8. Luke Hemmings - Crazy Love

1.1K 66 2
                                    

Nie byłam osobą, która się chowa. Od dziecka uczęszczałam we wszystkich możliwych konkursach, a do tablicy zgłaszałam się nawet jeśli nie znałam odpowiedzi. Nie bałam się liceum i tak jest w dalszym ciągu. Nie przeraża mnie tamtejsza dyskryminacja i umiem się w tym wszystkim odnaleźć. Teraz mam osiemnaście lat i trochę znam się na życiu. Oczywiście osoby o wiele starsze powiedzą, że nie mam pojęcia na ten temat.
Nie chwaląc się miałam mózg, jakiego nie mają inni. Niektórzy śmiali się, że zamiast niego mam w głowie dysk komputerowy. Rozumiałam go bez żadnego ale i nawet nie wiem skąd to się wzięło. W liceum, prawie dwa lata temu poznałam, Tine. Nie wyróżniała się. W szkole, siedziała z grupką swoich znajomych i wydawała się „normalna". Poznałyśmy się lepiej, a ona wprowadziła mnie w swój mały świat. Należała do pewnego gangu, co z początku mnie nieco zdziwiło. Przestraszyłam się, że jest jedną z nich. Jednak to nie jest, aż takie straszne. Tam są naprawdę mili ludzie i po prostu dbają o swoje dobro. Nie krzywdzą innych, chyba że muszą. Jednak mi, nic o tym nie wiadomo. Nie orientuje się w ich statystykach. W wieku siedemnastu lat miałam pracę, co prawda na czarno, ale nawet nie wiecie jakie są z tego pieniądze. Z początku dostawałam grosze, ale kiedy się wykazałam dali mi większą swobodę.
Teraz to wszystko widziałam w całkiem innym świetle. Kilka dni temu zaczęły się wakacje, a po nich miałam iść do ostatniej klasy. Cieszyłam się, zwłaszcza, że w ich gronie byłam najmłodsza.
- Skończyłam, już nie mam co robić. - Ziewnęłam. - Michael, proszę znajdźcie coś.
- To nie moja wina, że nie ma już komputerów do rozszyfrowania. - Prychnął. - Wszyscy na pewno odpoczywają, a my jak zwykle siedzimy w piwnicy. Idź do nich.
- Mam zostawić cię samego? - Skrzywiłam się.
- Mi nie pomożesz, papierkowa robota jest moja. - Zaśmiał się. - Zaraz skończę i do was dołączę.
Zrobiłam tak jak powiedział. Wyszłam z piwnicy i udałam się na górę. Pracowaliśmy w domu, który miał ogromną piwnicę. Łączyła się ona z drugą, w drugim domu. To wszystko było tajne i wiedzieli o tym tylko nieliczni. Gang swoją siedzibę, miał całkiem gdzie indziej. Tam jeździliśmy na ważne spotkania. „My" - mam na myśli to, że byłam tam tylko dwa razy. Za pierwszym razem zabrali mnie tam, aby złożyć przysięgę. Zaś drugim razem, załapałam się na spotkanie.
Weszłam do salonu i od razu mogłam ujrzeć te znudzone twarze. Telewizor jak zwykle wyświetlał powtórki, a oni i tak tego nie oglądali. Podeszłam do stolika i złapałam za zimną wodę. Jednak czyjaś ręką złapała mój nadgarstek.
- To nie twoje. - Parsknął.
- A twoje? - Wywróciłam oczami. - Powiedz mi, gdzie tu jest napisane „Luke"?
Złapał za butelkę wody i zaczął ją pić. Zrobił to specjalnie, ale nie zamierzałam reagować na jego tanie rozgrywki.
- Mhmm... - Oblizał wargi językiem. - Zimna woda, idealna na upał.
Odwróciłam się i skierowałam się do kuchni. W lodówce było ich mnóstwo. Wyciągnęłam jedną z nich i w spokoju się napiłam. Luke był idiotą, który dokuczał mi od samego początku. Denerwowało go to, że umiem odpyskować. Nakręcał się jeszcze bardziej, a nasz kłótnie czasami były bez sensu. Jednak nigdy się do tego nie przyznałam.
- Nie uwierzycie! - Ten piskliwy głosik i trzask drzwiami. Tina wpadła do domu jak burza. Od razu skierowała się do salonu, gdzie zgromadzeni byli wszyscy. Usiadłam na jednym z foteli i słuchałam, co tym razem ma nam do przekazania.
- No gadaj! - Calum był nakręcony zupełnie, jak brunetka.
- Wieczorem jedziemy na akcje. - Rozłożyła kilka teczek na szklanym stoliku i przy nim kucnęła. - Mamy odbić jakiegoś faceta, a przy okazji wyczyścić im konto.
- Super. - Luke wywrócił oczami. - Teraz możemy wrócić do naszego nic nierobienia?
- Nie. - Skrzywiła się. - Mamy przejrzeć dokumenty i opracować plan.
- Ile ludzi potrzeba? - To Hood był tym myślącym za wszystkich. „Mózg operacji" - tak go nazywałam. Michael to „dokument". Tina była „zwiadowcą", zaś Jessie tą od „czarnej roboty". Ashton był najlepszym „kierowcą" na świecie. Chociaż nie mówiliśmy na niego „kierowca", raczej Irwin, po nazwisku. Alex, czyli ja miałam ksywkę „dysk". Jedynie Luke, był tym marudnym. Wiedziałam tylko, że dobrze strzela i kłóci się o byle co. Zwłaszcza z moją osobą. Tak szczerze, to widziałam go tylko w kłótni ze mną. Z nikim więcej się nie sprzeczał.
Ocknęłam się i zauważyłam, że Calum z Tiną wychodzą. Pewnie chcieli porozmawiać na osobności, tam gdzie nie ma Luke'a.
- Ah, bym zapomniała. Alex idziesz z nami.
- Ja? - Zmrużyłam oczy. - Niby po co?
- Czy ja, albo Luke wyglądamy, jakbyśmy mieli w głowie dysk? Wyczyścisz im konto, Ben jest...chory.
- Nie! Protestuje. - Luke wstał z kanapy. - Ta gówniara nie pójdzie z nami na żadna akcje. Nie ma doświadczenia.
- Przymknij się i nie żadna gówniara. Mam dziewiętnaście lat.
- A ja dwadzieścia dwa i co? - Wywrócił oczami. - Wczoraj zacięłaś się nożem, krojąc chleb i nigdzie nie pójdziesz.
- Wy sobie porozmawiajcie, a my idziemy. - Calum i brunetka wyszli, a ja byłam na skraju załamania. On doprowadzał mnie do szału. Nie mógł mną rządzić.
- Nie jesteś moją matką, żeby mną rządzić.
- Gdybym mógł, zadzwoniłbym do niej i powiedział czym się zajmujesz. - Założył ręce na piersi.
- Oboje dobrze wiemy, że gdym mogła, zrobiłabym to samo i zadzwoniła do twojej.
- Ale nie możesz. - Prychnął. - I nigdzie nie pójdziesz.
****
Moje blond włosy, były związane w koka. Miałam na sobie ciemne ubranie i super buty, których nigdy nie mogłam użyć. Dostałam tak jakby swoje „robocze" ubranie. Jednak nigdy nie byłam na akcji i nie mogłam jego założyć. Teraz się przydało, a ja się cieszyłam.
Zeszłam na dół, a w ręku trzymałam torbę z laptopem i innymi kabelkami. To było mi potrzebne, aby zrobić, to co do mnie należy. Wszyscy czekali tylko na mnie, a kiedy się pojawiłam Tina znów zaczęła ględzić.
- To wszystko jasne? - Wszyscy zgodnie odparliśmy. - Luke?
- Dalej uważam, że Alex powinna zostać.
- Umiesz wyczyścić komuś konto z niesamowicie wielką kwotą pieniędzy? - Calum uśmiechnął się do niego, ale ten nic nie odpowiedział. Musiał przyznać, sam przed sobą, ze byłam im teraz potrzebna.
Wsiedliśmy do samochodów i w ciągu niecałej godziny, byliśmy na miejscu. Było tam o wiele więcej ludzi, niż myślałam. Najwidoczniej nie było ogólnego zebrania, tak jak to jest zawsze. Denerwowałam się, ale miałam łatwą robotę. Znałam się na tym, ale w głębi duszy modliłam się, aby nic nie popsuć. W końcu to moja pierwsza taka akcja, poza piwnicą.
- Zmiana planów. - Nieznana mi dziewczyna, podeszła do mnie i do Ashtona. - Hemmings pójdzie razem z wami. Musimy mieć pewność, że pieniądze zostaną przelane i nikt tego nie pokrzyżuje. Czekajcie na sygnał.
- Jasne. - Irwin posłał jej uwodzicielski uśmiech, ale ona to zignorowała.
Czekaliśmy ponad dziesięć minut, a kiedy usłyszeliśmy odpowiedni sygnał, Luke do nas dołączył. Szłam po środku, a oni z pistoletami obok. Czułam się, jak w filmie akcji. Po wielkich schodach weszliśmy do środka. Nie było tam, ani jednej żywej duszy.
- Ale cisza. - Luke się zaśmiał. - Sama mogłaś tu przyjść i nic by się nie stało.
- Na pewno to byłby głupi pomysł, Hemmings. - Ashton go skarcił. - Dobrze wiesz, czym się kończą takie samotne wyprawy.
Musieliśmy przemieścić się na drugie piętro budynku. Jednak winda była nie użyteczna. Postanowiliśmy więc przejść się schodami. Irwin poszedł jako pierwszy, a ja tuż za nim.
- Jak wybierzesz te pieniądze, weź i dla siebie. Nie mogę patrzeć już na twój tyłek, powinnaś zainwestować w lepsze spodnie.
- Sam sobie zainwestuj i umów się z psychologiem. - Wywróciłam oczami. - Albo lepiej, z psychiatrą.
- Sugerujesz coś? - Parsknął.
- Chce ci przez to powiedzieć, że czasami jesteś nie do zniesienia i powinieneś o tym z kimś porozmawiać.
- Kurwa. - Ashton zatrzymał się w miejscu. - Możecie podyskutować trochę potem? Mamy robotę do wykonania, gdybyście nie zauważyli.
Żadne z nas się więcej nie odezwało. Weszliśmy do pokoju, w którym znajdował się ich system. Usiadłam za biurkiem i zaczęłam swoja pracę. Miałam przed sobą dwa komputery, z czego jeden należał do mnie. To wszystko nie trwało długo. Znałam się na tym i po kilku minutach wszystko przebiegło według planu. Pieniądze były na naszym koncie, a raczej ich. W końcu ja nie miałam do niego dostępy, tylko niektórzy ludzie z gangu. Zeszliśmy na dół, a Ashton wyręczył mnie w niesieniu torby z urządzeniem. Nie było nie wiadomo, jak ciężkie, ale to było miłe z jego strony. Zwłaszcza, że ten drugi, nawet o tym nie pomyślał. Zeszliśmy do holu, znów czułam się dumna. Szłam z podniesioną głową i byłam zadowolona z przebiegu tej akcji, w dodatku pierwszej.
Nagle usłyszałam strzał. To nie był nikt z nas, więc nie byliśmy sami. Zaczęłam się rozglądać, ale po chwili poczułam, jak ktoś przygniata mnie do posadzki. Ashton krzyczał coś nad moim uchem, ale nie mogłam go zrozumieć. Wiedziałam, że coś poszło nie tak. Zaczęły się strzały, a ja się bałam. Cały plan legł w gruzach, a ja nie potrafiłam nic zrobić. Byłam bezradna. Leżałam na zimnej podłodze i zakrywałam się rękoma. Tak jakby to miało coś pomóc.
