Realizm czasem zabija wszystko

190 18 8
                                    




W pomieszczeniu zapadła cisza, ale w mojej głowie trwał harmider niewyobrażalnych rozmiarów. Przeleciałem wzrokiem po podłodze, a dokładniej po poukładanych na wierzchu ubraniach i rozwartych, jeszcze pustych, dwóch walizkach.

-Może ci pomogę? - Spytałem dręczony milczeniem, ale dziewczyna jakby nie umiała mi ulżyć. Teraz była jak zamknięta księga, a takiego porównania nigdy bym nie użył w stosunku do tej drobnej nastolatki. Ścisnęła lekko usta i zatrzymała wzrok gdzieś na ścianie.

-Nie, poradzę sobie, ale łatwiej byłoby mi... samej. - Nie spojrzała na mnie, nawet nie przybrała konkretnego wyrazu twarzy, co było dla mnie jednoznaczne, ale i bolesne.

Wcisnąłem dłonie w kieszenie ciasnych spodni, po czym powoli obróciłem się tyłem do Jagody... Tak, to imię będzie za mną podążać do końca, choć nie wiem czy to dobrze, czy tez zupełnie przeciwnie. Nie mam na to wpływu.

Walczyłem ze sobą, by stawiając kolejne kroki w drodze do drzwi nie obrócić się za siebie. Położyłem rękę na oziębłej klamce i nacisnąłem, ale nie do końca... Umysł odwodził ten pomysł, ale serce błagało o odwrócenie się. Pierwszy raz się oparłem, drugi raz nie dałem rady.

Zacisnąłem wargi w prostą linię, po czym zerknąłem za siebie, nieoczekiwanie natrafiając na młode oczy i smutny uśmiech.

-Trzymaj się... księżniczko. - Słowa nasunęły się same w myślach, ale usta pozostały zaciśnięte. Już chciałem unieść kącik, ale musiałem to już zakończyć, bo dalszy kontakt z nią mógł oznaczać poddanie się własnym emocjom, a to zwodzi mnie coraz częściej.

Drzwi się zamknęły, oddzieliły nas. Oparłem się bezsilnie o barierki, za których widać było całe dolne piętro. Tak się cieszę, że nie ma nikogo w salonie... bo mało kto jest zaszczycony ujrzeć u mnie cieknące łzy.


*Perspektywa Wiktorii*

Stoje tutaj już z pięć minut, a i tak za nic nie mam pomysłu jak rozpocząć tą rozmowę.

No nic, raz kozie śmierć.

Uchyliłam drzwi powoli, po czym zajrzałam ostrożnie do środka. O dziwo łóżko było puste, ale kołdra nadal była wymemłana. Adama nie było tam, ale zauważyłam zapalone światło w łazience. No tak, cały on. Nawet pomimo doła lubi o siebie dbać, ale to chyba da się zauważyć już po kilku dniach znajomości z Lambertem. Po czym można rozpoznać jego pogorszony stań? Tylko po nieułożonej kołdrze...

Zamknęłam za sobą drzwi powolnym ruchem, słysząc potem już tylko cichy szum lecącej wody rozchodzący się po pokoju.

Moje kroki na wykładzinie były nie do wykrycia. Rozejrzałam się po pokoju, który jak mówiłam, jest martwy bez Adama... Zwaliłam się na posłanie wokalisty, odwrócona plecami do drzwi łazienki. Podkuliłam kolana i oparłam na nich brodę, zamykając przy tym nadal pobolewające oczy. Nie chcę spać, a poza tym stres sam nie dałby mi tego zrobić, gdybym tego rzeczywiście chciała. Jak przeprosić kogoś, z kim nawet nie przypuszczałbyś, że możesz się pokłócić lub mieć napiętą sytuacje? Czy my się w ogóle na siebie gniewamy? Mam takie wrażenie, ale raczej nic na to nie wskazuje. Przykro mi tylko dlatego, że on chowa przede mną swoje uczucia i myśli, bo brak zaufania boli najbardziej ze wszystkiego. Najzwyczajniej doprowadził do tego, że kocham go jak rodzonego ojca, choć w ustach tak młodej osoby może to wydać się śmieszne i mało poważne... Ale mam to gdzieś, a moje uczucia to moja sprawa.

Bujałam się zwinięta w tył i w przód, jak mała, zagubiona dziewczynka. Do tego jeszcze wyjazd mojej przyjaciółki... Wszystko nagromadziło się w takim czasie. Niby dwa problemy, a jakie ogromne i nielitościwe.

