To mnie wypala... Cz.2

208 22 10
                                    




Uchyliłem powoli białe drzwi. Ręka na klamce zaczęła się lekko trząść, a ja nie mogłem tego opanować.

-Wiki? Mogę wejść? - Zajrzałem ostrożnie do pokoju. Spodziewałem się na początek wygonienia lub po prostu krzyku, ale zastałem tylko cichy szloch... Teraz poczułem się jak ostatni drań. Zacisnąłem wargi, ale i tak wszedłem i zamknąłem za sobą drewniane drzwi.

-Adam nie teraz... Proszę. - Usłyszałem w połowie drogi do łóżka. Głos dziewczyny był ochrypnięty i słaby, czyli płacze już dość długo.

-Nie mogę czekać mała, bo to ja cię skrzywdziłem. - Usiadłem obok leżącej na łóżku drobnej postaci, po czym zawahałem się, ale położyłem dłoń na jej roztrzęsionym ramieniu. Wiktoria przestała na chwilę płakać, po czym podparła się ramieniem i usiadła twarzą do mnie. Patrząc na nią miałem ochotę płakać... Ukryłem twarz w dłoniach i zacisnąłem powieki z całych sił. Miałem w tamtym momencie nadzieję, że to tylko jakiś koszmar, a obudzę się zaraz z małą przy boku.

-Aż tak źle? Przecież to zejdzie. - Choć smutnym głosem, to nastolatka starała się mnie pocieszyć mimo wszystko.

-Nie chodzi, że zejdzie! Chodzi o to, że to w ogóle masz! I to przeze mnie! Zawiodłem... Wiedziałem, że miałabyś lepiej beze mnie. - Potarłem dłońmi oczy, prawdopodobnie rozmazując tym sposobem tusz, ale nie dbam teraz o to. Chciałem zacząć krzyczeć ze złości, ale coś mnie powstrzymało, a dokładniej dwoje błękitnych oczu wpatrzonych we mnie. Spojrzałem znów na jej bladziutką twarz i cała złość zmieniła się w opiekuńczy smutek. Coś na mnie zadziałało... Tylko nie wiem dokładnie co. Jej osoba, jej spojrzenie, czy może moje uczucie do niej.

-Ja wiem tylko, że takie gadanie mnie strasznie denerwuje Adam, bo nie wyobrażam sobie życia gdzieś indziej, niż tutaj z tobą. Jesteś kochającym mężczyzną, a jeszcze bardziej kochającym opiekunem. A dzisiejsze wydarzenie to zwykła pomyłka... bo normalnie byś się tak nie zachował. Mam rację? - Przejrzała mnie? Jakim cudem wiedziała coś, co właśnie miałem jej wyznać? Czyli znała mój koszmar... Chyba jej nie doceniam.

-Masz racje. Chciałem o tym z tobą pogadać wcześniej, ale przez tamto nie miałem odwagi... Tak cię skrzywdziłem... a chciałbym, żebyś mi ufała tak jak wcześniej. - Po tych słowach spuściłem głowę na dół, a kosmyki moich włosów zleciały mi na czoło. Poczułem rosnące napięcie wewnątrz siebie i w końcu nie dałem rady. Z moich oczu zaczęły płynąc ciepłe łzy, a tego dawno już nie doświadczałem. Czuję się bezbronny jak dziecko, a moje nerwy są bardziej poszarpane, niż struny gitary.

W tamtym momencie chciałem pogrążyć się w rozpaczy, ale ciepło oplatających mnie ramion odwodziło ten pomysł. Znów poczułem jej ciepło przy mnie, a to było warte wszystkiego. Oparłem czoło na jej głowie i jeszcze raz gorzko zapłakałem.

-Przecież nadal ufam, ale i tak bym nie przestała. Wybaczam ci, ale musisz mi powiedzieć o twoim problemie. - Spojrzałem na nią poważnie, a ona uśmiechnęła się mimo siniaka na prawym policzku. Wciągnąłem powietrze do płuc, zebrałem myśli, po czym opowiedziałem jej o wszystkim...


********************



-Tommy też wie? - Zapytała Wiktoria spokojnym tonem, ale jej wyraz twarzy świadczył o jej zaniepokojeniu.

-Tak. Obiecał mi pomoc swoją i swoich znajomych. Może raz na zawsze pozbędę się tego ciężaru... - Pogłaskałem Wiktorię po materiale czarnych spodni, a ona spojrzała na mnie niepewnie.

-A musisz do niego iść? - Spytała niemal błagalnym tonem.

