Rozdział XII

58 4 0
                                    


W pokoju dało słyszeć się tylko nieznośny, drażniący zmysły odgłos trybiku poruszającego wskazówki w czarnym zegarze. Po raz pierwszy od paru miesięcy czułem, że to co robię jest słuszne, a co najważniejsze, że może się udać. Miałem jednak wrażenie, jakbym w tym pokoju tylko ja miał tak optymistyczne podejście. Kobieta siedząca po mojej prawej stronie wpatrywała się w widok zza okna. Nie żeby nie był jakoś szczególnie interesujący. Można było zawiesić wzrok na parku, który rozkwitał pełnią wiosennego życia. 

Życie również rozkwitało nie tylko tam. Spojrzałem na zaokrąglony brzuszek, lekko uwydatniony w lnianej, zielonej sukience. Lewą dłonią kobieta bezwiednie głaskała owo życie schowane, ukryte w niej. Odwróciłem głowę i spojrzałem na przeciwieństwo tego na co przed sekundą patrzyłem. Po mojej lewej siedział mężczyzna, Bucky, który miał taką minę, że przypatrujący się wszystkiemu neuropsycholog starał się ogarnąć trio, które się u niego zjawiło. 

- Matyldo, czy podzielasz to o czym mówi pan Rogers?- lekarz popatrzył na Matyldę znad swoich okularów wyczekując jej odpowiedzi.

- Skoro pan doktor uznał, że jest to dobry sposób, a co najważniejsze bezpieczny, to nie widzę powodów żeby nie spróbować.

- Pamięć ciała to coś, czym fascynuję się od dwóch dekad. Proszę mi wierzyć, że jest dla mnie najbardziej sprawdzoną i jednocześnie przynoszącą najlepsze efekty metodą. 

- Panie Barnes- lekarz tym razem skierował uwagę w stronę Jamesa, który jakby od niechcenia podniósł na niego wzrok- Czy pan zrozumiał wszystkie wskazówki i schemat postępowania ? Oczywiście to wszystko w formie wydruku...- nie dane było mu dokończyć, bo Bucky wstał bez słowa i wyszedł z gabinetu.

- No tak- kontynuował doktor Smith- przekaże wszelkie wskazówki w formie wydruku by mogli państwo postępować zgodnie z opracowanym schematem. Panie Rogesr póki co to dziękuję, chciałbym zostać teraz z moją pacjentką sam.

- Oczywiście doktorze, dziękuję- skinąłem głową z uznaniem.

- Poczekamy na korytarzu- pochyliłem się i pocałowałem Matyldę w czoło na co ona odpowiedziała mi słabym uśmiechem i skinięciem głowy. 

Bucky stał na korytarzu z rękoma wciśniętymi do kieszeni i wpatrując się tępo w automat z kawą.

- Nie mam drobnych- spojrzał na mnie marszcząc brwi udając, że jego największym zmartwieniem teraz jest brak dostępu do kofeiny. Podałem mu dolarówkę z kieszeni kurtki i poczekałem aż wybierze napój. 

- Co myślisz o tym wszystkim?- zapytałem zakładając ramiona i krzyżując na piersi. wpatrywałem się uważnie w twarz przyjaciela by wyczytać chociaż odrobinę zdradzających go emocji. Nadaremno.

-  A co mam myśleć, to był twój pomysł. Z całej naszej trójki to chyba tylko ty jesteś przekonany do skuteczności metody tej terapii. Nie zrozum mnie źle, nie że nie chcę pomóc. Jednak wydaję mi się dość wątpliwe, że przebywanie Matyldy ze mną w jednym pomieszczeniu po tym jak zareagowała na mój widok, było czymś dobrym. Nie żeby nie miała powodów się mnie bać, bo ma i to dość słuszne, tyle, że jeszcze tego nie pamięta- Bucky zaśmiał się gorzko i upił łyk kawy krzywiąc się przy tym nieznacznie. 