- Uciekaj! - Czyjś głos, dobiegł do mojego mózgu. To było do mnie? Nawet się nie zastanowiłam. Wstałam i zaczęłam biec. Nagle w pomieszczeniu pojawiło się kilku ludzi. Wszyscy wyglądali tak samo, a ja się zatrzymałam. Jeden z nich celował do mnie. Szybkim ruchem odbezpieczył pistolet i pociągnął za spust. Miałam poczuć ból, który rozchodzi się po moim ciele. Miałam upaść na ziemię, zalana krwią. Jednak tak nie było. Znów leżałam na posadzce, ale czułam, że nie jest ze mną najgorzej. Po prostu upadłam, a ktoś załagodził mój upadek. Otworzyłam oczy i musiałam wrócić do teraźniejszości. Krzyki i stukot butów. Nie wiedziałam, co się dzieje. To wszystko działo się tak szybko.
- Trzymaj się stary.
- Alex, wstawaj! - Michael wrzasnął mi nad uchem, a ja się podniosłam, oczywiście z jego pomocą. - Mocno się potłukłaś?
- Potłukłam? - Moje dłonie drżały, ale to ktoś inny oberwał. Złapałam się za głowę i jeszcze raz, powoli wszystko przeanalizowałam. Krzyki, strzały, a potem ten pistolet. Upadłam i...
Spojrzałam w dół. Na podłodze leżał człowiek, a obok niego była krew. Ludzie stali nad nim i nie mogłam dostrzec kim jest. Zaczęłam się przepychać i to, co zobaczyłam. Nie, nie, nie.
- Luke! - Krzyknęłam. - Luke!
- Uspokój się do cholery! - Michael zaczął mnie odciągać. Co się ze mną działo? Moje serce wariowało i bałam się, że zaraz wyskoczy. - Podokuczasz mu, kurwa później!
- Co się z nim stało?! - Wrzasnęłam. To mógł być on? On...Nie, to nie możliwe. Upadłam, ale sama. Nikt mi nie pomógł, a ten facet nie wystrzelił.
Wyprowadził mnie na zewnątrz, a ja miałam to wszystko przed oczami. Dlaczego tak reagowałam? To był tylko Luke. Trzymał mnie za ramię, tak jakby się bał, że znowu będę robić awanturę.
- Miałaś szczęście, że ten idiota obronił cię własnym ciałem.
Obronił cię własnym ciałem.
Obronił MNIE własnym ciałem.
- Zabierz go do szpitala. - Nakazałam.
- Wiesz, że to nie możliwe, prawda? Przysięgałaś, tak jak i on. To mój przyjaciel, ale jeśli nie uda mu się...
- Nie waż się kończyć. - Burknęłam.
- Zadawali by pytania, a to nie jest to, czego potrzebujemy. - Wziął głęboki wdech. - Nawet jeśli by umarł, tobie to tylko na rękę.
- Żartujesz sobie?! Jak możesz tak mówić?! - Krzyknęłam. - Nie możesz tak myśleć!
- Nienawidzicie się, to widać. - Prychnął.
- Nawet nie wiesz jak się mylisz. - Po moich policzkach zaczęły lecieć łzy. - Zależy mi na nim, a ty nie masz o tym bladego pojęcia.
- Udowodnij. - Uśmiechnął się. - Wasze kłótnie nie mają końca, więc nie dziw się, że ci nie wierze.
- Mam ci udowodnić, że mi na nim zależy? - Prychnęłam. - Może i jest skończoną idiotą, ale nie jest najgorszy. Po za tym to moja sprawa i nie zamierzam ci się z niej spowiadać.
- A mi? - Momentalnie się odwróciłam. Za mną stał Luke, tak ten sam, który przed chwilą leżał w kałuży krwi.
- Co-co tu się dzieje?
Nie miał na sobie koszulki, a po prawej stronie jego klatki piersiowej, widniał zakrwawiony bandaż. Oparł się o maskę samochodu i się do mnie uśmiechnął.
- Mówiłeś, że umiera. - Zaczęłam wycierać swoje łzy i zwróciłam się do Michaela.
- Trochę to podkoloryzowałem. - Zaśmiał się. - Założyłem się z Ashtonem, że ci na nim zależy. On mówił, że nie. Miałem idealną okazję, aby to wykorzystać.
- Jesteś idiotą. - Krzyknęłam w stronę Hemminsa. Jak zwykle jego o wszystko obwiniałam, to on był początkiem problemów.
- On nawet nic nie wiedział. - Irwin pojawił się obok. - Naprawdę mógł nie przeżyć, ale jak widzisz kula tylko drasnęła jego ciało.
- Przecież, widziałam krew.
- Otwarła się o żyłę i stąd tyle czerwieni. - Blondyn uśmiechnął się do mnie.
- Czyli...ty naprawdę uratowałeś mi życie?
- Jeśli mówimy o tym, że gdyby nie ja, już byś była martwa. To tak. Naprawdę uratowałem ci życie, Alex. - Wyszczerzył swoje białe ząbki. - I słyszałem to o czym rozmawialiście z Michaelem.
- Na nas czas. - Irwin pociągnął za sobą czarnowłosego, a my zostaliśmy sami.
- Mówiłam głupoty...powiedział, że umierasz, a ja dałam się nabrać. - Uśmiechnęłam się, ale nie było mi do śmiechu. Zrobiłam z siebie idiotkę i chciałam to odkręcić. Jednak on złapał mnie za dłoń, a przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- Kto powiedział, że to była głupota. - Jego klatka piersiowa opadała się i podnosiła. Położyłam na niej delikatnie dłoń i przesunęłam po niej.
- Boli? - Spojrzałam w jego tęczówki. - Bardzo boli?
- Trochę. - Uśmiechnął się. - Ale nie zmieniaj tematu.
- Nie zmieniam.
- Co jeśli powiem, że mi na tobie też zależy? - Jego kciuk otarł się o mój policzek. - Uwierzysz?
- Nie. - Prychnęłam. - Nie nabijaj się ze mnie, to nie ładnie.
- Gdybym się nabijał, zrobiłbym to?
Nie wiedziałam o co mu chodzi. Jednak, kiedy się nade mną pochylił, zrozumiałam. Jego wargi musnęły moje, a ja byłam w raju. Były delikatne i dopasowane do moich. Wpiłam się w nie, a nasze języki zaczęły współgrać. Niewinny pocałunek, który przerodził się w coś namiętnego.
- Luke. - Szepnęłam.
- Już dawno chciałem to zrobić. - Uśmiechnął się. - To i inne rzeczy, bo kiedy na ciebie patrzę, nie mogę się nadziwić. Jesteś taka piękna...
- Naprawdę się ze mnie nie nabijasz? - Spytałam całkiem poważnie.
- Chciałem oddać za ciebie życie, teraz cię pocałowałem. Czy myślisz, że jestem na tyle zdolny, aby sobie z tego kpić?
- Nie znosiłeś mnie...
- Ludzie różnie pokazują miłość.
- Dziękuje. - Uśmiechnęłam się. - Naprawdę dziękuje, za ocalenie mi życia.
- Zrobiłbym to jeszcze raz, Alex. Uwierz mi. - Nachylił się nade mną, ale nie zrobił tego, co wcześniej. Po prostu złączył nasze czoła i szczerze się uśmiechnął. - Dasz szanse, takiej zwariowanej miłości?
- Tak. - Powiedziałam bez zastanowienia. - Dam szanse Tobie i nam.
Złączyłam nasze usta w pocałunku, a wszyscy dookoła zaczęli bić brawa. To było dosyć frustrujące, ale i niesamowite. Kto by pomyślał, że ten idiota skradnie mi serce. Od nienawiści, aż po miłość.

Imaginy 5sosWhere stories live. Discover now