Rozdział XIII

767 78 13
                                    



Mata, mata, mata. Tak mogę podsumować mój trening z Żołnierzem z metalową ręką. Cokolwiek bym nie zrobiła, jak bardzo bym się nie skupiła nie potrafiłam włożyć w to tyle siły ile było potrzebne. Wynikało to poniekąd z tego, że byłam niedożywiona i wyniszczona przez narkotyki. Mimo wszystko mój trener miał o wiele więcej cierpliwości niż sierżant- sadysta. Cały czas powtarzał mi ruchy, ciosy i uniki. Kiedy po godzinie ostrego treningu leżałam ledwo żywa na macie, nie miałam siły już nawet ruszyć palcem.

- Wstawaj 63, to dopiero była rozgrzewka.- Mimo, iż nie zapomniałam jak bolało mnie ostatnie przeciwstawienie się, to tym razem nawet jakbym chciała, nie mogłam dalej trenować.

- Przepraszam, potrzebuję chwilę odpoczynku- zaraz pożałowałam moich słów. Dowódca wlepiał we mnie chłodny, każący wzrok.

- Jeśli chcesz przeżyć, musisz się trochę bardziej postarać.- Jego słowa trochę mnie wybiły z równowagi. Najpierw koleś Cię porywa, znęcają się nad Tobą na wszelkie możliwe sposoby, głodzą, uzależniają od narkotyków a na końcu rzucają tekst o przeżyciu. Ignorancja, to łagodne słowo, które ciśnie mi się teraz na usta.

- Moja śmierć jest tylko kwestią czasu... - Tym chyba przechyliłam szale goryczy w oczach Żołnierza. Podszedł do mnie chwycił mnie za gardło, podniósł i przyparł do ściany.

- Tak bardzo pragniesz śmierci?- Jego głos był szorstki i przenikał aż do szpiku.- Wyświadczę Ci więc przysługę.- Wyciągnął z kabury na nodze broń krótką, włożył mi ją do ręki i pokierował nią w moją głowę.

- Zakończ to, masz teraz szansę!- Odsunął się ode mnie o krok, a ja trzymając broń przy głowie toczyłam największą z możliwych walk. Gdyby teraz to zrobić, zaznać spokoju, już nigdy nie cierpieć. Przymknęłam powieki i zobaczyłam znajomą okolicę, pola, łąki, lasy. Zobaczyłam również twarze rodziców, zmartwionych, ze zmęczonym obliczem. Przypomniała mi się obietnica, że kiedyś poprawię ich los, że w końcu będą mogli odpocząć i żyć spokojnie. Po policzkach popłynęły łzy. Otworzyłam oczy i spojrzałam na mężczyznę wpatrującego się we mnie. Oderwałam lufę od skroni i pokierowałam ją w stronę tego, który stał przede mną.

- „Znam planetę, na której mieszka pan o czerwonej twarzy. On nigdy nie wąchał

kwiatów. Nigdy nie patrzył na gwiazdy. Nigdy nikogo nie kochał. Niczego w życiu nie robił

poza rachunkami. I cały dzień powtarza tak jak ty: „Jestem człowiekiem poważnym, jestem

człowiekiem poważnym". Nadyma się dumą. Ale to nie jest człowiek, to jest grzyb."

- po tych słowach, które nie wiem dlaczego akurat teraz przyszły mi na myśl pociągnęłam za spust. A raczej próbowałam, bo napotkałam się z oporem chcąc go nacisnąć. Żołnierz spokojnie podszedł do mnie wyciągnął rękę i zabrał mi broń. W sumie nie zabiłam się sama, ale pewnie teraz On to zrobi.

- Jest zabezpieczony- pokazał mały cyngiel na grzbiecie broni i odwrócił się do mnie plecami.

***

Musiałem się obrócić  plecami by nie zobaczyła mojego lekkiego i chwilowego uśmiechu. Ta dziewczyna naprawdę mnie zadziwia. Chciała mnie zastrzelić, jest równie odważna co szalona. Jeszcze ten cytat, o tym, ze jestem grzybem. Nie jest dla mnie żadną nowością, że nie jestem człowiekiem, nie czuję się już nim od dawna. Chociaż mój uśmiech był jakby taki... ludzki.

- Jeśli więc wybrałaś życie to oczekuję, że będziesz walczyć na ringu o nie równie walecznie co przed chwilą. Jak sama pewnie zauważyłaś Twoje niedożywienie i uzależnienie narkotykami nie daje Ci wykorzystać całego potencjału Twojego organizmu- mimo, że jestem prawdziwą maszyną do zabijania, to zawsze wiedziałam w jaki sposób podejść do szkolenia żołnierzy. Dyscyplina, wiara w swoje możliwości i stawianie jasnego celu to była droga do samorozwoju, prawie każdego. Nie mówiłem tego, dlatego, że jestem miły, mówiłem to by szkolony chciał podjąć walkę, trzeba do niej odpowiednio zmotywować. Podszedłem do komody, wyjąłem strzykawkę i jabłko. Położyłem obie rzeczy na biurku.

- Po raz kolejny dzisiaj daję Ci okazję wybrać. Jeśli zrezygnujesz z narkotyków, codziennie otrzymasz dodatkowy posiłek podczas Naszych spotkań. Dziewczyna patrzyła na mnie teraz wielkimi oczyma, niemal śliniąc się na widok jabłka.

- Dowódca wie, że nawet jeśli wybiorę jedzenie, to syndrom odstawienia może mnie zabić.

- Dlatego nie zrobisz tego od razu, stopniowo będziesz zmniejszać dawki- wziąłem do ręki jabłko sądząc, że Ona i tak już wybrała i gdy zamierzałem wbić w nie zęby z jej ust wydarło się paniczne:

-Nie!, Proszę, ja wybieram jabłko- wyglądała teraz jak pięciolatka prosząca o czekoladę. Po raz kolejny dzisiaj zaskoczyła mnie. Podałem jej jabłko.

-Dobra decyzja Matyldo...

Słabe, słabe, słabe. Wiem, przepraszam. Bywają lepsze i  gorsze dni.

Zawsze może być gorzejWhere stories live. Discover now