♪ 9 ♪

3.3K 282 20
                                    

- Luke, przyjdź do mnie po swoich zajęciach - Głos Martin'a dzwonił w jego uszach od dobrych kilku minut. Zastanawiał się o co mogło mu chodzić. Przecież nie zrobił nic złego, zachowywał się jak należy, więc czego ten stary zabijaka od niego chciał?

- Myślisz, że to coś poważnego? - Zapytał Calum opierając się o blat w pokoju socjalnym.

- Nie mam pojęcia - Przyznał blondyn nalewając sobie kawy do kubka - Co z Twoim palcem? - dodał

- Nic szczególnego - Mruknął szatyn - Mogę już prowadzić swoje zajęcia - dodał ciesząc tym Hemmings'a. Miał serdecznie dość grupy przyjaciela.

- Nareszcie - Blondyn westchnął z ulgą - Miałem dość tych Twoich beztalenci - dodał

- Bardzo śmieszne - Hood przewrócił oczami.

- Wiem - Luke wyszczerzył się do niego - Za to, co dla Ciebie robiłem powinienem dostać podwyżkę - dodał, a Calum wybuchnął śmiechem.

- I co jeszcze księżniczko? Może gwiazdę w alei, co? - Prychnął szatyn.

- Nie pogardziłbym - Przyznał blondyn, a Hood pokręcił głową zrezygnowany, głupotą przyjaciela.

***

Po zajęciach i szybkim ogarnięciu się ruszył razem z torbą na ramieniu do gabinetu Martin'a potocznie nazywanego, jamą smoka. Zapukał do mahoniowych drzwi i czekał na odpowiedź. Zastanawiał się, o co mogło mu chodzić już od rana.

- Proszę - Usłyszał i nacisnął klamkę. Ostrożnie wszedł do środka. Nie za bardzo wiedział czy miał się odezwać pierwszy czy też siedzieć cicho.

- Długo mam jeszcze czekać? - Usłyszał i postanowił podnieść na szefa wzrok. Do tej pory stał z opuszczoną głową.

- Na co? - Zmarszczył brwi. Nadal nie kojarzył, o co mogło mu chodzić.

- Kiedy zrobisz cokolwiek żeby naprawić tą swoją zasraną reputację?! - Brunet wstał i oparł się dłońmi o biurko. Nieodpowiedzialność Hemmings'a ciągle go dobijała.

- Pracuje nad tym - Mruknął blondyn - Nie martw się - dodał

- Jeśli do następnego tygodnia nie zobaczę czegoś, co Ci pomoże Twoja posada zacznie wisieć na włosku - Zagroził Martin, a Luke prychnął.

- Oboje wiemy, że nie znajdziesz lepszego nauczyciela i choreografa ode mnie, a o konkursach już nie wspomnę - Stwierdził - Byle, kogo też nie przyjmiesz, chyba, że tego idiotę Horan'a - dodał przypominając sobie swojego odwiecznego wroga. W życiu codziennym, jak i na parkiecie.

- Jesteś tego pewien? - Martin uniósł brew.

- Jak własnego nazwiska - Syknął blondyn i nie czekając na pozwolenie wybiegł z biura.

***

Idąc ulicami w kierunku studia uliczników palił papierosa za papierosem chcąc się uspokoić. Obiecał sobie, że już nie będzie tego robił, że to rzuci w cholerę, ale musiał jakoś odreagować po ''kazaniu'' Martin'a. Ten facet wiele razy, od początku jego pracy i kariery wyprowadzał go z równowagi, ale jeszcze nigdy nie zrobił tego w takim stopniu.

W końcu zatrzymał się opanowując oddech i wyrzucił papierosa dla pewności drepcząc go butem. Wsunął dłonie w kieszenie spodni i ruszył dalej tą samą trasą.

***

- Ej blondyneczko! - Usłyszał podczas swojej rozmowy z Harry'm. Polubił tego zakręconego lokowatego bruneta. Miał dużo wspólnego z Michael'em. Byli tak samo popieprzeni.

- Co? - Odwrócił się w danym kierunku śmiejąc się przy okazji z nadanego mu przezwiska.

- Łap - Jasmine rzuciła w jego kierunku czapką i gestem ręki zachęciła, by wszedł na parkiet. Blake włożyła płytę do odtwarzacza i nucąc pod nosem słowa piosenki założyła swoją czapkę i zachęciła blondyna do tego samego.

- Na pewno to znasz! - Krzyknęły obydwie i śmiejąc się z siebie przybiły sobie piątkę. Blondyn narzucił na swój T - Shirt bluzę, przeczesał palcami włosy i włożył czapkę tył na przód. Podszedł do nich i wysunął się nieco na przód. Doskonale znał ten układ.

***

- Niezły jesteś - Stwierdziła Stewart, gdy zostali w piątkę na sali.

- Dzięki - Blondyn złapał rzuconą przez nią butelkę wody i odkręcił ją - Wzajemnie Blake - dodał

- Oj zamknij się już - Harry przewrócił oczami próbując przy okazji stroić gitarę.

- Sam się zamknij - Blake wystawiła w jego kierunku język.

- Dzieci nie prawcie sobie komplementów - Jasmine przerwała te ich kłótnię przy okazji patrząc się to na jedno, to na drugie - Czasami mam wrażenie, że całej tej naszej paczki ja, jako jedyna jestem normalna - dodała obracając w palcach kostkę do gitary, należącą do Styles'a.

- Zabawne - Lynch przewrócił oczami na chwile przerywając powtarzanie kroków - Ja to powinienem powiedzieć - dodał, a McCras przewróciła na to oczami.

Zabrała swój plecak i podniosła z podłogi.

- Dzisiaj Ty zamykasz Lynch - Popatrzyła się na przyjaciela przez ramię i ruszyła w kierunku wyjścia.

- Poczekaj - Luke zabrał swoje rzeczy i ruszył za nią. Czuł się jeszcze zbyt nieswojo pośród nich żeby zostać z nimi sam na sam. We dwójkę zniknęli za ścianą, a dźwięk zamykanych drzwi świadczył o tym, że wyszli na ulicę.

- Myślicie, że coś z nich będzie? - Zapytała Blake rozkładając się wygodniej na podłodze.

- Może... - Mruknął Ross wracając do kroków.

- Hasmine! - Krzyknął Harry, a brunetka uderzyła się otwartą dłonią w czoło następnie zrezygnowana pokręciła głową zrezygnowana z głupoty przyjaciela.

~*~

Mam wrażenie, że spieprzyłam ten rozdział i tak za pewne jest :') U góry układ Luke'a i dziewczyn ✌ 

Ma ktoś jakiś ship dla Jasmine i Luke'a?

Komentujesz = Motywujesz

street dancers • hemmingsWhere stories live. Discover now