Rozdział XIX

738 66 21
                                    

Rozalia nie mogła uwierzyć własnym oczom. Gdy stanęłam ponownie w naszej wspólnej celi, wyglądałam lepiej niż nawet na początku naszej znajomości.

- Czy Ty umarłaś i jesteś duchem?- wlepiała we mnie swoje wielkie, niebieskie tęczówki.

- Umarła 63. Teraz stoi przed Tobą nowa Matylda- głęboko wierzyłam w to, że tak jest, że teraz wszystko się zmieni. Jednak po krótkiej rozmowie z blondynką przypomniała mi się brutalna rzeczywistość. Mimo, że Siewczenko nie żył, na Jego miejsce zawsze znajdzie się ktoś podobny. Chociaż ja miałam względne fory u dowódcy reszta dziewczyn nie miała tyle szczęścia. Jedna, w przeciągu minionego tygodnia zmarła z powodu wycieńczenia organizmu przez narkotyki, druga w komplikacjach poaborcyjnych. Nadal byłyśmy przetrzymywanymi wbrew Naszej woli zakładniczkami. Jednak to, jak potoczyły się ostatnie wydarzenia, całkowicie mi to przyćmiło.  Wiedziałam, że jeśli moje nowe umiejętności zachowam tylko dla siebie będę największą egoistką na świecie, a każda kolejna śmierć którejś z porwanych, będzie plamiła moje sumienie. Nie wiedziałam jednak co mogłabym zrobić. Przecież nie powiem Dowódcy, żeby tak po prostu Nas uwolnił,  aż tak bardzo mnie nie lubił. O ile w ogóle pałał do mnie jakimś pozytywnym uczuciem.

Przez trzy dni nie zostałam ani razu wezwana do Blaszaka. Chyba po tygodniowym oglądaniu mnie codziennie, miał już dość. W końcu jednak, przyszedł po mnie osobiście.

- Chodź- powiedział tylko to jedno słowo otwierając cele. Wstałam i udaliśmy się w stronę sali treningowej.

- Chcę zobaczyć co potrafisz- znów był oschły i oziębły, przyzwyczaiłam się już. Podał mi do ręki nóż, trochę większy niż ostatnio, lekko zakrzywiony z przodu.

- Przecież wiesz, że nie potrafię walczyć nożem.

-Wykorzystaj swoje nowe umiejętności- uniósł tajemniczo brew i wyprowadził w moją stronę cios. Nie miał  jednak noża, walczył jedynie rękoma. Zaczęłam instynktownie wyczuwać jaki ruch chcę zrobić, a nóż w mojej ręce przewijał się tak sprawnie jakby stanowił z nią jedno. Nie miałam pojęcia jak to się działo, ale szło mi fenomenalnie. W pewnym momencie nie zrobiłam uniku i upadłam. Z perspektywy bruneta musiało wyglądać to, jakbym nadziała się na swoje własne ostrze. Rzucił się w moim kierunku, przykucając przy mnie.

-Matyldo wszystko dobrze?- wtedy ja podcięłam go w nogach, naskoczyłam na Niego przysuwając ostrze do gardła. Patrzyły na mnie teraz Jego lodowo niebieskie oczy. Na początku zdziwił się,
jednak po chwili lekko uśmiechnął. Po mojej głowie przeszła myśl. A gdybym Go teraz zabiła? Gdybym poderżnęła mu gardło, wzięła granaty dymne i broń i próbowała uwolnić więzienie. Ale jak mogłam zabić kogoś, kto uratował mi życie. W sumie to, że się tu znalazłam to też Jego wina. Miałam straszny mętlik w głowie.

- Czy już dostatecznie napawałaś się swoim zwycięstwem i możesz w końcu zejść ze mnie?- brunet wyrwał mnie z zamyślenia, odsunęłam pomału nóż z Jego szyi i wstałam.

- Dałeś się podejść, masz jednak słabe strony- zagaiłam, żeby zamaskować myśli, które przed chwilą zajmowały moją głowę. Mężczyzna zamyślił się i odpowiedział tylko - Najwidoczniej mam- na tym urwała się Nasza wymiana zdań. On podszedł do gabloty z bronią szukając czegoś w niej. Ja bawiłam się nożem wykorzystując nowo poznana sztuczkę przewracania ostrza między palcami . Po 20 minutach Dowódca znów do mnie podszedł, trzymając coś w ręku.

***

Podałem jej desert eagle do ręki. Matylda zaskoczona spojrzała na mnie.

- Tutaj jest magazynek, tutaj odbezpieczasz, przeładowujesz i strzelasz- wycelowałem broń w tarcze na końcu sali i wystrzelałem magazynek. Podałem jej nowy- załaduj- szło jej to trochę nieporęcznie ale w końcu poradziła sobie.

Zawsze może być gorzejWhere stories live. Discover now