♪ 38 ♪

885 89 2
                                    

Weekend zapowiadał się wyjątkowo ciepło i słonecznie, co większość mieszkańców postanowiła wykorzystać. Mnóstwo ludzi wypełniało ulice Los Angeles, młodzi śmiali się do rozpuku, żartując nie wiadomo o czym, rodziny z dziećmi zmierzały w kierunku budek z lodami, czy lodziarni, aby młode pokolenie mogło spałaszować swój ulubiony, letni przysmak, a parki pękały w szwach od ludzi, którzy znajdowali się w ich wnętrzu.

Jasmine leżała na kocu w cieniu, z głową na kolanach u Blake. Czytała spokojnie książkę, nie przejmując się gwarem w około, a starsza o parę miesięcy brunetka słuchała muzyki, opierając się o gruby konar wiekowego drzewa, które pewnie nie jedno by powiedziało, gdyby istniała taka możliwość. 

Chłopcy natomiast postanowili spożytkować energię, jaka się w nich uzbierała przez resztę tygodnia i grali w piłkę nożną, całkiem niedaleko na boisku. Dzieciaki, jaki i oni mieli zabawę, poza tym zbliżyło ich to do siebie jeszcze bardziej. Choć i bez tego traktowali się, jak dobrzy kumple, którzy znają się od lat, to po wspólnej grze mogło być tylko lepiej. 

- On wygląda teraz jak spocony kundel, Jasmine, ratuj. - jęknęła Blake, widząc włosy Harry'ego, które przylepiły mu się do policzków, czoła i karku. 

- Popatrz na Luke'a. - zaśmiała się brunetka, która na moment oderwała się od lektury. - Wygląda, jakby nie miał szesnastu lat. - dodała widząc, że włosy, które postawił na żelu, co chwila opadały i zasłaniały mu oczy. 

- On na lepszy tyłek ode mnie.

- Blake!

- No co?

- To mój chłopak, więc daruj sobie, bo będę zazdrosna.

***

- Jak się grało? - zapytała Jasmine, gdy chłopcy wrócili z boiska. Zgrzani i spoceni, ale widocznie zadowoleni.

- Te młokosy rozłożyły nas na łopatki, co nie Hemmings? - odpowiedział brunet, opadając na koc, obok Blake. Luke tylko przytaknął głową, sięgając po butelkę wody, która pewnie była dla nich czymś więcej, niż tylko wybawieniem. 

- Śmierdzisz, jak kundel. - jęknęła Stewart, przez co Harry się zaśmiał i oplótł jej talię swoimi ramionami. 

- Przyzwyczaisz się.

- Do tego, że będziesz spał na wycieraczce? - Z miłą chęcią. - dodała, chichocząc pod nosem. 

- Jesteście niemożliwi. - skomentowała Jasmine, dla której relacja pomiędzy Stewart a Styles'em wyglądała jak małżeństwo po piętnastoletnim stażu. 

- Szczegół.

- Nie czepiajmy się. - stwierdził loczek, zabierając od kumpla butelkę wody do połowy pełną. Pierwsza połowa zniknęła już u niego w gardle. - Wy tu tak siedziałyście przez cały czas?

- Mhm.

- Tak, a co? - Blake spojrzała na swojego chłopaka, unosząc brew.

- Nic, ale mogłaś przyjść i popatrzeć, jak strzelam bramki. - stwierdził, udając urażonego.

- Już nie przesadzaj, gdybyś umiał tyle, co Beckham i wyglądał, jak on, to może... - Jasmine zachichotała na docinek przyjaciółki i przybiła z nią żółwika.

- Gdy się na niego zetnę, to co?

- Będziesz wyglądać lepiej niż w tym kundlu, którego masz teraz na głowie. - stwierdziła, a Luke zaśmiał się głośno.

- Wszyscy przeciwko mnie. - stwierdził Harry, udając obrażonego, a Luke uderzył go przyjacielsko  w ramię, aby przestał udawać. 

- Życie.

- Jest nowelą.

- Raz przyjazną, a raz wrogą. 

- Za jakie grzechy. 

~*~

coraz bliżej końca, nananana

street dancers • hemmingsWhere stories live. Discover now