| 4 |

673 120 8
                                    

Taehyung siedział w samochodzie Jungkooka i cały promieniował ze szczęścia. Skoro chłopak zaprosił go na obiad, to chyba dobry znak, prawda? Jak dobrze, że postanowił się ładnie ubrać – wolał nie myśleć co by było, gdyby wpadł na Jungkooka w starym, wyciągniętym t-shircie.
„Co robiłeś w galerii? Byłeś na jakiejś wystawie?" zagadał brunet, nie odrywając wzroku od jezdni. Auto zwinnie lawirowało między pasami, wymijając kolejnych niedzielnych kierowców i przy okazji wbijając go w fotel. Drogi samochód, przystojny mężczyzna, prędkość grubo ponad tę dozwoloną i adrenalina. Taehyung nie przepadał za filmami akcji, ale bycie bohaterem jednego z nich okazało się być nad wyraz przyjemne.
„Szczerze mówiąc, byłem na twojej wystawie," przyznał się. Nie było sensu kłamać, nie miał nawet pojęcia, co znajdowało się na innych piętrach.
„Naprawdę? I co o niej sądzisz?"
Przez chwilę myślał, czy nie spytać go o tamte dwa obrazy, uznał jednak, że to nie jest odpowiedni moment. Było to w zasadzie bardzo prywatne pytanie i gdyby Jungkook chciał udzielić na nie odpowiedzi, napisałby o tym pod obrazem czy w jakiejś broszurze.
„Chyba nie rozumiem sztuki," odparł, a chłopak zaśmiał się w odpowiedzi.
„Jaka tam z tego sztuka, zwykłe obrazy. Lubisz naleśniki, Taehyung?" brunet posłał mu szybkie spojrzenie, uśmiechając się delikatnie. Boże, jaki on był piękny.
„Lubię," wydusił.
„To dobrze, mam w domu gotowe ciasto. Jestem królem naleśników, zaufaj mi."
Pokiwał głową w odpowiedzi, mimo iż Jungkook patrzył już na drogę i prawdopodobnie tego nie widział. Zaraz, w domu? Nie jadą do restauracji, a do jego własnego domu? Przecież ledwo się znali...

Jaguar zaparkował przed jednym z wieżowców, a Taehyung powoli wysiadł z auta, uważając, by nie uderzyć się w głowę, nie przytrzasnąć palca drzwiami czy coś podobnego. Na co dzień nie był taki niezdarny, był w końcu strażakiem - to przy Jungkooku zamieniał się w kupkę nieszczęścia. Podreptał za nim do środka, w ciszy wjechali na szóste piętro i w końcu znaleźli się za drzwiami. Patrząc na wnętrze nie mógł pozbyć się wrażenia, że wygląda ono bardzo podobnie do jungkookowych obrazów. Było to dość surowe mieszkanie. Beżowe ściany, czarne matowe panele, skąpe dekoracje. W sporym salonie połączonym z kuchnią długim blatem nie było żadnych mebli poza białą kanapą, naprzeciwko której na podłodze stało gigantyczne akwarium. W środku pływała tylko jedna, filigranowa czerwona rybka – wyglądała jak zagubiony kosmonauta w błękitnej otchłani. Usiadł na kanapie, obserwując Jungkooka smażącego sprawnie naleśniki.
„Utrzymujesz się z malowania?" zagadał dla przerwania ciszy.
„Praktycznie tak," odparł tamten, zsuwając z patelni ostatni, idealnie zarumieniony krążek. „Chciałbym mieć taką przyjemną pracę."
„To nie jest praca."
Jungkook postawił na blacie dwa talerze, słoik dżemu i górkę naleśników.
„Wiem, wiem, sztuka to pasja."
Wstał z kanapy i zajął miejsce na wysokim stołku obok bruneta.
„Nie, Taehyung. Ja po prostu muszę, inaczej-" ugryzł spory kęs i przez chwilę przeżuwał. „Wiesz co, nie chcę o tym teraz rozmawiać. Smakuje ci?" posłał mu lekki uśmiech, na co serce blondyna zrobiło małego fikołka.
„Rzeczywiście jesteś królem naleśników."
Taehyung nie umiał zapanować nad zachwytem w swoim głosie, ale to chyba nic złego. Obiad był naprawdę pyszny.

Po wszystkim Jungkook wsadził puste naczynia do zmywarki, a on zaczął zbierać się do wyjścia. Z jednej strony chciał zostać dłużej, najlepiej cały dzień i po prostu na niego patrzeć, z drugiej jednak czuł się jak intruz, który z jakiegoś powodu nie powinien tutaj przychodzić. Zawiązywał sznurówki, myśląc o tym, a kiedy się podniósł, Jungkook znowu stał niebezpiecznie blisko. Poczuł, że robi mu się gorąco. Brunet nachylił się przez jego ramię, majstrując przy otwieraniu zamka w drzwiach.
„Trzeba było powiedzieć, bym się przesunął," powiedział prosto w szyję Jungkooka. Chłopak zastygł i odwrócił głowę. Był. Zbyt. Blisko. Jak gdyby i tak sama jego obecność nie sprawiała, że wszystkie jego organy wykonywały kosmiczne akrobacje.
„Hm?" uniósł kącik ust w zawadiackim uśmiechu. Był niemal pewien, że brunet słyszał, jak głośno przełknął ślinę.
Taehyung nie miał zbyt wielkiego doświadczenia w kwestiach romansów, nie licząc kilku krótkich znajomości. Owszem, całował się i to nie raz, ale nigdy nie czuł się w ten sposób. W każdym razie, w dramach które męczył dla odmóżdżenia się po służbie, nie raz widział takie sytuacje – on nachyla się nad nią, cały świat na chwilę się zatrzymuje, a potem łączą swoje usta w drapieżnym pocałunku. Tak, to zdecydowanie była ta sytuacja. W wyobraźni już czuł jak słodkie muszą być usta bruneta i jak ciepły jest jego język, wdzierający się do jego buzi. Przymknął powieki, nachylając się lekko w stronę Jungkooka, serce waliło mu jak szalone. Zaraz, co to za dźwięk? Otworzył oczy. Jungkook w końcu przekręcił zamek i nacisnął na klamkę, wpuszczając do przedpokoju zapach świeżo malowanych ścian klatki schodowej. Gdyby mógł, zamieniłby się teraz w robaka i pozwolił zdeptać, byleby tylko nie czuć tego upokorzenia.

„Odwiozę cię do domu, w porządku?" odezwał się jak gdyby nigdy nic, obdarzając go dziwnym spojrzeniem.
„Dzięki, nie trzeba. Muszę się przejść."

Wystarczy tych emocji na dzisiaj, zdecydowanie.

„A, i dzięki za obiad," dodał zanim drzwi do windy zamknęły się, zostawiając go samego. Oparł się o barierkę i przewachlował twarz dłońmi.
„Kim, jesteś beznadziejny," powiedział sam do siebie, wskazując swoje odbicie w lustrzanej ścianie, „totalnie beznadziejny."

FIRE-HATER |vkook|Where stories live. Discover now