-Nigdy cię nie opuszczę... - Szepnęłam do siebie i zacisnęłam pięści z całych sił, aż poczułam przepływ bólu i skurcz mięśni. Te słowa Adama nadal przy mnie były, ale brakowało mi zawsze jego, gdy sobie o nich przypomniałam. Może krótko się nie widzimy, ale dla mnie to najgorszy czas od dawna. Jego smutek działa na mnie wyniszczająco, czego sama nie jestem w stanie zrozumieć, ale tak jest.

Teraz oparłam czoło na kolanach, więc zwinęłam się do końca. Do pokoju, przez zamknięte drzwi wkradła się rozpacz, co poczułam w swoim oddechu i wilgotnych kącikach oczu. Pierwsza łezka poleciała, ale szubko ją otarłam nerwowym ruchem. Za często płacze, stanowczo za często... Nie ważne czy ze smutku, czy szczęścia.

Usta wykrzywiał mi grymas bezsilności, zamknęłam oczy. Mój pojawiający się szept utworzył słowa piosenki, której przecież niedawno słuchałam.

-A red river of screams, underneath

Tears in my eyes, underneath

Stars in my black and blue sky

And underneath, under my skin

Underneath, the depths of my sin... - Szept brzmiał w pomieszczeniu, ale w mojej głowie słyszałam pełny głos. Może zachowuje się głupio według niektórych, ale gdy jestem smutna, to tylko muzyka jest w stanie zatrzymać mnie przy zdrowych myślach. Mój umysł jest tak zbudowany, nie ja go tworzyłam.

-Look at me, now do you see? - Poczułam na policzku lekko mokrą skórę, a potem całe ciało zostało ogrzane przez innego człowieka. Przyłożył dłoń do mojego policzka, po czym delikatnie przyciągnął do siebie, pozwolił się wtulić w tors pozbawiony odzienia, przez co grzejący przecudownie.

Nie umiałam się do niego odezwać, by nie zniszczyć tej upajającej chwili. Otulił moje kolana ramionami, przez co cała byłam przy nim.

-Czy naprawdę kojarzę ci się teraz z tą piosenką? - Usłyszałam cicho tusz przy moim uchu. Sam głos wokalisty brzmiał ciepło, wręcz żywcem wyjęty ze snu.

-Przepraszam cię. Nie powinnam ci przeszkadzać. - Odpowiedziałam równie cicho, tuląc się do Adama kurczowo. Jego wilgotna skóra moczyła mi lekko ubranie, ale nawet nie myślę o odsunięciu się.

-Nie. Zostań. - Oparł głowę o moją, poczułam jego oklapnięte włosy na czole. Podniosłam wzrok i na spojrzałam na niego mimo wszystko. Przyglądałam mu się uważnie, na co on tylko opiekuńczo wpatrywał się w moje oczy, nawet na chwilę nie chcąc spuścić spojrzenia.

-Co się dzieje? - Po tych słowach mężczyzna pobladł znacznie, co mnie wcale nie zdziwiło. Widzę, że cierpi, a to nie jest miły widok. Poluzował prawie niezauważalnie uścisk, na co ja złapałam go mocniej. Wcisnęłam palce w jego skórę na plecach, co zrozumiał i już się nie próbował odsunąć.

-Nie umiem ci tego powiedzieć mała, ale też to nie jest twoje zmartwienie. - Odpowiedział wolno, ale mało przekonany.

-Adam... Powiesz chociaż o co chodzi? - Bez chwili zwłoki przebiłam wokalistę spojrzeniem. Odetchnął głęboko, po czym oparł rękę dalej za mną, by mieć oparcie w czasie, gdy przybliży usta do mojego ucha. Szepnął... A ja pokiwałam spokojnie, choć w środku wszystko wierciło się z nie spokojem. Czy odpowiedz mnie zdziwiła? No może odrobinę.

-Teraz widzisz, że nie masz co się martwić? - Półnagi gwiazdor spojrzał na mnie niepewnie i lekko nerwowo, ale pokiwałam głową po chwili namysłu.

Adam przytulił mnie mocno, uśmiechając się jak dziecko. Adam? Nie spodziewałam się po nim takich uczuć, ale teraz to wszystko wyjaśnia. Nie zamierzam się dowiadywać kogo, ale wiem, że kogoś kocha... Ale w głęboko w podświadomości mam imię tej osoby, ale to głupie i nierealne...

Druga Szansa - Adam Lambert Story (w trakcie popraw)Waar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu