2.50 cz.1

28.6K 1.6K 580
                                    

💋 *dwa tygodnie później*

- Proszę trzy testy ciążowe - mówi Vicky do pani w aptece, podczas gdy ja stoję i obgryzam paznokcie ze zdenerwowania - jakieś najlepsze.

Na sam widok tych trzech opakowań robi mi się słabo, więc wychodzę na zewnątrz.

Dokładnie od naszego ostatniego wypadu do klubu codziennie wymiotuje i od niedawna mam wilczy apetyt, więc to kojarzy mi się tylko z dzieckiem. Nie wyobrażam sobie, gdybym była teraz w ciąży. W ogóle, co by powiedział Cam? Pewnie by mnie zostawił i znalazł lepszą.

Jeżeli mowa o Cameronie - jutro ma dziewiętnaste urodziny. Rozmawiałam z nim. Mówił, że nie robi żadnej imprezy ani nic, więc razem z Vicks i moim bratem lecimy nazajutrz do Anglii, by zrobić mu niespodziankę. A mojemu chłopakowi powiedziałam, iż przyjadę za tydzień, ponieważ wszystkie bilety na samolot były zarezerwowane. Mam nadzieję, że się ucieszy z naszych odwiedzin.

Po niecałych dwóch minutach Victoria wychodzi z apteki.

- Proszę - podaję mi siateczkę, którą chowam do torby.

- Dzięki, kochana - przygryzam nerwowo wargę - pojedziemy do ciebie?

- Jak wolisz - przytula mnie - chodź.

Kierujemy się do samochodu brunetki. Całe jedenaście minut drogi milczymy. Chyba żadna z nas nie chce pogorszyć sytuacji.

- Będziemy same - puszcza mi oczko parkując na podjeździe.

- To dobrze - silę się na uśmiech.

Wychodzimy z auta i idziemy do drzwi, które Vicky odklucza. Następnie kierujemy się do pokoju brunetki.

- Chcesz coś do picia?

- Przynieś wodę, w razie gdybym miała zasłabnąć.

- Oki - znika za drzwiami.

Biorę głęboki wdech, po czym wyjmuję trzy testy z siatki. Idę do łazienki przyjaciółki i siadam na rogu wanny.

- Tu ci postawie - wchodzi, odstawia szklankę na parapecie - i co? Gotowa?

- Nie, kompletnie nie jestem gotowa. Ty to sobie wyobrażasz? Mnie z wielkim brzuchem i zjebaną przyszłością? Nie pójdę na studia, nic! Poza tym, przecież za każdym razem się zabezpieczaliśmy, a od niedawna jestem nawet na tabletkach.

- Stara! Nie panikuj aż tak - dźga mnie w bok.

- Łatwo ci mówić - wywracam oczami.

- Przepraszam, to ja cię zostawiam - mocno mnie przytula.

Gdy jestem sama zaczynam od przeczytania instrukcji. Przygotowuję wszystko dokładnie i robię znak krzyża.

- Amen - szepczę.

*Vicky*

Lia siedzi w toalecie już dobre piętnaście minut, zaczynam się niepokoić.

- I jak, trudne mają pytania? - wołam, by choć trochę rozluźnić atmosferę. Bingo, blondynka się śmieje.

- Vicksssss - przeciąga.

- Pozytywny?

- Nie wiem! Boję się sprawdzić! Poza tym zrobiłam wszystkie, więc leżą przede mną trzy testy, które potwierdzą, czy moja przyszłość będzie zjebana, czy nie.

- Wchodzę - wywracam oczami.

Widok przyjaciółki na skraju płaczu łamie mi serce. Patrzę na nią z pytaniem gdzie są testy, ta wskazuje ręką na umywalkę.

- Który zrobiłaś pierwszy? - pytam.

- Ten z lewej - szepcze ledwo słyszalnie.

Podnoszę plastik i odwracam do siebie. Moim oczom ukazuje się jedna kreska. Zauważam, że dziewczyna wstrzymuje oddech.

- Negatywny - oznajmiam, a ona wypuszcza powietrze z ulgą - przed nami jeszcze dwa.

*Cameron*

- Maddie! Będziesz jutro na imprezie? - zaczepiam dziewczynę.

- Hej - uśmiecha się, a ja mam nogi jak z waty. Jej uśmiech powala mnie za każdym razem - oczywiście, że będę!

- Super - całuję ją w policzek.

- Do jutra - puszcza mi oczko i dołącza do reszty cheerleaderek.

Wiem, że okłamałem Lię, ale jakoś czuję, że jutro jest ten dzień i muszę zrobić to, na co czekam od trzech tygodni. A ona nie może w tym niestety uczestniczyć. To nie tak, że jej nie kocham, bo kocham i to bardzo.

Po zakończonych już zajęciach idę do auta i jadę do bractwa, gdzie trwają przygotowania do soboty, czyli na jutro. Zaproszona jest prawie cała szkoła, jaram się jak nigdy.

- Anwar! - krzyczę po przekroczeniu progu.

- Tak? - dociera do mnie w kilka sekund.

- Masz hajs - podaję sługusowi pieniądze - na jutrzejszą imprezę. Bukiet ze stu róż ma być w moim pokoju.

- Jasne - odchodzi.

Kieruję się do salonu, gdzie moje ziomki grają w Fifę i dołączam się do nich.

*Lia*

- Jeden ty, jeden ja, ok? - wskazuję głową na testy.

- Dobra - łapiemy po jednym - na trzy.

- Jeden, dwa, trzy - odwracam mały plastik - pozytywny, dwie kreski - czuję łzy.

- Ten też - mówi cicho przyjaciółka. Teraz nie chamuję łez.

Zostaję automatycznie przytulona przez Vicky. W dłoni zaciskam przeklęty test i owijam ręce wokół jej szyi. Stoimy tak przez jakieś pięć minut, aż cała czerwona odrywam się od niej.

- Lia, to jeszcze nie jest pewne - mówi - nie bez powodu ten jeden był negatywny.

- Muszę iść do ginekologa i tyle - szlocham.

- No musisz, musisz.

- Vicky! Jestem już! - z dołu słyszymy panią Landers.

- O kurwa - panikuję.

- Okej! Zaraz zejdę! - krzyczy Vicks.

Szybko zaczynam wycierać łzy i powoli się uspokajać.

- Jesteś pewna, że chcesz jutro lecieć?

- Tak, powiem mu i tyle. Trudno.

- Ok, zawieść cię do domu?

- Nie, przejdę się, serio - przytulamy się.

Po zabraniu wszystkiego, żeby nikt z rodziny Vicks nie miał podejrzeń wychodzę z domu i powolnym spacerkiem wracam do siebie. Po drodze układam sobie wszystko w głowie.

Jeszcze druga część rozdziału (nie wiem kiedy) i epilog.

New neighbour, old love 1&2&3 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz