Rozdział 7- Propozycja dawnych lat

184 18 9
                                    




*Perspektywa Adama*

Starałem się skupiać wzrok na drodze przed kołami samochodu, ale odpicie blondyna w lusterku przykuwało moją uwagę. Nie było okazji, której bym nie wykorzystał na spojrzenie na niego. Jego twarz znacznie pociemniała, a przy jasnej cerze zdawała się być po prostu szara, jak burzowe chmury. Niemalże niezauważalny szczegół, lecz przy dłuższej obserwacji widać kąciki poniżej normy. Gorączkowo myślał i gapił się w nieosiągalny punkt na horyzoncie.

Znów popatrzyłem na drogę. Samochód przed nami, samochód za nami... Zerknąłem ukradkiem na odbicie chłopaka. Podparł brodę dłonią, a łokieć ręki na oparciu drzwi. Melancholia pomieszana ze smutkiem. Już widziałem u niego ten stan. On nie umie być tylko smutny, lub tylko zamyślony. Odcina się gdy jest źle. Ostatnio było tak jakiś czas temu, gdy odeszła osoba bliska jego sercu. Teraz też tak jest, ale chociaż wie, że nie odeszła z tego świata.

Kiedyś lubił on cytat: *Czasem lepiej być samotnym.* *Dlaczego?* *Ponieważ nikt Cię wtedy nie skrzywdzi...*

Nawet nikt nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo martwi mnie takie myślenie. Jeśli coraz bardziej się w to zagłębisz, to się gubisz... Zapomnisz co to miłość, co to dotyk kochanka, co to ciało w stanie rozkoszy.

Dlaczego ja w ogóle o tym myślę? Czemu nie zajmę się sobą?

Może dlatego, że on nie jest mi taki obojętny? A może dlatego, że wierze w cuda... Piękne cuda o ciemnych oczach.

-Twoja mina zdradza, że dobrze się bawisz. - Spuściłem wzrok z lusterka. Dziewczyna na siedzeniu pasażera uśmiechała się wyraźnie, ale subtelnie.

Kiwnąłem tylko nieznacznie głową, a po ponownym zerknięciu w lusterko zobaczyłem patrzącego na mnie Ratliffa. Jak poparzony odwróciłem głowę w stronę drogi, spinając przy tym mocno kark... Już ani razu nie popatrzyłem się w lusterko (a powinienem podczas jazdy), ale czułem wzrok zawieszony tuż przy moim ramieniu. Jego pole widzenia było dla mnie wyczuwalne, a myśl o tym spojrzeniu była niemal niemożliwa do zniesienia. Przyjaciel jest mi bliski, to pewnie dlatego. Przerabiałem już ten temat kilka lat temu, i nie zamierzam znów mieszać się w przywiązanie uczuciowe, nie tym razem. Nie zniosę tego. Nieosiągalny - to słowo dla mnie nie istnieje, ale nie w przypadku tego szczupłego gitarzysty. Odkąd go poznałem, zawszę wiedziałem, że będą z nim same kłopoty.

Uśmiechnąłem się lekko pod nosem. Nie umknęło to uwadze Wiktorii, bo gdy tylko na nią spojrzałem, to zobaczyłem na jej buzi słodki uśmiech. Ciekaw jestem, ilu faktów już się o mnie domyśliła.


********************

55

Znowu nic...

56

Tego nie lubię...

57

A twórcy tego powinni sprawdzić datę ważności...

Jak zwykle telewizja nie umie mnie zaciekawić, a teraz akurat potrzebuje się na czymś skupić. Dosłownie czymkolwiek. Proszę tylko o jeden, dobry kanał... Za dużo?

Chcę zapytać go teraz, ale czy pytanie w tym momencie o coś takiego ma sens? Może odmówić, a to ostatnia opcja jaką biorę pod uwagę, ale z drugiej nie mogę od niego tego wymagać... Przecież wiem jak się teraz czuje. I to dobrze wiem. W tym planie od dawna był Ratliff, ale nie przewidziałem takiego obrotu spraw. Kto spodziewałby się związku trzynastolatki z dorosłym mężczyzną? Na pewno nie ja, ani Wiktoria, ani nikt inny. Czemu uczucia są niekontrolowane? Nie możemy ich sobie po prostu przywołać, władać nimi? Czysz świat nie byłby wtedy łatwiejszy do zniesienia? Ale czy ludzie docenialiby wtedy miłość, tak jak kiedy nie mają na nią większego wpływu? Ta kwestia stoi pod znakiem zapytania, i pewnie nigdy spod niego nie wyjdzie. Dlatego jest nam tak ciężko. Dlatego teraz nie potrafię się podnieść i zapukać do drzwi jego pokoju.

-Znowu zawrócisz? - Ta nieznośna myśl plątała się bez celu w mojej głowie, a i tak tylko wszystko utrudniała.

Nagle wszystko zniknęło, zobaczyłem za to natychmiastową ciemność, a na powiekach poczułem miłe ciepło cudzych dłoni.

-Na prawdę myślisz, że pomyliłbym twoje małe rączki z dłońmi Tommy'ego? Marne szanse. - Uśmiechnąłem się żartobliwie, po czym w odpowiedzi uzyskałem ciche prychnięcie.

-Musisz wiecznie psuć zabawę? Nudziarz... - Usłyszałem przy samym uchu, a mój uśmiech poszerzył się jeszcze chętniej.

-Zaraz to odszczekasz. - Mruknąłem niedosłyszalnie pod nosem.

-Co...? - Szybko chwyciłem za szczupłe nadgarstki dziewczyny i pociągnąłem je przez ramię. W mgnieniu oka znalazła się na moich kolanach, nie przestając się śmiać.

-Odszczekujesz? - Powtórzyłem łagodniejszym, bardziej wyrazistym głosem, patrząc w intensywnie niebieskie, wręcz turkusowe oczy nastolatki. Po raz pierwszy od dawna widzę w nich radość, co wynagradza wypełniające je wcześniej smutek i stres. Zaśmiała się tylko radośnie, a potem mocno objęła mnie za szyję.

-Może. Przecież to nie ja robię ,,eleganckie" przyjęcia, po czym próbuje połknąć najlepszego kumpla. - Wstała bez problemu i ruszyła w stronę kuchni, zostawiając mnie w osłupieniu na sofie. Pokręciłem głową unosząc brwi.

-No mała, nadal będziesz mi to wypominać? - Krzyknąłem do niej z pretensją w głosie. Podniosłem się z kanapy i szybko dotrzymałem jej kroku w kuchni.

-Było wziąć kilka butelek, a nie dwie skrzynki Tequili. - Uśmiechnęła się pod nosem wyjmując patelnie spod blatu. Nie patrzyła na mnie, tylko się uśmiechała szukając w przestronnej szafce.

-Było interweniować... - Uniosłem niewinnie ręce i obróciłem się na pięcie. Podszedłem do równoległej do kuchenki szafki, by znaleźć tam moje czarne talerze. Bez wahania wyjąłem trzy z nich, chciałem się odwrócić w stronę jadalni, gdy nagle w moja twarz spotkała się z miękkim materiałem. Popatrzyłem na leżąca na ziemi rękawice kuchenną, potem spojrzałem na Wiktorię pobłażliwym wzrokiem.

-No co? Jak chcesz może być tym. - Uniosła do góry dłoń z patelnią.

-Nie szkoda ci tego? - Gestem objąłem całą twarz i użyłem największych walorów mojego wyglądu, jakie tylko zdołałem poznać. Mogę napisać o tym książkę. Na koniec lekki uśmiech, i nawet ona ulegnie.

-Wrodzona skromność, szkoda gadać co? Wygrałeś, ale że ja ci nie przywalę, to ty wyciągniesz Tommy'ego z pokoju. - Zawahałem się. Spojrzałem na nią niepewnie, na co ona uniosła kąciki w miękkim uśmiechu. Spoważniała i odłożyła patelnie na blat, podeszła do mnie, spojrzała stanowczo, ale troskliwie.

-Po namyśle, to ta patelnia jest kusząca. - Zaśmiałem się z nutą gorączki w głosie, i podrapałem tył głowy. Drapanie po krótko przyciętych włoskach stworzyło śmieszny odgłos, który nawet czternastolatkę rozbawił.

-Na pewno mniej ucierpisz. - Skrzyżowała ręce na koszulce o czerwono-czarnych odcieniach, tworząc masę malutkich zagnieceń i zmarszczek na materiale.

-Nie wyprzedzaj faktów, przecież to Ratliff.


********************



Nic nie mówił, tylko dzióbał widelcem kawałek smażonego jajka, od wielkiego dzwonu biorąc kawałek posiłku do ust. Sok stał nietknięty, a talerz był prawie pełny. Na ten widok opuścił mnie apetyt. Na krześle oparł się o kość ogonową, niemal leżąc na siedzisku. Grzywka jak zwykle zasłaniała mu połowę twarzy, ale teraz jej nie poprawiał, a drugą połowę jakby usiłował zakrywać. Przystojna twarz skryta za kotarą, a ciało okryte o rozmiar za dużą bluzą i przydużymi dżinsami, które trzymał tylko ciasno zapięty na talii pasek.

Co powiedzieć? Mam mu kazać się pozbierać? Tak nie potrafiłbym, a poza tym to się zda na nic, co najwyżej go zdenerwuje. Pierwszy raz nie wiem, co mam powiedzieć. Frustrujące doznanie.

Zawiesiłem spojrzenie na szklance przede mną, dobierałem właściwe słowa. Moja propozycja jest tak nie w porę, ale nie mam innego wyjścia. Nie dam sobie spokojnie spać, jeśli teraz odpuszczę szansę na koleją przygodę... z jego uczestnictwem.

-Tommy?

Druga Szansa - Adam Lambert Story (w trakcie popraw)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz