Rozdział 34

493 45 11
                                    

Udawałem, że wydarzenia poprzedniego dnia zupełnie mnie nie obchodzą, jednak w rzeczywistości wywarły na mnie ogromną fale uczuć, których nie do końca rozumiałem. Wszystko co się działo przypominało mi o tym co się stało, a spotykanie Will'a i Leo wcale nie pomagało mi dojść do siebie. Chyba jednak jestem skazany na samotność. Przecież jestem synem Hadesa, boga, który nie jest mile widziany na Olimpie tak jak ja wśród żywych. Nie wiem co sobie wyobrażałem myśląc, że mogę być szczęśliwy. To logiczne, że nie mogę, żadne dziecko Pana Podziemi nie może być szczęśliwe. Taka już jest zasada. Może to dla tego mój ojciec nie ma zbyt wielu dzieci?
Był już wieczór a ja marzyłem właśnie o oderwaniu się od tego wszystkoego gdy do moich drzwi nagle ktoś zapukał. Przez chwilę rozważałem opcje udawania, że śpię ale ostatecznie niechętnie wstałem i poszedłem otworzyć. W drzwich stała Piper, której zupełnie się nie spodziewałem. Zawsze miałem wątpliwości czy mnie lubi bo niezbyt okazywała chęć do przebywania z moją osobą jednak ostatecznie nigdy nie powiedziała na mój temat nic złego, z resztą ona taka była do wszystkich oprócz Reyny, którą po cichu nienawidziła.

-Cześć, możemy porozmawiać?- zapytała córka Miłości i Piękna, która swoją urode ukrywała pod sportowymi ubraniami i niedbale uczesanymi włosami.

-Wejdź- nadal nie mogłem uwierzyć, że tu przyszał i jaką sprawę do mnie miała. Mimo to przepuściłem ją przez drzwi i zamknąłem za nią. Kiedy już stanęła pośrodku pokoju i odwróciła się w moją stronę gestem zachęciłem ją by usiadła na fotelu przy stoloiku. Usiadłem naprzeciw niej.

-O co chodzi?- popatrzyłem na nią nie mogąc się otrząsnąć z zaskoczenia i nadal przytłoczony uczuciami.

-Widzę, że coś cię gnębi. Wiem, że nie jesteśmy w najlepszych stosunkach ale chciałabym ci pomóc bo wydaje mi się, że to moja działka- uśmiechnęła się lekko i oparła łokcie o kolana wyczekująco na mnie spoglądając. Westchnąłem i spuściłem głowę.

-Nie wydaje mi się- zacząłem bawić się palcami.- Sam muszę sobie wszystko poukładać.

-Nie możesz całe życie "radzic sobie sam" i odpychać ludzi, tym bardziej, że widać, że sobie nie radzisz- przechyliła lekko głowę.

-A może to ludzie odpychają mnie?- spojrzałem jej w oczy marszcząc czoło.- Jestem synem Hadesa a to nie jest uwarzane za zalete. Większość uważa mnie za coś obrzydliwego, jakbym miał ich czymś zarazić jak się zbliżą. A jak ktoś już się odważy, zazwyczaj komplikuje sobie życie albo dzieje mu się coś złego.

Widziałem w jej oczach, że nie wie co powiedzieć. Była zaskoczona tak jak ja jej przyjściem.

-A tak tak o sobie myślisz?- zapytała po długiej chwili milczenia.

-To nie jest istotne- czy ja tak o sobie myślę?

-Wydaje mi się, że sam sobie stworzyłeś w głowie, że tak jest- westchnęła i odgarnęła grzywkę.- Masz rację, że nie jesteś uważany za pozytywną osobę, ale zachowanie niektórych nie jest skutkiem obrzydzenia tylko strachu. Ty sam się siebie boisz, prawda?

Nie potrafiłem już znieść jej wzroku więc po raz kolejny spuściłem głowę. Nad odpowiedzią zastanawiałem się około 5 minut. Piper czekała nie poganiając mnie za co byłem jej bardzo wdzięczny.

-Masz rację- odezwałem się w końcu.- Boję się samego siebie, swoich uczuć, swoich myśli. Masz rację. Ale to siedzi we mnie zbyt głęboko. Zapytaj Jasona co czuł, kiedy poszedł ze mną po berło Dioklecjana. To była tylko nieznaczna część tego co czułem, co czuje nadal. Tego nie da się zrozumieć. A JA SAM NIE POTRAFIĘ TEGO ZAAKCEPTOWAĆ- ostatnie zdanie już wykrzyczałem przez łzy, które bezczelnie wydarły się z moich oczu.- Wyjdź- zarządałem łamiącym się głosem. Dziewczynie nie trzeba było powtarzać. Wstała i wyszła, nie zauważyłem na jej twarzy nawet cienia zdenerwowania, bardziej troskę i współczucie. Tego nie potrafiłem zrozumieć.

........
Dziękuję za uwagę :-) zauważyłam że nie wprowadzałam tu zbytnio postaci żeńskich :-) mam nadzieję że komuś się podoba zaangarzowanie Piper do opowiadania :-)

Przestanę KochaćTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang