2. |Zabieram Cię W Imieniu Prawa |✔️

Start from the beginning
                                    

- Witamy. - Przywitał mnie jako pierwszy gość, który z wyglądu przypominał zebrę. Cały czarno - biały i creepy nosem, szponami i zębami! Ta charakteryzacja była wprost cudowna, ale jeszcze lepszy był ten, który odezwał się zaraz po nim.

- Idź się załatwiać, bo przed nami długa droga. - Westchnął gość, który był cały szary z wyjątkiem oczu i ust, bo wydobywało się z nich złote światło. W wolnej chwili muszę się zapytać jakiego rodzaju sprzętu on używa. Też bym takie chciała, ale z kolorem czerwonym, bym wyglądała jak istny szatan!

- No okej, ale jesteśmy w lesie. - Warknęłam wyprostowując ręce przed siebie.

- Krzaki...? - Odezwał się z ironią w głosie ziomek, którego szczególnie zapamiętałam w tym jebniętym cyrku. To on mnie nie wybrał, gdy miał na to dobrą okazje. Wyglądał jak typowy gej. A jego strój błazna i kitki na głowie potwierdzało moją teorie.

- A jak tam będzie jakiś pedofil? - Podałam argument. – No dalej, nie możecie mnie podwieść na stacje benzynową? Ja wiem, wiem, piątka jest teraz na wagę złota, ale nie bądźmy takimi sknerami.

- Słuchaj laleczko. Wujek Jasi wszystko Ci wyjaśni! - Podniosłam znacząco brew. - To jest Candy Pop. - Wskazał na tego z błękitem na... Wszędzie. - Candy jest rasowym pedofilem i gwałcicielem, skończył szkołę zboczenia i pedofilstwa im. Offenderman'a z wyróżnieniem. Do tego studiował historię gejów na politechnice warszawskiej. Dodatkowo zdobył nagrodę Nobla za zaciążenie Baraka Obamy i zgwałcenie mrówki. - Skończył swoją wypowiedź łapiąc powietrze.

- Co, serio? – Zapytałam zszokowana tym, co właśnie usłyszałam.

- Nie, kurwa ochujałaś?

- On próbuje Ci powiedzieć że nie musisz się o to martwić, bo przed tobą stoją seryjni mordercy. - Mruknął koleś zebra, pokazując swoje zęby, które wyglądały nader realistycznie. – Aktualnie nic gorszego nie może cię spotkać.

Mój musk przetwarzał dane. Czy oni właśnie żartem chcą mnie uświadomić, że to nie są żarty? Naprawdę się zgubiłam, ale pewnie dlatego, że dosłownie chwile temu wstałam, plus oberwałam w łeb o dwa razy za dużo.

- To idę! - Krzyknęłam po chwili. Najpierw poszłam trochę w krzaki, potem coraz to w głębiej w te puszczę, unikając z gracją tonę pajęczyn, a kiedy byłam pewna że zniknęłam im z pola widzenia zaczęłam zapierdalać w jednym kierunku. Kierunek nie musiał być istotny, bo i tak nie wiedziałam, gdzie jestem. Mogłabym polizać palec, by udawać, że wiem, gdzie jest północ, a gdzie południe, ale i tak by mi to gówno dało. Tak sobie biegłam i NAGLE uderzyłam w coś twardego, a w efekcie się przewróciłam na tył. Podniósłam głowę i umarłam na zawał.

Zobaczyłam Jessiego. Miał minę ojca, który dowiedział się że jego syn dostał kolejną jedynkę. Jeden do jeden do mojej ciotki, która nie jest moją ciotką, tylko przyjaciółką mojej zmarłej matki, ale z przyzwyczajenia po prostu ciocia. Jakbym jego twarz przyłożyła do jej, to okazało by się, że nie ma żadnych różnic. Uśmiechnęłam się nerwowo, by wyglądać niewinnie w obecnej sytuacji.

- No cześć...? Dawno się nie widzieliśmy! - Powiedziałam udając że nic się nie wydarzyło. Ten tylko westchnął na moją marną próbę ocalenia swojego życia. Dzięki Bogu, że oni nie gadają po niemiecku, nie wezmą mnie do burdelu. Po chwili on podniósł mnie z ziemi i przerzucił przez ramię. Ten widok przypomniał mi, jak mnie kolega wyrzucił przez okno i w taki sposób właśnie niosła mnie szkolna pielęgniarka, która mogłaby być zapaśnikiem, gdyby nie kontuzja w 1976.

- Nie uciekaj więcej, bo i tak Cię znajdę. - Powiedział z wyższością, niczym arystokrata.

- Weź nie pierdol, nasz nawigację czy co...? - Dodałam z drwiną.

Taki Cyrk (w trakcie poprawienia lor)Where stories live. Discover now