♪ 14 ♪

2.5K 216 3
                                    

- Który to już raz? - Zapytała Jasmine czekając na Stewart. Jak zwykle nie przyszła na czas. Nie pierwszy, nie ostatni.

- Przestałem liczyć po trzydziestym - Styles przewrócił oczami, wciąż obracając w palcach swój telefon.

- Czasami zastanawiam się, co ja tu jeszcze robię - Mruknęła wstając z podłogi - Daj znać, jak te ćwoki w końcu przyjdą - dodała, przez co brunet wybuchnął śmiechem. Uniósł kciuk w górę jednocześnie dając jej znać, że rozumiał i tak zrobi. Rzuciła swoją torbą na kanapę w korytarzu i weszła do ich pokoju 'socjalnego' chcąc znaleźć coś do picia. Wyjęła z lodówki zimną wodę i zamknęła drzwiczki lekkim kopniakiem.

Po co robić to rękami skoro są nogi?

Odkręciła ją i upiła łyk. W międzyczasie usłyszała jak ktoś otwiera drzwi i wchodzi do środka. Dosłownie kilka sekund później zadzwonił telefon tej osoby. Zaciekawiona tym, kto to może być, mając nadzieje, że Stewart bądź Lynch wystawiła głowę zza ściany.

Niestety był to Hemmings. Wyjątkowo wkurzony. Wplatał palce w swoje włosy i pociągał lekko za ich końcówki. Tupał butem o podłogę i słuchał uważnie tego, co miała do powiedzenia po drugiej stronie.

- Nie obchodzi mnie to, że ci się nie chce! Do tej pory jakoś ci się chciało. Nie, to nie może poczekać. Gówno obchodzi mnie to, że Sophie się po tobie wkurza! To ją wyruchaj i wracaj do roboty! I nie dzwoń jak nie znajdziesz niczego konkretnego! - Warczał niczym wilk pilnujący swojej zdobyczy. Wyglądał naprawdę groźnie w tamtym momencie. Mocno zaciśnięta szczęka, napięte mięśnie, jedna z dłoni zaciśnięta w pięść i ciemniejsze niż zazwyczaj tęczówki.

- Co jest? - Zapytała ujawniając się. Mimo, że był zdenerwowany prawie podskoczył w miejscu na dźwięk jego głosu.

- Kumpel doprowadza mnie do szału - Odpowiedział przez zaciśnięte zęby. Zamknął oczy na dziesięć sekund, a po nich jego oczy wróciły do swojego naturalnego koloru, a napięcie z jego ciała uszło.

- Nic to po tobie, bo Blake i Ross jak zwykle się spóźniają - Opadła na kanapę i zamknęła na chwilę oczy.

- Styles mógł mi o tym powiedzieć. Tłukłem się tu przez całe miasto - Mruknął nieco niezadowolony.

- Takie życie - Wzruszyła ramionami - Zawsze możesz iść ze mną pojeździć na desce. O ile umiesz i chcesz - dodała podnosząc się z sofy.

- Gdzie i czy masz pożyczyć deskę? - Zapytał

- Za miasto i pożycz od Lynch'a. Nie obrazi się - Odpowiedziała otwierając szafkę, w której trzymali deski. Póki, co była tam tylko jej, Ross'a i kilku innych, mniej ważnych osób.

***

- Co tak wolno?! - Krzyknęła po raz kolejny zostawiając blondyna w tyle.

- Dawno tego nie robiłem! - Odkrzyknął rozbawiony - Nie oczekuj ode mnie nie wiadomo, czego - dodał

- A mogłam nic ci nie mówić i pójść sama - Mruknęła czekając na niego.

- Za bardzo mnie lubisz - Wyszczerzył się do niej, a ona wywróciła oczami - Pierwszy na dole naciera drugiego bitą śmietaną jak wrócimy! - krzyknął i odepchnął się od betonu. Pagórek

- To nie fair! - Oburzyła się równając się z nim - Masz dwie sekundy przewagi - dodała przepychając się z nim.

- Nieprawda - Wystawił jej język odzyskując równowagę po tym jak go lekko popchnęła.

- Prawda! - Krzyknęła odpychając od siebie jego ręce.

Przepychali się tak i nie wiele zabrakowało, a każde z nich zaliczyłoby bliskie spotkanie z betonem. Ostatecznie wygrał Luke.

- Wygrałem! - Zeskoczył z deski i odtańczył swój taniec zwycięstwa - Żryj bitą śmietanę leszczu! - dodał, na co ona wybuchła śmiechem.

- Serio? - Zapytała siadając na swojej desce

- Serio, a teraz daj się cieszyć słodkim zwycięstwem - Powiedział po czym po raz kolejny zaczął tańczyć na środku drogi prowadzącej nie wiadomo gdzie.

- Czasami się zastanawiam, dlaczego akurat Los Angeles padło na miejsce, do którego chciałam uciec - Odwróciła się w kierunku zachodzącego słońca, a jego promyki przemykały się przez kosmyki jej włosów nadając im lekkiego połysku - Nigdy się tutaj nie urodziłam. A mieszkam tu od jakiś kilkunastu miesięcy - dodała

- Więc, gdzie się urodziłaś? Gdzie się wychowałaś? - Zapytał siadając obok niej.

- W Detroit - Wzruszyła ramionami - Na przedmieściach, w jednej z tych bardziej obskurnych i ponurych dzielnic. Nigdy nie chciałam tam mieszkać, chciałam uciec i kiedy tylko skończyłam szkołę i uzbierałam wystarczającą ilość pieniędzy złapałam samolot i siedzę tu dzisiaj - dodała wspominając najczarniejsze momenty w swoim życiu. To, o czym teraz mówiła było tylko namiastką piekła, jakie przeżyła w dzieciństwie.

- Ja wychowałem się na przedmieściach Melbourne - Zaczął krzyżując nogi - Matka zmarła, gdy miałem pięć lat, ojciec, gdy miałem siedem. Nikt z rodziny mnie nie chciał, bo sprawiałem dosyć poważne problemy i tym oto sposobem wylądowałem w sierocińcu. Jedenaście lat spędzone nad rozmyślaniem się, co ja robię na tym świecie - Mruknął gapiąc się gdzieś za horyzont.

- Życie nigdy nie będzie takie jakie chcemy żeby było - Stwierdziła - I pisze najbardziej nieoczekiwane przez nas scenariusze - dodała

- Dokładnie - Przyznał jej rację - Ale to my w dużej mierze decydujemy jakie będzie, a nie jakie mogło być - dodał

- Różnica ''mieć'', a ''być''? - Zapytała z lekkim uśmiechem na ustach - Wybieram być.

- Ja też.

~*~

Mam nadzieje, że ktoś tu jeszcze jest ^^

Możecie mnie zabić za to, że przez ponad 3 tygodnie nie było rozdziału, ale jakoś tak nie mogłam się zebrać żeby coś tutaj wstawić. A jak już się zebrałam, to wena poleciała sobie na wakacje na Teneryfę XD


street dancers • hemmingsWhere stories live. Discover now