| 7 |

624 109 14
                                    

Telefon dzwonił dobrą chwilę, zanim Taehyung podniósł słuchawkę uświadamiając sobie, że to wcale nie budzik. „Halo?" powiedział zaspanym głosem.
„Gdzie ty jesteś? Rozchorowałeś się albo coś?"
Spojrzał momentalnie na zegarek, rzucił szybkie „o kurwa zaspałem," po czym zerwał się z łóżka w stronę garderoby. W pośpiechu wyciągnął pierwszą koszulę i spodnie, przepłukał zęby i wybiegł z mieszkania. Jeśli autobus zaraz podjedzie, spóźni się tylko pół godziny. Super.

„Przepraszam za spóźnienie," wysapał wpadając prosto na siłownię, gdzie koledzy wyciskali już z siebie siódme poty.
„Nam się nie tłumacz, spoko," rzucił Hoseok z bieżni, „co najwyżej wkurzysz Namjoona, ale wiesz, że cię uwielbia." Jimin uśmiechnął się do niego, poruszając brwiami w górę i w dół. Co prawda przegapił dzisiejsze śniadanie, ale i bez relacji przyjaciela widział, że ten bawił się wczoraj wyśmienicie – ślady upojnej nocy miał wymalowane na całej szyi. Przebrał się szybko w dres i po chwili ćwiczył już razem z nimi, powoli odzyskując równowagę utraconą przez nagłą pobudkę. Potem nadszedł czas na prace operacyjne, sprawdzanie gotowości sprzętu oraz inne zajęcia, mniej lub bardziej monotonne. Koło godziny trzynastej otrzymali zgłoszenie – na szczęście niegroźny wypadek, bez żadnych ofiar. Taehyung odetchnął z ulgą, gdy po powrocie do bazy w końcu udało mu się zjeść małą kanapkę, pierwszy posiłek tego dnia. Siedział sam w kuchni, patrząc się bezmyślnie za okno, przeżuwając w ustach suchy chleb z serem, którym poratował go Hoseok. Jaguar wjechał na parking tak szybko, że ledwo zorientował się, kiedy jego właściciel wysiadł i skierował się w stronę drzwi wejściowych. Cóż, tym razem przynajmniej zaparkował poprawnie. Kiedy dotarło do niego co się dzieje, zerwał się z krzesła i wyszedł na korytarz. Wcale nie będzie dziwne, gdy wpadnie na niego przypadkiem, prawda? W końcu tu pracował. Usłyszał perlisty śmiech Jimina gdzieś na parterze.
„Tak, oczywiście, że mogę go zawołać," zagruchał, podczas gdy Taehyung zbiegał już po schodach. Na ostatnim zakręcie zwolnił, starając się nie wyglądać jak zadyszane zwierzę, po czym podszedł do pary mężczyzn. Jimin wyglądał, jakby miał się zaraz zaślinić, a Jungkook cóż – wyglądał idealnie.

„O, Jungkook, co ty tutaj robisz?" zagadał, uśmiechając się od ucha do ucha.
„To ja już sobie pójdę." Jimin posłał mu spojrzenie mówiące: „zdziałaj coś, albo cię zabiję" i ulotnił się tanecznym krokiem, zostawiając ich samych.
„Miło cię widzieć, Taehyung," brunet przeczesał ręką włosy, lustrując go wzrokiem od góry do dołu z rozbawieniem. „Przejeżdżałem akurat nieopodal i pomyślałem sobie – wstąpię i zapytam," przestąpił z nogi na nogę, robiąc sekundową pauzę, „nie poszedłbyś ze mną dzisiaj na jakąś imprezę?"
„Imprezę?"
Przecież Taehyung nienawidzi imprez. Przez wyjście na piwo potrafi spóźnić się do pracy, bo wyprowadza go to z równowagi.
„No wiesz, jakieś kluby, te sprawy. Fajnie nam się jadło obiad, chcę cię poznać lepiej, a jak to mówią, poznasz człowieka w tańcu czy coś takiego" - puścił do niego oczko. Przez chwilę mrugał intensywnie, analizując każde słowo bruneta. Poznać lepiej. Kluby. Taniec. Poznać lepiej.
„Czemu nie?"
Jak to czemu nie? Chociażby dlatego, że nienawidzisz klubów, Taehyung. Było już za późno, zgodził się. Gdyby tego nie zrobił, cały wieczór topiłby smutki, oglądając ulubione sceny z dram i udając, że to z tego powodu szlocha, a tak naprawdę plując sobie w brodę.
„To spotkajmy się tutaj o dwudziestej. Normalnie bym po ciebie podjechał, ale skoro idziemy się bawić, to nie mogę prowadzić."
Pokiwał głową mówiąc mu, że się zgadza, a Jungkook pożegnał się i poszedł, jeszcze na kilka sekund zostawiając w powietrzu zapach swoich perfum. Taehyung westchnął głośno i zrezygnowany zaczął wspinać się z powrotem do kuchni, napotykając Jimina stojącego zaraz za zakrętem.
„To ja, żeby wyciągnąć cię na piwo, zgodziłem się na randkę z tym kociarzem, a ty tak po prostu mówisz „czemu nie?"" pokręcił głową z dezaprobatą, „ale przyznaję rację, jest boski. Ach, gdybym to ja zobaczył go pierwszy!"
„Daj spokój, widzisz mnie w ogóle w klubie? Nie wiem co ja odpierdalam, Jimin."
„Nie wiem co odpierdalasz, ale to mocno nie w twoim stylu."

Weszli z powrotem do kuchni, dosiadając się do Hoseoka.
„Zgadnij, kto dzisiaj zaliczy!" rzucił rudzielec, wiercąc się na krześle.
„Myślałem, że po wczoraj nie możesz chodzić, Park," szatyn uśmiechnął się dziko.
„Nie mówię o nas, palancie, ale o tym słodziaku tutaj!" wskazał ręką na zażenowanego Taehyunga.
„To prawda, aspirancie Kim?"
Hoseok starał się zachować poważną minę, w końcu jednak prychnął pod nosem.
„Idę dzisiaj na randkę z Jungkookiem," wyjaśnił.
„Z kim?"
„Z tym gościem od jaguara," wtrącił się Jimin, a ich kolega w końcu połączył fakty z wczorajszą rozmową przy piwie.
„To powodzenia stary."
Taehyung podziękował, odłożył puste kubki do zlewu i wyszedł do łazienki, dopiero teraz widząc się w lustrze. Włosy z jednej strony przyklapnięte, z drugiej za to sterczące we wszystkie strony, do tego tragicznie suche usta. Dobry Panie, dlaczego właśnie dziś?

FIRE-HATER |vkook|जहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें