14. Lashton (nie bromance) - Let's start all over again

600 52 5
                                    

*Luke*

 –  Słyszysz? – Po raz pierwszy widziałem ją w takim stanie. Stała na środku kuchni, a w ręku trzymała nóż ubrudzony masłem. Po jej policzkach ciekły łzy, a ja byłem przerażony. – Nie radzę sobie!

 –  Shay, proszę...

 –  O co prosisz?! – Wrzasnęła. – Mam przestać za nim tęsknić? Mam przestać się nad sobą użalać? O co mnie prosisz Luke?

 –  Odłóż nóż.

 –  Może nie chce. – Po jej policzkach płynęły łzy. Pociągała nosem, a jej ciało drżało ze strachu. Nadal trzymała nóż w ręku, a ja nie potrafiłem nic z tym zrobić. Nie uważałem ją za głupią, ale osoby pod wpływem emocji robią różne rzeczy. Zaś Shay po raz pierwszy była w takim stanie. Nie miałem pojęcia, co jest w stanie zrobić.

Wypuściła nóż z ręki, a on odbił się o brązowe płytki. Nadal stała i płakała. Z każdą minutą coraz głośniej. Podszedłem do niej i starałem się tego nie zepsuć. Objąłem jej drobne ciało i przytuliłem. Moje ramiona objęły ją, a głowa spoczęła na moim torsie. Płakała, ale najwidoczniej tego potrzebowała.

 –  Nienawidzę tamtego dnia – szepnęła. – Tak bardzo, jak nienawidzę siebie.

 –  Proszę, nie mów tak.

 –  A co mam powiedzieć? Dobrze wiemy, że to moja wina. Gdyby nie ja...

Nie mogłem tego słuchać, ona nie mogła tak mówić. Odsunąłem się od niej, a ona drgnęła.

 –  Nie mów tak nigdy więcej. To niczyja wina – powiedziałem oburzony.

 –  Brakuje mi jego. – Nadal płakała. – Tak bardzo brakuje mi Ashtona...

Staliśmy w bez ruchu. Oboje płakaliśmy (tak nawet ja). Wszystkim brakowało Irwina. Niektórzy okazywali to mocniej, a inni w ogóle. Nie było go z nami już trzy pieprzone lata. Nikt nie wiedział, gdzie on jest. Wyszedł z domu, aby udać się do pracy. To miał być dzień, jak co dzień. Jednak on nie wrócił. Nie przyszedł, a każdy z nas zaczął się martwić. Po kilku miesiącach poszukiwań zdano sobie sprawę, że to nie ma sensu. Nie zabrał żadnych rzeczy, ale też się nie odzywał. Tak jakby wyparował.

 –  Chcesz herbaty, Luke? – Shay odsunęła się ode mnie i podeszła do blatu kuchennego. Starała się zachowywać jakby nic się nie stało.

 –  Poproszę.

Usiadłem na jedynym z krzeseł i obserwowałem ruchy kobiety. W niektórych momentach myślałem o niej w nieprzyzwoity sposób. Zastanawiałem się nad tym, co gdybym to ja poznał ją jako pierwszy. Była wspaniała, ale nie mogłem zachować się jak dupek w stosunku do przyjaciela. To Ashton był pierwszy, a w dodatku mieli razem dziecko. Kochałem Shay, kochałem Jeremy'ego. Traktowałem ich jak rodzinę, której nigdy nie miałem. Tylko, że to wszystko to były głupie marzenia. Nie mogłem zastąpić jej Ashtona, to było nie do pomyślenia. On był moim bratem, a tego się po prostu nie robi.

 –  Luke? – Dziewczyna odwróciła się w moją stronę. – Zastanawiałeś się kiedyś, co się z nim stało? Czy żyje?

 –  Tak – odpowiedziałem poważnie. – Myślałem nad tym, ale nie sądzę aby to miało teraz znaczenie.

 –  Tak. – Pokiwała głową. – I dziękuje ci.

 –  Za co? – Spojrzałem na nią zdezorientowany.

 –  Za to, że się nami opiekujesz. – Uśmiechnęła się. – To wiele dla nas znaczy. Naprawdę.

Imaginy 5sosWhere stories live. Discover now