| 31 |

451 93 17
                                    

Jungkook jęknął zirytowany i nakrył głowę poduszką.
„Tae, na miłość boską, wyłącz to cholerstwo."
Blondyn sięgnął dłonią na nocny stolik i odnalazłszy telefon, przechylił wibrujący ekran w swoją stronę. Zmrużył powieki, oślepiony zbyt jasnym wyświetlaczem. Jeszcze pięć minut - bez zastanowienia wcisnął po raz trzeci drzemkę.

Kiedy wyszedł z mieszkania, niebo wciąż było ciemne, ale z powodu licznych latarni oraz śniegu, miał wrażenie, że jest środek dnia. Podobało mu się to niewinne złudzenie, toteż starał się nie patrzeć do góry i koncentrować wzrok na chodniku. Miasto powoli budziło się do życia - auta rozchlapywały na pobocza osolony śnieg, ludzie zawinięci w grube szaliki schodzili się na przystanki albo sunęli na wpół uśpieni przez skwery, ciągnięci przez swoje psy. Wcisnął się w tłum oczekujących, by po chwili ruszyć razem z nimi w stronę autobusowych drzwi.

Przepychanki, nieobecne twarze i zapach cytrynowego płynu do podłóg. Zimna, zaparowana szyba i nagrzana przez obcą rękę barierka. Spokojny głos czyta kolejne przystanki, jakaś baba zapomniała, że wokół jest pełno ludzi i właśnie zdradza swoje sekrety komuś po drugiej stronie telefonu. Ciasnota, duchota, chaos, ale Taehyung skłamałby, gdyby powiedział, że ani trochę za tym nie tęsknił.
Najwyższy czas, by ponownie powitać codzienną prozę życia.

„Cieszę się, że już wróciłeś, Taehyung" - Namjoon objął go ramieniem na przywitanie, klepiąc w plecy odrobinę za mocno.
„Nie ufaj mu, cały czas narzekał, że tylko ty myłeś tutaj naczynia," wtrącił się Hoseok.
„Jungkook ma zmywarkę i już się odzwyczaiłem, więc porzućcie swoje nadzieje," zaśmiał się blondyn. Odwiesił mokrą kurtkę na wieszak i wszedł po schodach na piętro, już w połowie korytarza czując intensywny zapach kawy.

Jimin siedział przy stole - jedną ręką podpierał głowę na łokciu, drugą nieśpiesznie mieszał napój w kubku, który Taehyung podarował mu pod choinkę. Był to naprawdę wielki kubek, z masywnym uszkiem i grubymi ściankami, w kolorze bladej zieleni. Wybrał właśnie ten ze względu na włosy Yoongiego, teraz jednak tego żałował - rudzielec wpatrywał się tępo we wnętrze kubka, jakby czekał, aż posiadacz trawiastej czupryny ukaże tam swoje zafajdane oblicze.

Taehyung usiadł obok, delikatnie wyjmując mu łyżeczkę z dłoni.
„Jeśli nie odezwał się przez miesiąc, już się nie odezwie."
Jimin spojrzał na niego spod przydługiej grzywki w kolorze wyblakłej pomarańczy.
„Odezwał się już dawno, chciał się spotkać."
„A ty oczywiście się nie zgodziłeś, bo wolisz siedzieć i cierpieć."
Rudzielec prychnął pod nosem.
„Ty chyba nie rozumiesz, wszystko było jednym wielkim kłamstwem."
„Nie wszystko, twoja przemiana nie była kłamstwem. Twoje uczucia nie są kłamstwem. Tak po prostu to skreślisz?"
„Sam nie wiem, Taehyung."
„Chociaż go wysłuchaj."
Jimin upił łyk letniej już kawy i skrzywił się. Znowu zapomniał posłodzić.
„A jak twój ojciec?"
„Źle. Byłem u niego dwa dni temu, ale dziwnie się tam czuję."

Nie do końca umiał wytłumaczyć, co miał na myśli - dziwnie nie było najlepszym słowem. Nigdy nie miał z ojcem prawdziwej relacji, więc kiedy mężczyzna nagle złapał go za rękę, mógł przysiąc, że poczuł jakby ktoś wrzucił mu pod skórę kostki lodu. Zamiast zimna, czuł jednak wrzenie. Matka nie odstępowała jego łóżka nawet na krok i zawsze była na granicy płaczu. Łamało mu to serce, bo nie mógł jej powiedzieć, by przestała, ani że będzie lepiej. Wychudzone ciało, grymas bólu na ustach, wyrazy cedzone z trudem przez zęby, wymuszony uśmiech. Po wielu latach udało mu się zagrzebać miłość do ojca pod grubą warstwą obojętności i zwykłej, nieoczekującej niczego w zamian sympatii - nie chciał pozwolić, by z powodu choroby wszystko ożyło na kilka dni czy tygodni. Nie potrzebował tego.

„Myślę, że twój ojciec cię potrzebuje," odpowiedział Jimin, jakby czytał mu w myślach.
„Nigdy mnie nie potrzebował."
„Spytałeś go kiedyś o to? Chociaż go wysłuchaj." zacytował jego własną radę sprzed kilku minut. Szewc bez butów chodzi, ale jemu tak było dobrze. Całe życie chodził boso - jak by to było mieć pod stopami miękką podeszwę zamiast piachu i kamieni?

***

„Pojadę zrobić zakupy, jak wyjdziesz to zadzwoń."
„W porządku."
Taehyung cmoknął bruneta w zimny policzek i wysiadł z samochodu. Poprawił czapkę, przeglądając się w czarnej szybie - chociaż nie mógł przez nią zobaczyć Jungkooka, czuł na sobie jego wzrok i w ciemno odwzajemnił uśmiech, który z pewnością gościł teraz na ustach chłopaka. Auto wycofało i chwilę później został sam na parkingu, tak jak podczas ich pierwszego spotkania. Gdzie zniknęły te cztery miesiące? Czas naprawdę gonił na złamanie karku.

Kiedy wszedł przez automatycznie otwierane drzwi, jego twarz omiótł strumień ciepłego powietrza z klimatyzatora, a do nosa dotarł sterylny, lekko mdły zapach. Od zawsze nienawidził szpitali, już teraz czuł jak cały żołądek wykręca mu się na drugą stronę. Kupił w automacie foliowe kapcie i zaczął wspinać się powoli na trzecie piętro. Z jednej strony mu się nie śpieszyło, z drugiej chciał mieć wizytę jak najszybciej za sobą. Niestety nie dało się tego pogodzić, musiał się z tym zmierzyć.

„Cześć tato."
Mężczyzna odwrócił głowę w jego stronę i na ułamek sekundy uśmiechnął się, nieznacznie podnosząc rękę w geście przywitania. Matka, do tej pory drzemiąca na krześle, przetarła oczy wierzchem dłoni. Nigdy nie wiedział, co właściwie powinien robić podczas tych wizyt. Opowiadać o tym, jak minął mu dzień? Przecież nigdy tego nie robił. Pytać jak się dzisiaj czuje? Przecież widział, że coraz gorzej. Usiadł na brzegu łóżka. Niepokój zżerał go od środka.

„Kochanie, zostawisz nas samych?"
Taehyung odprowadził swoją matkę wzrokiem i kiedy oszklone drzwi zamknęły się za nią z głuchym pyknięciem, a sylwetka oddaliła się wzdłuż korytarza, poczuł jak w gardle rośnie mu wielka, ciężka gula.

FIRE-HATER |vkook|Où les histoires vivent. Découvrez maintenant