Ludzie o tej porze roku rzadko wychylali nos zza drzwi swojego ciepłego i przytulnego domu. Robili to tylko wtedy, kiedy musieli. I to na prawdę za poważną potrzebą. Każdy z nich wolał spędzić wieczór pod ciepłym kocem z kubkiem gorącej czekolady, czytając swoją ulubioną książkę. Inni zaś wtulali się w ramiona swojej miłości i spędzali z nią każdą możliwą chwilę.
Bo, weszła do otwartej kafejki w centrum mroźnego Londynu. Usłyszała charakterystyczny dźwięk, sygnalizujących, że ktoś przyszedł. W środku było prawie pusto. Zaledwie dwie osoby i kelnerka, która najwyraźniej była znudzona ciężkim dniem. Każdy z nich spojrzał na dziewczynę, a następnie powrócił do poprzednich zajęć, lekceważąc ją. Bo, miała ze sobą czarną torbę, która była przewieszona przez ramię. Była lekka i nie znajdowało się w niej nic szczególnego. Usiadła w prawym rogu kawiarenki i lekko wypuściła powietrze stłumione w sobie. Ściągnęła z siebie szary płaszcz i położyła obok na siedzeniu. Niewysoka kelnerka podeszła do dziewczyny i przyjęła zamówienie, które złożyła bez wahania. Potrzebowała ciepłego napoju, który miał ją rozgrzać. Zniecierpliwiona czekała na herbatę, która miała się zaraz pojawić. Próbowała się uspokoić i wymyślić jak najlepsze rozwiązanie dla siebie.
Bo kilka godzin wcześniej, zerwała ze swoim dotychczasowym życiem. Jej współlokator okazał się być zwykłą świnią, a ona została bez dachu nad głową. Nie chciała tam wracać i zabierać swoich rzeczy, kiedy on tam był. Zamierzała odczekać i wrócić, kiedy będzie w pracy. Tylko gdzie miała się podziać przez całą noc? Tego nie wiedziała, a z minuty na minutę coraz bardziej ją to przerażało.
Upiła łyk gorącej herbaty, która nie smakowała najgorzej. Pocierała dłońmi kubek, który był ciepły i dawał jej przyjemne uczucie. Uśmiechnęła się sama do siebie, ale tylko na chwilę. Nadal przez jej myśli przechodził chłopak, którego śmiała nazwać swoim przyjacielem. Zamknęła na chwilę oczy, a w jej głowie rozbrzmiała piosenka Adele, która leciała w kafejce. Puszczona była dość cicho, ale z każdą sekundą, Bo rozumiała każde pojedyncze słowo. Siedziała jak zahipnotyzowana, co chwilę upijając łyk gorącego napoju.
Drzwi po raz kolejny się otworzyły. Do środka wszedł zmarznięty chłopak. Był wysokiej postury, a jego blond włosy pokryte były opuszkami śniegu. Powiesił swoją kurtkę na wieszaku po czym zajął miejsce przy jednym ze stolików. Zamówił to co zwykle - czarną kawę. Nie martwił się późną porą, ani tym, że przez kolejne kilka godzin nie będzie mógł zasnąć. To było jemu na rękę.
- Kiedy znudzi ci się ta kawa, Luke? Zawsze taka sama, bez żadnych dodatków.
Kelnerka postawiła na stoliku filiżankę z napojem, a on podziękował.
- Nie lubię eksperymentować - powiedział, uśmiechając się.
Bo spojrzała w jego stronę. Najpierw z czystej ciekawości, a potem z przerażeniem wymalowanym na niewinnej twarzyczce. Przełknęła ślinę i jeszcze raz zamrugała czarnymi rzęsami. Miała przewidzenia, czy może to był jeden z tych snów na jawie? Rzuciła na stolik banknot i zaczęła się ubierać. Robiła to z prędkością światła nie zdając nawet sobie z tego sprawy. Przeszła przez lokal, praktycznie biegnąc. Otworzyła drzwi i tyle ją widziano.
- Zostawiła zegarek! - zawołała zdziwiona kelnerka.
Luke bez namysłu złapał za biżuterię oraz swoją kurtkę. Wybiegł za dziewczyną na zewnątrz i zaczął iść po śladach, które zostawiła na zaśnieżonym chodniku. Widział z daleka jej szary płaszcz i to jak szybko szła. Zaczął biec, ale nie krzyczał. Bał się, że może się wystraszyć. Tylko, co ją jeszcze mogło zdziwić? Wystarczyło, że wybiegła jak poparzona z kafejki w której siedział on i Luke zdawał sobie z tego sprawę. Miał świadomość, że to przez niego Bo uciekła i zostawiła niedopitą zieloną herbatę, którą tak lubiła. Znał ją, a ona znała jego. Tylko to nie była dobra znajomość, no może nie na końcu. Nie widzieli się przez sześć lat, a ich ostatnie spotkanie wywołało wiele łez. Nie odzywali się do siebie, chociaż każde z nich na jakiś sposób próbowało. Luke przyjechał do jej rodzinnego domu, aby załagodzić sytuację, ale ona nie została o tym poinformowana. Bo dzwoniła do Luke'a, ale ten już dawno zgubił swoją komórkę. Próbowali co najmniej dziesięć razy, ale za każdym razem coś nie wychodziło.