- Przyznaję, że ostatnio miałem spore wątpliwości co do swoich działań, teraz jednak uwierz, że wiem co robię. Myślę, że to najlepsza decyzja, dla nas wszystkich.

- Dla nas wszystkich?- Buck spojrzał spod zmarszczonych brwi- dla ciebie i dla Matyldy owszem, to niezła opcja, jednak co mi dobrego to ma przynieść? Zmierzenie się z moją przeszłością? To, że Matylda odkryję, że lęk który odczuwa jest słuszny i dobrze, że panicznie się mnie boi, bo zniszczyłem jej życie? No myślę, że to cudowna perspektywa. Zwłaszcza to, że w ramach starania się o ułaskawienie będę miał kuratora- terapeutkę u której będę musiał stawiać się dwa razy w tygodniu? Zapewniłeś mi masę rozrywki Steve, nie ma co. 

Barnes skończył swój wywód, pełen jego obaw, ale i wywód, który niesamowicie mnie ucieszył, bo w końcu wyrzucił z siebie to, co go bolało. A to już dobra droga do przyszłości. Tak przynajmniej wtedy mi się wydawało. 

***

Mają ze sobą wiele wspólnego, jak im temat nie podpasuję  to wychodzą i już. A mogłabym pomyśleć, że mężczyźni w ich wieku są bardziej rozsądni i mają w sobie więcej ogłady. Nic bardziej mylnego.

- Matyldo? Matyldo słyszałaś co powiedziałem?- z zamyślenia wyrwał mnie głos lekarza. Szczerze mówiąc nie potrafiłam się skupić, a dodatkowo nie pomagał fakt tupeciku, który wyjątkowo mu nie pasował rzucając się mocno w oczy, a którym usilnie starał się ukryć swój wiek. Mógł mieć około 60 lat, wyglądał na takiego co to wiele w życiu widział i słyszał. Jednak rozbawił mnie fakt, że ojciec mojego dziecka jest od niego o 20 lat starszy. Co za parodia życia. 

- Przepraszam doktorze, może pan powtórzyć, proszę.

- Pytałem, czy jesteś pewna tej terapii? Postanowiłaś nie odkrywać prawdy, jeśli ona sama ci się nie ukaże. Co się zmieniło?

- Przez ostatnie pół roku myślałam, że mogę żyć jakby nigdy nic. Jakby zgubione osiem lat życia nic nie znaczyło. Problem w tym, że nic co dzieje się obecnie w moim życiu nie jest ani normalne ani przeciętne. Sny i widmo przeszłości ściga mnie, czuję jego oddech na szyi...- przymknęłam oczy by uspokoić myśli kotłujące się w mojej głowię, by je poskromić- nie zamierzam cały czas przed nimi uciekać doktorze. Chcę stawić im czoła na swoich zasadach, nie dam się pokonać strachowi. 

- Wiesz, że te wspomnienia mogą zacząć zalewać cię lawinowo, że ich intensywność może cię przygnieść, że mogą cię przytłoczyć?- doktor zdjął z nosa okulary i potarł palcami nasadę nosa- Jeśli ich intensywność zacznie cię męczyć, przysparzać zbyt wielu skrajnych emocji i uczuć masz zaraz się ze mną kontaktować , zrozumiałaś ?

-Oczywiście- pokiwałam twierdząco głową i wstałam z krzesła. Pożegnałam się z lekarzem. I pełna nadziei wyszłam na korytarz. 

Był maj, mój ulubiony miesiąc. Miesiąc w którym wszystko odradzało się, tętniło życiem. U rodziców pewnie już zakwitły bzy, pachnie nim cała okolica a staruszki ścinają go by upchać w wazonach w przydrożnych kapliczkach. 

Postanowiłam. Dam się zaskoczyć temu co przyniesie przyszłość, poprowadzić i porwać w wir nadchodzących wydarzeń. W końcu co mogło gorszego się stać.


Zawsze może być gorzejWhere stories live. Discover now