Rozdział 39

424 52 4
                                    

Leżałem sam na wznak patrząc w szpitalny sufit. Dzieci Apollina ratowały osoby poranione w grze o sztandar, więc nikt nie przejmował się mną. Może to i dobrze? Rozmyślałem nad tym co zrobiłem 3 dni temu. Powoli odzyskiwałem siły jednak nie czułem się wcale lepiej. Znów będę unikany. Już nie mówiąc co sobie wszyscy pomyśleli gdy "Bianca" bez zastanowienia zdradzała tajemnice, które chciałem zabrać z sobą do groby. Percy zapewne już nigdy się do mnie nie odezwie. Leo będzie czuł się upokorzony a Will... Will mnie akceptuje, jednak stał się mniej żywy niż był jeszcze do niedawna.
Moje myśli przeszły na postać mojej niby-siostry. Kto to mógł być? I dlaczego tak bardzo zależało tej osobie na uznaniu Ateny? Pomniejszy bóg? Raczej nie.
Przewróciłem się na prawy bok i skuliłem do pozycji embrionalnej. To chyba jedyna pozycja w jakiej kiedykolwiek byłem bezpieczny, mimo, że było to bardzo dawno temu. Nie całe 80lat. Podłożyłem dłoń pod poduszkę by ułożyć się wygodniej i zamknąłem oczy.
Obraz Bianki śmiejącej się zimno wyświetlił się na moich powiekach niczym film, który ciągle się ogląda. Zamrugałem kilkukrotnie by pozbyć się tej wizji jednak ta nie zniknęła.
Płakałem. Znowu. Ostatnio robię to zdecydowanie za często, jednak ogromny ból rozrywający mnie od środka znudził się ranieniem mnie i postanowił ujrzeć światło dzienne obnażając mnie z uczuć przed wszystkimi. Może to znak, że też jestem człowiekiem i w końcu ktoś zacznie mnie tak postrzegać?

-Jak się czujesz di Angelo?- u drzwi pojawił się Will, jednak gdy tylko mnie zobaczył jego uśmiech zniknął zastąpiony troską i strachem. Chłopak szybko podszedł do mnie.

-Nico?- wyszeptał klękając przy łóżku zajmowanym przeze mnie tak, że jego głowa była naprzeciw mojej.-Co się dzieje?- pogłaskał palcami prawej dłoni mój policzek.

-Nic- szybko wytarłem łzy i popatrzyłem w jego jasne oczy. Opanowane jak zawsze, jednak wyraźnie widziałem w nich zmartwienie przez co zrobiło mi się trochę lżej na sercu.

-Widzę, że coś się dzieje- nadal szeptał i głaskał moją twarz.- Nie dobrzejesz mimo, że powinieneś.

-Eh... Może po prostu tak już mam- wzruszyłem ramionami niby obojętnie.

-Martwię się o Ciebie- spuścił wzrok po czym szybko i delikatnie musnął moje usta swoimi. Zatraciłem się w tym ułamku sekundy. O tak. Ten chłopak zdecydowanie ma w sobie coś niezwykłego. Popatrzyłem mu w oczy nadal z rozchylonymi ustami. Chyba zrozumiał moje intencje bo pochylił się jeszcze raz i pocałował mnie znów, tym razem jednak dłużej i namiętniej.
Trzymał dłoń na moim policzku a ja obejmowałem go za szyję. Potrzebowałem tej bliskości.

Przestanę KochaćWhere stories live. Discover now