Rozdział IX

822 70 12
                                    


Jest lato, czuję ciepłe powietrze które delikatnie otula mnie w swych ramionach. Pachnie skoszonym zboże, malinami i lasem. Idę przez Nasz sad, przypatrując się rozwijającym na drzewach jabłkom. W oddali widzę mamę w kraciastej chuście na głowie. Jej twarz jest zmęczona, zniszczona a wzrok jakby wypalony. Krzyczę do niej, macham rękoma ale mnie nie widzi.

- Mamo, tu jestem! Mamo proszę spójrz na mnie !- obraz zaczyna się rozmywać, a postać znika jak we mgle.

-63, 63 obudź się! Matylda do jasnej cholery wróć do Nas!

- Mamo?- otwieram oczy i od razu oślepia mnie rażące światło żarówki. Zauważam nad sobą Grete i już wiem, że to był tylko sen. Postać kobiety stojącej obok mojego łóżka to nie moja matka a salowa, a w koło nie czuć lasu i malin tylko wszechobecną wilgoć. Dopiero po chwili zauważam, że w rękach trzyma bandaże, sporą ilość bandaży.

- Muszę zmienić Ci opatrunek na plecach a Ty przekręciłaś się na nie. Musisz współpracować sama nie dam rady Ci pomóc.- Kiwnęłam tylko głową i gwałtownie podniosłam się. Jednak mój ociężały mózg zbyt późno przypomniał sobie o minionych wydarzeniach i gdy zdałam sobie sprawę z tego, że moje żebra nie chcą ze mną współpracować było już za późno. Ostry ból przeszył mnie na wskroś, a ja pospiesznie położyłam się na brzuchu.

- Masz szczęście, że przeżyłaś. Gdyby Dowódca nie zawołał wtedy Sierżanta było by już pewnie po Tobie.- Ach, więc to Dowódca stał się teraz moim rycerzem w srebrnej zbroi. Cóż za zbieg okoliczności, bo metalową rękę już miał.

- Co za różnica i tak już jestem martwa, to tylko kwestia czasu.

Wiecie co jest najgorsze w takich miejscach jak to? Że nadzieja umiera ostatnia, i mówię to z pełną świadomością każdego wypowiedzianego słowa. Na początku jest rozpacz, czarna pochłaniająca Cię. Później przychodzi czas buntu, że się wyrwę z tego miejsca, że ich przymkną w więzieniu. Po dłuższym czasie przychodzi obojętność i co najgorsze przystosowanie. Człowiek jest w stanie przystosować się do każdych warunków. Nasza wola przetrwania jest tak silna, że umysł przekalibruje otaczającą rzeczywistość tak by wydała Ci się przyjazna i znośna. Ja miałam jeszcze do niedawna ten stan, który określał wszystko mianem ironii i sarkazmu. Próbowałam dopatrywać się w szczegółach czegoś, czego można się złapać. Tak było do dnia w którym, mało nie zostałam zatłuczona na śmierć. Teraz następował we mnie nowy, właśnie rozpoczynający się etap. Jeszcze nie wiem co ze sobą przyniesie, ale liczę, że pomoże mi przetrwać. Tym jest właśnie ta nadzieją, która zawsze wtranżoli się w Twoje nawet najbardziej zasrane życie.

- Długo spałam?- zapytałam z czystej ciekawości, albo raczej z obawy ile mam jeszcze dni "wolnego".

- Około tygodnia, cały czas byłaś na kroplówkach i morfinie- w sumie nawet się nie zdziwiłam bardzo, byłam wycieńczona i po tej tygodniowej drzemce, mimo ogólnie obolałego ciała czułam się wypoczęta jak nigdy w tym miejscu. Dopiero po około dwóch minutach zorientowałam się, że prócz mnie i Grety w celi jest jeszcze ktoś. Na drugiej pryczy siedziała skulona w kącie drobna blondynka z długimi włosami. Oczy miała podkrążone, zapuchnięte od płaczu. Jest nowa, bo płaczę. Z czasem przestanie. Na jej ręku zauważam numer 80.

- Jak masz na imię?- pytam kiedy już salowa kończy zmieniać mi opatrunek i wychodzi z celi.

Dziewczyna wyrwana jakby z letargu patrzy na mnie osłupiałym wzrokiem. No tak odezwałam, się po polsku, nie zrozumiała mnie...

- Rozalia...- a jednak, to Polka, nie miałam zbyt często okazji do tego by rozmawiać z kimś w ojczystym języku. Ożywa we mnie niesamowita chęć rozmowy.

- Skąd jesteś, ile masz lat?

- Warszawa, w lipcu skończę 15 lat...

- W lipcu to kiedy Cię porwano?

- 9 czerwca

- 2007?- pytam chcą upewnić się czy moja rachuba czasu nie została wypaczona już do końca.

- Tak

- Wiesz ja 6 czerwca skończyłam 17- to co dzieję się dalej zaskakuję mnie samą. Blondynka na dobre się rozryczała a ja pchana ludzkimi instynktami, których myślałam, że już nie mam podchodzę do niej i ją przytulam. Mimo tego, że ból nie daje o sobie zapomnieć ja wiem, że muszę być przy niej teraz. Muszę jej pomóc, zaopiekować się nią.

- Płacz jeśli chcesz Rozalio, ale musisz wiedzieć, że z żaden sposób Ci to nie pomoże. Za to pomóc Ci może śpiewanie. Nie wiem skąd mi to akurat przyszło do głowy, może przez sen, który miałam, ale zaczynam śpiewać po cichu :

Śpiewa ci obcy wiatr,


Zachwyca wielki świat,


A serce tęskni...

Robię się zbyt sentymentalna i za dużo ględze. Obiecuję, że następny rozdział z Mrożonką w roli głównej :D

Zawsze może być gorzejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz