| 10 |

560 112 16
                                    

Od kilku dni Taehyung chodził tak, jakby latał. Sama myśl o brunecie wystarczyła, by zaczynał uśmiechać się sam do siebie, a myślał o nim praktycznie na okrągło. Fakt, że byli dzisiaj umówieni na maraton filmowy u niego w domu, tylko jeszcze bardziej go nakręcał.
W dodatku właśnie dostali wezwanie, na które czekał od dawna.

„Pamiętaj Jimin, masz się z nim umówić."
Rudzielec wykręcił usta w krótkim grymasie. Pewnie myślał, że zapomniał o ich umowie, ale nic z tego! To była druga sprawa, zaraz po Jungkooku, która go teraz obchodziła. W zasadzie nie miał pojęcia, jakim człowiekiem był tamten chłopak, ale wydawał się być inny niż wcześniejsze sympatie jego przyjaciela, a to mu wystarczyło.
„Jeśli zrobi mi krzywdę, to ci nie daruję," posłał mu groźne spojrzenie.
„Nie żartuj Jimin, jesteś od niego silniejszy, przecież on wygląda jakby nie miał mięśni. W dodatku mieszka sam z kotem."
„No właśnie, dlaczego miałbym się umówić z kimś, kto nawet nie ma mięśni i mieszka sam z kotem!?"
Taehyung widział, że tak naprawdę Jimin ma na niego ochotę – może i chciał udawać, że jest teraz zły, ale oczy miał dalej radosne, a to dobry znak.
„Jak pójdziecie na randkę, to mi powiesz dlaczego."

Wyszli we trójkę z samochodu – on zaczął jak zwykle podstawiać drabinę, Jimin nerwowo tuptał w miejscu, a Namjoon głęboko westchnął i podszedł do ogrodzenia. Nie miał ochoty brać udziału w tej farsie i chociaż nic nie mówił, szczerze też chciał, by Jimin umówił się z tym śmiesznym kolesiem. Wysoki blondyn pracujący w ogrodzie po drugiej stronie płotu przerwał zbieranie małych pomidorków do miski i odwiązawszy różowy fartuszek, podszedł do niego, posyłając mu ciepły uśmiech.
„Dzień dobry panu!" rzucił, opierając się o płot, „to co zwykle widzę."
„Dokładnie, dla takich chwil zostałem strażakiem," odparł cierpko, „żeby ściągać z drzew szalone koty." Blondyn zaśmiał się i nachylił konspiracyjnie w jego stronę - „to nie wina tego kota, a jego pana."
„To znaczy?"
„Wie pan, ile on się za każdym razem napracowuje, żeby tego kota tam umieścić?" wyszeptał, „w sumie jestem pełen podziwu i powiem panu coś jeszcze."
Namjoon nachylił się bliżej, tak by inni nie mogli ich usłyszeć. Kątem oka obserwował, jak Taehyung wchodzi już po drabinie, szukając wielkiego, białego persa w gałęziach.
„Widzi pan, ja myślę, że on tego kota trenuje, tak żeby nie zeskakiwał. Przyznaję, że to tłuste, ożarte bydlę, ale wcześniej skakał, a teraz nie skacze."
Namjoon pokiwał głową ze zrozumieniem.
„Niech to zostanie między nami, jeśli aspirant Park się dowie, to się z nim nie umówi."
„Jasna sprawa, też im kibicuję," odparł blondyn, po czym pożegnał się z nim i wrócił do pracy w ogrodzie.

Tymczasem kot został już ściągnięty i siedział spokojnie, jakby utknięcie na kilkumetrowym drzewie było całkowicie normalne, w objęciach swojego pana. Zielonowłosy cmoknął delikatnie zwierzę w czubek futrzastej głowy.

„Dziękuję wam bardzo," powiedział, zatapiając rozmydlone oczy w Jiminie.
„Mam nadzieję, że to ostatni raz," jęknął Taehyung, chowając drabinę do samochodu. Namjoon poszedł za nim, zostawiając rudzielca samego ze swoim wielbicielem.
„Nie zostaniesz na obiad?"
Puścił zwierzę wolno, podchodząc bliżej Parka.
„Teraz jestem na służbie," odpowiedział, ale słysząc Taehyunga pochrząkującego znacząco, od razu dodał: „ale mogę przyjść jutro, bo mam wolne."
Zielonowłosy chyba nie spodziewał się pozytywnej odpowiedzi, bo stał z szeroko otwartymi ustami, po chwili jednak na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
„Jak masz na imię?" zapytał Jimin. Byłoby głupio nie wiedzieć jak się nazywa i wciąż używać śmiesznych przydomków, jakie wymyślili mu razem z kolegami.
„Yoongi."
„Miło mi cię poznać, jestem-"
„-Park Jimin, wiem," uśmiechnął się jeszcze szerzej. „Będę czekał o piętnastej, mam nadzieję, że naprawdę przyjdziesz, bo sam nie zjem tak dużo, a mój kot jest wystarczająco spasiony."
„Przyjdę, nie martw się," zaśmiał się krótko, „do zobaczenia."

Kiedy wyjeżdżali z posesji, Yoongi pomachał mu jeszcze raz na pożegnanie i ucieszony poszedł do domu, zgarniając kota pod pachę. Jimin czuł się dziwnie. Powinien być wściekły, prawda? W końcu Taehyung zmusił go do tej randki. Dlaczego w takim razie nie mógł się tego doczekać? Z jednej strony naprawdę trochę się bał – pięć minut temu dowiedział się dopiero jak tamten miał na imię, w dodatku on zdawał się wiedzieć o nim znacznie więcej. Z drugiej jednak... wyglądał trochę słodko, cmokając tę białą kupę kłaków. Nie, przestań, wcale nie był słodki. Był dziwny. Szalony. Kto normalny tak by za nim latał? Prawdziwe szaleństwo...

„O czym tak dumasz, Jimin?" Taehyung klepnął go kilka razy po ramieniu, „pamiętaj, cała nasza drużyna będzie czekać na sprawozdanie, w końcu pomagaliśmy ci w spełnieniu tego marzenia." Jimin rzucił mu kolejne groźne spojrzenie. „Więc wiesz, spisz się tam."
„O co wam wszystkim chodzi," wyjęczał czerwonowłosy, chowając twarz w dłoniach, ale Taehyung i tak zauważył ten delikatny rumieniec.
„O nic nam nie chodzi," odpowiedział obojętnie, „co nie Namjoon?"
„Mnie w to nie mieszaj, nie obchodzą mnie plotki i jakieś romanse," rzucił w ich stronę, „ale jeśli chcesz znać moje zdanie Jimin," zrobił znaczącą przerwę, odchrząkując, „to myślę, że w końcu masz szansę być na górze." Taehyung zaczął dusić się ze śmiechu, a Jimin udusiłby Namjoona gdyby nie fakt, że tamten prowadził samochód.

FIRE-HATER |vkook|Where stories live. Discover now