Rozdział IV

600 70 21
                                    

Gdy obudziłem się Matyldy nie było już w mieszkaniu. Przetarłem ręką obolały policzek- Cholera, mocny ma ten prawy sierpowy- uśmiechnąłem się w myślach sam do siebie. Kiedyś za takie zachowanie mógłbym ją nawet zabić, ale dzisiaj zaimponowała mi...

Przejrzałem zawartość lodówki, która głównie kryła w sobie warzywa i owoce. Kurczę, gdzie jest jakieś mięso, przecież facet taki jak ja potrzebuję mięsa. Po dłuższych poszukiwaniach odnalazłem trzy plasterki chudo wyglądającej szynki. Zawsze lepsze to niż nic. Odpaliłem stary, naprawdę stary telewizor. Znudzony przeskakiwałem kanały, jednak nic interesującego nie mogłem znaleźć. W końcu trafiłem na ciekawy film. Nazywał się Pulp fiction i strasznie mnie rozbawił. Lubię groteskowe filmy, chyba tak to się właśnie nazywa, groteska. Gdy w końcu się skończył spojrzałem na zegarek, była 13. Matylda będzie około 16. Może mógłbym zrobić obiad... Tylko co ja mam zrobić z tych warzyw... Najwidoczniej je lubi. Tak długo się ukrywam, że w końcu musiałem nauczyć się gotować. Może to ją rozbawić, że morderczy psychol ugotował obiad. Wychodzi mi to raz lepiej, raz gorzej ale generalnie raczej zjadliwie. Postanowiłem ostatecznie, że zrobię ratatuj. Nie wiem co mnie podkusiło w ogóle do tego pomysłu...

***

Już na klatce schodowej poczułam, że coś się święci. Cała kamienica była przepełniona dziwnym zapachem spalenizny. Weszłam do mieszkania i po raz kolejny w życiu zostałam zaskoczona przez mężczyznę z metalową ręką. Brunet stał teraz ze skruszoną miną, na stole stała jakaś sałatka i pizza.

- Odkupie Ci ten garnek- powiedział głosem pięciolatka, który coś przeskrobał. Rozbawił mnie niesamowicie. Zaczęłam śmiać się na cały głos, przysłaniając usta by się czasami nie opluć- Nie musisz, nie chcę byś okradał jakąś biedną staruszkę, żeby kupić mi garnek- James spojrzał na mnie przekrzywiając tylko usta w cierpiętniczym grymasie.

- Pizza też wygląda dobrze- powiedziałam, gdy już opanowałam głupawkę- Jednak mam nadzieję, że po nią nie wychodziłeś i, że się nie pokazałeś?

- No proszę Cię, nie jestem aż tak głupi jak sądzisz- zmarszczył brwi lekko zawiedzony moją reakcją. Podeszłam bliżej, zdjęłam kurtkę, kaburę z bronią i położyłam rękę na Jego ramieniu- Wcale nie sądzę, że jesteś głupi- posłałam mu łagodny uśmiech. Usiedliśmy do stołu, a ja zjadłam tyle kawałków, że o mało co nie pękłam.

- Co chciałeś ugotować ?

- Ratatuj- powiedział cicho, co znowu wywołało we mnie śmiech.

- Skąd taki pomysł?

- W Twojej lodówce, raczej nie ma zbyt wielkiego wyboru produktów

- Skąd wiesz jak się robi ratatuj?

- Moja mama go robiła...- zapadła niezręczna cisza. W sumie niewiele wiedziałam o Nim, o tym kim był James Barnes.

- Wiem o Tobie tylko tyle co przeczytałam z akt. Jak to w ogóle stało się, że jesteś... że byłeś Zimowym Żołnierzem?- Bucky spojrzał na mnie przepełniony bólem i zaczął opowiadać. Gadał jak najęty prawie przez godzinę. Ja nie przerywałam Mu, tylko słuchałam. Gdy już skończył spojrzał na mnie oczekując mojej reakcji. Ja z wielkimi oczyma odezwałam się

- Mam dwa pytania.

- Słucham

- Po pierwsze czy mam Ci mówić dziadku? A po drugie ten cały Kapitan Ameryka całą wojnę popierdzielał w tych trykotach?- James popatrzył na mnie i również parsknął śmiechem a do jego oczu napłynęły łzy radości. Cieszę się, że mimo wszystko go rozbawiłam.

Tak prawie przesiedzieliśmy całą noc rozmawiając głównie o Jego życiu.


Nic nie wnosząca, przesłodzona treść. Uległam chyba presji:P Muszę obejrzeć jakiś sadystyczny film :D


Zawsze może być gorzejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz