Rozdział IX

517 56 14
                                    

Siedziałam rozwalona na bujanej huśtawce zawieszonej na werandzie przed domem. Opatulona flanelowym, kraciastym kocem, wystawiałam na wierzch bose stopy. Bardzo lubiłam takowe, leniwe przesiadywanie. Kosy trajkotały niemiłosiernie przeszywając kojącą, leśną ciszę. W powietrzu było czuć igliwie, nadchodzący deszcz i dym tytoniowy. Popijałam gorzką, mocną kawę zaciągając się papierosem i patrząc w las, jakby szukając jakiegoś, istotnego punktu zaczepienia.

Zastanawiałam się nad zobaczoną dzisiaj na plaży kobietą, z którą od tak, Barnes poszedł na kawę. Jej twarz wydawała mi się niepokojąco znajoma. Wiem co chcecie powiedzieć, ale ja stanowczo mówię; nie. Nie jestem zazdrosna o to, że James poszedł na spacer z niewidomą, ładną i zgrabną dziewczyną. Wcale nie przejmowałam się tym, że nie wraca już od trzech godzin. Przecież jest dorosłym mężczyzną, który ma prawo poznać kogoś. Myślę, że zasłużył sobie na to, by była to miła, uprzejma i kochająca kobieta. Mimo całej swojej przeszłości James jest bardzo wrażliwym i uczuciowym facetem. Sądzę, że czuję się dość samotny, z tego też pewnie wynika, że w jakiś sposób lgnie do mnie. No bo jak mam to inaczej wytłumaczyć? Przecież jeśli bym go w jakiś sposób pociągała, lub podobała się, to przecież dałby mi to odczuć już w więzieniu. Chociaż nieraz wydaję mi się, że miewał takie momenty, w których patrzył na mnie z znanym tylko sobie pożądaniem.

Moje ciało przeszły ciarki na tą myśl. Fala niemiłych wspomnień związanych z tym terminem zalała mój umysł. Wszystko co kojarzyło mi się z tym słowem to ból, cierpienie, poniżenie. Chociażbym nawet chciała zbliżyć się do Jamesa, to cholernie się bałam. Bałam się, że koszmar minionych lat powróci.

Zaczynało się robić szarawo, a niebo zasnuły ciemne chmury. Deszcz siąpił, małymi jednak licznymi kroplami tworząc zasłonę przysłaniającą widok w koło. Mimo to, z daleka dostrzegłam znajomą postać. Z jego przydługawych włosów ciekły krople a koszulka zdążyła nasiąknąć wodą. Przyklejała się do jego ciała, dokładnie ukazując dobrze wyrzeźbione kształty. Wiecie jak to jest czuć, pragnąć i chcieć coś mieć, zrobić jednak nie móc zdziałać niczego by to zrealizować ?

Zmoknięty, ale widocznie zadowolony z siebie Bucky podszedł do mnie i z tajemniczym uśmiechem powiedział:

- Dziękuję

- Ale za co? – spytałam marszcząc pytająco brwi.

- Za to, że wyciągnęłaś mnie na plaże, to był bardzo dobry pomysł. – ledwo opanowałam skurcz żuchwy, który niemal nie wywołał zgrzytania zębami.

- Nie ma za co – posłał mu jeden z tych moich sztucznie miłych uśmiechów - Mam jednak nadzieję, że nie poszedłeś jednak do tej kawiarni, wiesz to jednak miejsce publiczne...

- Nie, kupiliśmy kawę na wynos i poszliśmy się przejść. - OCH!! James naprawdę nie interesuję mnie to i nie chcę o tym słuchać, pomyślałam głęboko w sobie robiąc dobrą minę do złej gry.

Patrzyłam jak woda ścieka z Jamesa na podłogę.

- Nawet nie myśl, że wejdziesz tam taki mokry – chyba jednak nie przemyślałam do końca tego co powiedziałam, bo James spojrzał na mnie unosząc zadziornie jedną brew. Momentalnie zrzucił z siebie mokre ubrania zostając w samych bokserkach. Żeby ukryć moje zażenowanie szybko rzuciłam w niego moim cieplutkim kocem.

- James, na Boga zaoszczędź mi takich widoków – zrobiłam obrzydzoną minę, a brunet zaśmiał się na to szeroko.

***

Siedziałem na kanapie opatulony szczelnie kocem, który pachniał Matyldą. Mógłbym pójść się ubrać, ale chciałem jeszcze chwilę nacieszyć się tym miłym doznaniem. Używała bardzo specyficznych perfum. Najpierw dało się wyczuć słodkawo delikatną nutę, która z czasem coraz intensywniej wdzierała się do receptorów zapachowych, powodując przyjemne, ziołowe podrażnienie.            Idealnie do niej pasowały.

Podeszła do mnie z kubkiem parującego napoju.

- Napij się.

- Dziękuję – w jednym momencie jest oschłą i uszczypliwa, za chwilę opiekuńcza i miła. Nieustannie mnie zaskakuję, nie potrafię jej rozgryźć.

- Co to jest? – zapytałem wskazując palcem na rysunek na jej ciele.

- Kwiat bzu. – posłała mi swój ciepły uśmiech, ten zarezerwowany dla Jamesa zadającego dziwne pytania.

- A to?

- Wrzośce...

Zadawałem jej pytania tak oczywiste, że aż śmieszne; dopytując co oznaczają poszczególne obrazy. Ona opowiadał mi ich znaczenie, wyjaśniała dlaczego właśnie to wybrała.

- Też zrobię sobie tatuaż – stwierdziłem z powagą, co wywołało u niej szeroki uśmiech.

- Myślałam, ze uważasz to za głupie.

- Jeśli coś robi się bezmyślnie to jest głupie. Ja jednak jestem świadomy co to ma być – wlepiła we mnie oczy, które świdrowały mnie na wylot ogromną ciekawością.

- I tak Ci nie powiem, co to będzie.



Taki oto, mało istotny rozdział, taki  O! Matylda i James też muszą mieć czas na "zwykłe", kanapowe życie. Zdałam prawo jazdy!!!!!!!!!!!!!!!! Z tej okazji spodziewajcie się w nocy rozdziału :D:D


Zawsze może być gorzejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz