?"
Jungkook objął go ramieniem i również położył stopy na kanapie. Ostatnio często im się to zdarzało – podążać za gestami czy pozą tego drugiego, choć chyba żaden z nich nie zdawał sobie z tego sprawy.
„Nie wiem. Jeśli oba chcą przeżyć, muszą żyć osobno."
„To głupie... "

Jungkook odwrócił się, by pocałować blondyna w szyję i nieco rozpędzić jego smutki. Kątem oka widział kaktusa, dumnie stojącego na blacie.
Nigdy nie przyznałby się do tego Taehyungowi, ale naprawdę kojarzył mu się z tymi roślinami. Nie z powodu kolców, których nie można się pozbyć, bo są po prostu tym, co je definiuje – bez nich nie byłyby sobą. Nie z powodu bólu, który gdzieś głęboko wciąż czuł, myśląc o swojej matce. Ale dlatego, że nie ważne jak bardzo się starasz, raz dobrze zasadzony kaktus potrafi rosnąć latami, niczym niewzruszony. Pokochał Taehyunga wbrew tym kolcom i właśnie dlatego wiedział, że ta miłość nigdy nie uschnie.

FIRE-HATER |vkook|Where stories live. Discover now