Rozdział 60

348 32 10
                                    

.........
Percy
........
Światło nagle rozbłysło. Byłem w niedużym pomieszczeniu z rozstawionymi ławkami pod ścianami. Co to było za miejsce? Nie miałem pojęcią jednak zauważyłem, że w jednej ścianie jest dziura wielkości drzwi. Otwartych drzwi. Wstałem i szybko wybiegłem. W pomieszczeniu za drzwiami wrąbałem w najwspanialszą osobę jaką mogłem spotkać. Annabeth. Tak tęskniłem.

........
Nico
........
Wypuściłem wszystkich herosów. Najpierw Piper, potem Jasona, którzy od razu rzucili się sobie w objęciach. Hazel i Frank to samo, już nie mówiąc jak Annabeth i Percy się obściskiwali. Leo spał a Will trząsł się siedząc skulony. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Stałem w rogu i wtedy poczułem ból w piersi. Upadłem. Moje serce wróciło? Skuliłem się i z bólu zacząłem płakać. Nadal nikt nie przejmował się tym, że to ja ich uratowałem. Już do końca życia musze być zapomnianym bohaterem. A moje życie chyba się kończy. No cóż... Leżałbym tak pewnie dalej gdyby nie to, że podbiegł do mnie Will. Miałem szczęście. To syn Apollina.

-Nicoś?- wyszeptał i ściągnął mi koszulke, potargał ją i optrzył moją pierś.- Dasz rade przenieść nas cieniem? Tam może uda mi się ci pomóc.

Chłopak zapłakał a ja pokręciłem głową. Mój czas się kończył. Zamknąłem oczy by przestać czuć ból.

-Zaczekajcie- Hades? Dopiero gdy się pojawił w ludzkiej postaci wszyscy zauważyli moją obecność.- Ja was przeniose.

Podał coś Solace'owi. I nagle pojawiliśmy się na skraju obozowego lasu. Percy, który był naj bardziej o siłach wziął mnie na plecy i zaniósł do szpitala. Wszyscy obozowicze patrzyli na nas z rozdziawionymi ustami. Przytuliłem się do Jacksona. Tak długo o tym marzyłem a jednak teraz nic nie poczułem. Może dla tego, że odzyskując serce przestałem go kochać? Chyba przestałem.

W szpitalu spędziłem prawie miesiąc. Byłem pod stałą opieką Will'a. Jego uśmiech witał mnie codziennie rano i codziennie wieczorem kładł do snu. Nareszcie byłem spokojny i szczęśliwy. O ile może powiedzieć tak ktoś taki jak ja, Nico di Angelo, syn Hadesa, najmroczniejsza osoba w tym obozie, jak nie na całym ludzkim świecie.

-Kochanie?- wyszeptałem któregoś popołudnia spędzanego razem z Will'em na spacerowaniu po plaży.

-Tak?- uśmiechnął się do mnie i złapał mnie za rękę.

-Czy coś cię martwiło?- ja nadal pamiętałem słowa Persefony mówiące, że nosi w sobie ogromny ciężar, który go przytłacza.

-Nie rozumiem- zauważyłem jego pytający wzrok.

-Persefona powiedziała mi kiedyś, że...- chłopak nie dał mi dokończyć bo w ułamek sekundy znalazłem się na jego rękach z ustami przyklejonymi do tych jego. I robił to za każdym razem gdy wspomniałem o bogini, która chciała pozbawić mnie życia.

Rok później...

Szczerze mówiąc to nic się nie zmieniło. Ja byłem tylko rok starszy i świat był tylko rok starszy. Wyglądałem tak jak na moją narodowość wskazywało. Raczej drobny Włoch z nieco jaśniejszą niż latynoska karnacją i ciemnymi oczami i włosami, spod moich oczu zniknęły cienie i nie byłem już tak kościsty. Cieszyłem się z tego bo właśnie to podobało się Will'owi. Mojemu Will'owi. Moje życie stało się szczęśliwsze i spokojniejsze, o ile może powiedzieć tak heros, syn jednego z braci Wielkiej Olimpijskiej Trójki, syn najmroczniejszego boga, Hadesa.

...................
I tu chyba koniec :) jestem dumna z tego opowiadania i z siebie ze napisalam ten rozdzial mimo niesprawnej polowie dłoni xD podziękowania dodam osobno ^^ jak wspomniałam zamierzam dodac jeszcze pare speciali i napisac 2 część ^^ miłego wieczoru :) komentarze co do zakończenia mile widziane ^^

Przestanę KochaćWhere stories live. Discover now