Rozdział VII

861 66 4
                                    

Nie było mnie miesiąc i proszę jak się pozmieniało. W pomieszczeniu, które zazwyczaj służy za jadalnie dla żołnierzy, są rozstawione teraz maty, na których pod czujnym okiem swych panów ćwiczą tutejsze dziwki. Spuścić ich z oczu na chwilę... Zauważam znajomą rudą postać. Ma długie włosy splecione w warkocz i przyjmuje jakieś uwagi od swego właściciela, Siewczenki. Nie wiem dlaczego, ale od pewnego czasu wydaje mi się, że jej twarz jest mi znajoma. Jakbym kiedyś znał kogoś podobnego. Nawiedzają mnie  sny, w których przewijają się różni ludzie i rożne wydarzenia. Nie mam pojęcia czy to tylko wytwór mojej spaczonej wyobraźni czy może powracające wspomnienia. Nigdy nie pytałem kim jestem, skąd się tu wziąłem. Ta wiedza była mi zbyteczna, jednak im dłużej pozostawałem po za stanem hibernacji, tym bardziej moją głowę zalewały różne wspomnienia. Teraz był jeden z takich najdłuższych okresów, tak mi się przynajmniej wydaję. Już prawie trzy lata jestem po za komorą. Ta sytuacja wynika z tego, że siły Hydry w ostatnich latach nieco zmalały i potrzebowali mnie, bym szkolił i przygotowywał nowe jednostki bojowe. Tak o to zyskałem nocne wilki, bandę najgorszych szumowin jakie widział świat, a jednocześnie najskuteczniejszych żołnierzy w polu walki.

Z zamyślenia wyrwał mnie krzyk sierżanta dobiegający z dołu:

- Ty głupia cipo, jak tak będziesz walczyć, to Cię zajebią już w pierwszej walce!- Chwycił rudą za włosy i uderzył z lewej pięści. Na ten widok mimowolnie moja bioniczna ręka zacisnęła się na metalowej balustradzie, która ugięła się pod jej naporem.

- D-dowódco ?- usłyszałem przestraszony głos za moimi plecami. Odwróciłem wzrok i spojrzałem na żołnierza.- Te akta o które dowódca pytał, nie-nie ma ich w biurze, sądzę, że mogą być w magazynie. Zaraz mogę pójść i to sprawdzić...

- Jak do ciężkiej kurwy mogą być w magazynie- podszedłem bliżej patrząc prosto w oczy przestraszonego, młodego chłopaka. – Nie trudź się. Jeśli sam tego nie załatwię to wy cioty, już w ogóle. A teraz odmaszerować.- żołnierz zasalutował i oddalił się czym prędzej. Kurwa! Zimowy Żołnierzu co Ty wyprawiasz. Czemu tak bardzo wkurzył mnie widok bitej, nic nie znaczącej dziwki. Przecież nic dla mnie nie znaczy, jest jedną z wielu, które tu trafiły i, które tu zdechną.

By odegnać zaprzątające mnie myśli, poszedłem poszukać potrzebnych akt. W magazynie przechowywano niepotrzebne rupiecie, m.in. rzeczy osobiste, które miały przy sobie porwane dziewczyny. Gdy w końcu na jednej z okurzonych półek znalazłem interesującą mnie teczkę, sięgnąłem po nią jednocześnie potrącając łokciem czarny plecak. Ten spadł na ziemię a ze środka wysypały się różne rzeczy. Moją uwagę przykuła książka, która z niej wypadła. Nie pamiętam, kiedy i czy w ogóle czytałem coś innego niż akta celów lub plany misji. Z zaciekawieniem podniosłem ją i przyjrzałem się tytułowi: Mały Książę. Nie wiele mi ten napis mówił, bo był po polsku. Tak mi się wydawało. Otworzyłem na pierwszej stronie, na której widniała zapewne dedykacja, równie nie zrozumiała co sam tytuł. Skąd ja w ogóle znam słowo dedykacja... Nieistotne, spojrzałem na nabazgrany niestarannie tekst: Dla tej, która stała się moją różą, za którą już zawsze będę odpowiedzialny. Dla Matyldy- Kuba.

Jedyne co zrozumiałem to imię, Matylda. Świtało mi w głowie jakbym już gdzieś je słyszał. Zauważyłem, że na ziemi leży również portfel. Podniosłem go i wyciągnąłem dokument. Matylda Różewicz... Spojrzałem na zdjęcie, z którego zielonymi tęczówkami spoglądała na mnie uśmiechnięta rudowłosa dziewczyna. Wyglądała zupełnie inaczej niż teraz, ale od razu ją poznałem. Już wiem skąd pamiętam imię, przecież sam pomogłem w jej porwaniu. Ogarnij się! Ta dziewucha za bardzo miesza mi w głowie. Nie mogę sobie na to pozwolić, nie teraz gdy jestem już tak blisko odkrycia...


Zawsze może być gorzejМесто, где живут истории. Откройте их для себя