♪ 34 ♪

1.1K 109 4
  • इन्हें समर्पित: siwa_303
                                    

Dzień powrotu do Los Angeles nadszedł szybciej niż się tego spodziewali. Choć żadne nie chciało wracać do rzeczywistości, jaką zostawili w mieście aniołów, ale ani Luke, ani Jasmine nie potrafili zatrzymać się w czasie. 

Pakując ostatnie rzeczy do walizki, spojrzała na regał, stojący w kącie pomieszczenia. Wykonany z ciemnego, pewnie iglastego drzewa, wypchany po brzegi książkami i nie tylko. Na grzbiecie szafki stało zdjęcie. Brunetka wbiła w nie swoje spojrzenie, starając przypomnieć sobie dzieciństwo, którego według siebie nie miała i lata do tego pamiętnego dnia ucieczki, która wyszła wszystkim na dobre. Wbrew sobie wrzuciła ramkę ze zdjęciem do bagażu, aby móc go w końcu zasunąć. Nie czuła bólu w tak mocnym natężeniu, jaki czuła, gdy przekraczała próg mieszkania w ten pierwszy, świadomy sposób. Mieszanka perfum należących do jej ojca odeszła w zapomnienie, a zastąpiły je perfumy blondyna, które zdecydowanie bardziej polubiła. Wszystko było takie samo, a jednak inne. Zostawili po sobie zupełnie inny rodzaj porządku, niż ten który propagował rodzic Jasmine. 

- Gotowa? - zapytał blondyn, wystawiając głowę zza ściany. Posłał jej szybki uśmiech, omiatając wzrokiem pomieszczenie, w którym się znajdowała.

- Chyba tak. - przyznała, zabierając wszystko, to co było jej potrzebne. - Taksówka już czeka? 

- Od dziesięciu minut. - zabrał od niej walizkę, zamykając uprzednio drzwi. - Co zamierzasz zrobić z tym mieszkaniem? - dodał zaciekawiony. 

- Nie mam pojęcia, ale najprawdopodobniej je sprzedam, nie jest mi potrzebne, mój dom jest w Californii, a nie tutaj. - wyjaśniła całkiem poważnie, od rana dobry humor unikał ją szerokimi łukami.

- Rozumiem. - przytaknął, pomagając ubrać jej kurtkę. - Rozchmurz się trochę, mała. - dodał, całując przelotnie jej usta. 

- Nie dzisiaj. - westchnęła ciężko, pozwalając, aby splótł ich dłonie razem. - Chyba nadal nie może. to do mnie dotrzeć, Luke. Zostałam sama, taka jest prawda. 

- Nie jesteś sama, ile razy mam ci to jeszcze powtarzać, co? - zapytał, gdy przekręcała klucze w zamku. Mieli oddać je starszej, poczciwej kobiecie mieszkającej na parkiecie. 

- Wiesz, o co mi tak naprawdę chodzi. - spojrzała na niego, chcąc zabrać swój bagaż, ale jej na to nie pozwolił, więc ruszyła powoli schodami na niższe piętra.

- Wiem. - mruknął w końcu, przeczuwając, że i tak dziewczyna będzie się upierać przy swoim, a jego produkowanie się niczego nie zdziała. 

***  

Ten wieczór również chcieli spędzić tylko i wyłącznie w swoim towarzystwie, ale wiadomość, że wrócili już do miasta dosyć szybko się rozniosła. Styles obdzwonił wszystkich znajomych, zapraszając ich na imprezę, o której Jasmine nie miała nawet pojęcia. Dźwięk dzwonka oderwał ją od delikatnych pieszczot z Luke'iem oraz jednej z wielu komedii romantycznych. Otwierając drzwi nie pomyślałaby, że to gromadka, nazywająca się jej przyjaciółmi. Wpadli do środka niczym tornado, nie pytając o pozwolenie. Zdziwiona brunetka zamknęła za nimi drzwi, idąc do kuchni, gdzie Blake rozkładała wszystko to, co potrzebne do zwyczajnej domówki.

- Możesz mi powiedzieć, kto to wymyślił? - zapytała, siadając na blacie. Z chęcią przyjęła piwo, które podała jej Stewart. 

- Styles. - oznajmiła Blake, zajmując miejsce obok niej. - Jak się czujesz?

- Jest w porządku. - wymusiła u siebie uśmiech, choć wiedziała, że dziewczyna i tak w to nie uwierzy. - Gdyby nie Luke, to prawdopodobnie nie dałabym sobie rady sama. - dodała, otwierając metalową puszkę.

- Przecież widzę, że coś jest nie tak. - Blake objęła Jasmine ramieniem, pozwalając, aby ta oparła na nim głowę. - Mów.

- Czy byłaś kiedykolwiek w takiej sytuacji?

- Jakiej?

- Członek twojej najbliższej rodziny, a ty parę godzin po pogrzebie zabawiasz się z osobą towarzyszącą. - brunetka wyrzuciła to z siebie, jej sumienie nie dawało jej spokoju pod tym względem.

- Chcesz mi powiedzieć, że wy no ten, no... - Stewart uniosła zszokowana brew, prawie upuszczając piwo.

- Mhm. 

- Ostro siostro.

- Przestań, to nie jest śmieszne. - Nieświadomie policzki Jasmine zaczęły płonąc, co nie uszło uwadze drugiej brunetki. 

- Wiedziałam, że coś pomiędzy wami będzie, ale w życiu nie pomyślałabym, że w takiej sytuacji. - Blake gwizdnęła cicho, mając gdzieś, że zwróciła tym uwagę Rossa. 

- Czy potrafiłabyś kochać się z Harry'm po pogrzebie własnego ojca?

- W sumie. 

- Nie pomagasz. 

~*~  

Czy ktoś chciałby dedykację?

kto pierwszy ten lepszy, hehe 

ktoś? coś?

jak się podoba? :x

street dancers • hemmingsजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें