31

100 12 4
                                    

- Jezu! – Krzyknęłam sama do siebie, kiedy kichnęłam trzeci raz z rzędu. W tym samym czasie usłyszałam trzask drzwi i do kuchni wpadła Layla, taszcząc jakieś torby.

- Nie żeby coś, ale okropnie wyglądasz. - Wywróciłam oczami i spojrzałam na moją głupią przyjaciółkę. – I bierz te nogi ze stołu.

- No co ty nie powiesz.- Wymamrotałam, wycierając nos.

- Co ci jest?

- Chora jestem.

- Tyle to sama widzę. Masz jakieś leki?

- Nie, ale żaba ma mi coś kupić po drodze.

- Nawet jak jesteś chora się spotykacie? I ciągle do niego tak mówisz?

- No co? To słodkie. – Uśmiechnęłam się. – I to jest ostatnia sobota przed świętami. Mówiłam mu, że się zarazi, ale i tak by przyjechał, wiec się z nim nawet nie kłóciłam.

- Jasne, właściwie go rozumiem, pewnie w święta się nie zobaczycie.

- Pewnie nie. Zresztą nie mam ochoty spotykać się z tą ropuchą w święta. I w ogóle nie chcę o tym rozmawiać, bo mam , że ona ciągle mnie prześladuje, nawet kiedy jesteśmy tutaj.

Gdyby to zależało ode mnie w życiu bym się więcej nie pojawiła w ich domu, ale wiem jak bardzo Willowi zależy na tym, żebyśmy utrzymywały jako taki kontakt. On zdaje się liczy na to, że w końcu nastąpi ten dzień, kiedy się pogodzimy. A przyznajmy sobie szczerze, to niemożliwe.

- Swoją drogą to ciekawe, że Willa nazywasz żabą a jego matkę ropuchą. Ale współczuję ci, serio, nie wiem co bym zrobiła gdyby mama Dave'a mnie nie polubiła.

- To byłoby niemożliwe. Jego mama znała cię zanim wy zaczęliście ze sobą kręcić.

- Taaa i powiedziała mi, że cieszy się, że to ze mną jest a nie z jakąś inną wywłoką. Serio, powiedziała wywłoką. – Zazdrościłam jej kontaktu z teściową, znając i ją i Dave'a to przyszłą teściową. Co ja bym dała, żeby nasi rodzice zaczęli tolerować nasz związek.

- Kiedy ty właściwie wracasz do domu?

- Jutro, razem z Dave'm. Myśleliśmy nad tym, żeby razem spędzić święta, ale na razie nie chcemy przesadzać. Spotkamy się po wigilii i też będzie ok.

- No tak, my idziemy na obiad do babci, chyba że nie wypuszczą Willa z domu. Ale myślę, że jakoś się wyrwie. A teraz mów wreszcie jak po ostatniej imprezie. Nie miałyśmy czasu nawet porozmawiać.

- Zawsze jest tak samo. Chłopaki jęczą kiedy my wychodzimy same na imprezę a tak naprawdę sami by nas na nie wysłali byle byśmy tylko trochę wypiły a potem były chętne do łóżka.

- Racja, co prawda Will poszedł ze mną, ale kiedy wróciliśmy do mieszkania dostał co chciał.

Lay roześmiała się, ja też, tyle że w moim przypadku śmiech przerodził się w kaszel.

- Eh, powinnaś iść się położyć.

- Nie mogę już leżeć, kompletnie nie mam co robić.

- Zaraz przyjdzie twój chłopak to ci dotrzyma towarzystwa. – Layla poruszyła znacząco brwiami a ja jedynie popukałam się w czoło.

- Jestem chora, mowy nie ma żebym...

- Ale czy ja coś mówię?

- Dobra, dobra, obie wiemy co sobie pomyślałaś. – Lay zmrużyła oczy a potem znów parsknęła śmiechem.

Penguin & FrogWhere stories live. Discover now