-Sam nie mam ochoty, ale chyba na to wychodzi. Wiktora musisz mi wierzyć, że się od niego uwolnimy. Jeśli ty zaczniesz w to wierzyć, to tylko dodasz mi odwagi. - Spojrzałem na nią i lekko się uśmiechnąłem, a dziewczyna pokiwała głową i mocno się we mnie wtuliła.

-Na pewno się uda, ale masz na siebie uważać. - Szepnęła mi do ucha, a ja pogładziłem ją po plecach.

-Spokojnie, raczej w ciążę nie zajdę. - Zaśmiałem się wesoło, a ona szturchnęła mnie w ramię z oburzeniem, ale potem i tak się uśmiechnęła.

-Ty nawet w takiej sytuacji nie umiesz być poważny. - Zaśmiała się i popchnęła mnie w tył. Padłem na mięciutki materac łóżka czternastolatki, a ta od razu położyła głowę na moim brzuchu, a rękę przełożyła pod moimi plecami. Przytuliła się do mnie z wielkim uśmiechem na ustach. - I za to cię uwielbiam.

-Przecież wiem. - Ułożyłem się wygodniej, a ciepło drugiej osoby sprawiło, że moje powieki stawały się z każda chwilą cięższe. - Ciebie też muszę tego nauczyć.

-A czego mnie jeszcze umiesz nauczyć? - Spojrzała na mnie z dwuznacznym uśmieszkiem, a ja zaśmiałem się pod nosem.

-Nie bądź taka cwana mała. Jeszcze wiele przed tobą. ,,Ale ile za tobą" - Dodałem ze współczuciem w myślach.

-Wiem Adaś... Mi się nigdzie nie śpieszy. - Zamknęła powieki i ułożyła wygodniej głowę. Sam oparłem głowę o poduszkę i zamknąłem oczy. Myślałem o jutrze. O tym co muszę zrobić, by się raz na zawszę uwolnić. A o dzisiejszym zdarzeniu wolałbym zapomnieć.


*Perspektywa Tommy'ego*

-Ale to bardzo pilne Hania! Ten facet może mu coś zrobić, a mnie niestety skojarzy. Potrzebuje twojego doświadczenia. To ty tutaj jesteś pie*szonym gliną!  - Podniosłem głos do słuchawki, a potem poczułem lekki gorąc na policzkach.

-Nie unoś się tak blondyn! Dobrze, pomogę tobie i twojemu kochasiowi, ale będziesz moim dłużnikiem. - Zaśmiała się lekko, co mnie poddenerwowało. Lubię sobie żartować z tego z Adamem, ale w ustach innych to mnie najzwyczajniej denerwuje.

-On nie jest moim koch... Ah no dobrze. Przyjedziesz na chwilę, by omówić dokładniej nasze działanie? Ten typ zażądał spotkania już jutro, a Adam jest dosłownie w rozsypce. - Ściszyłem nieco głos, gdyż na pewno Lambert zaprzeczyłby mojemu stwierdzeniu, ale oczywiście wbrew prawdzie.

-Jasne, możesz się mnie spodziewać dzisiaj wieczorem Tom. Postaw Adama i domatorów na nogi, bo coś czuje, że ta akcja będzie wymagać większego zaangażowania z naszej strony. Ty również przygotuj się na jakąś rolę. Wszystko jasne? - Co ja bym bez niej zrobił? Chyba bym się przebrał w ciuchy Lamberta i sam poszedł do tego wariata... Tak, jestem na to gotowy.

-Jasne, ale nazywaj mnie Tommy... I Hania?

-Tak?

-Dziękuje. Bez ciebie bym sobie nie poradził.

-Nie słódź mi blondynku, ale i tak nie ma za co. Widzimy się wieczorem. Nic się nie martw.

-Postaram się... - Odparłem bezsilnie i zakończyłem połączenie wciskając czerwoną słuchawkę.

Odłożyłem telefon na stolik przed kanapą, na której nadal spała Jagoda... Mam ogromną nadzieję, że mnie zrozumie, że obie dziewczyny nas zrozumieją. Nie wytrzymałbym jej nienawiści do mnie, ale myślę, że ona o tym dobrze wie.

Musze iść zaraz po Adama. Mam nadzieję, że już między nimi się ułożyło, bo teraz nie możemy zostawić Lamberta w potrzebie. To twardy człowiek, za co go czasem szanuję, ale nawet on sam temu nie podoła.

Druga Szansa - Adam Lambert Story (w trakcie popraw)Où les histoires vivent. Découvrez maintenant