Rozdział trzydziesty

1K 66 10
                                    

Przeczytajcie notkę pod rozdziałem, proszę:)

~~*~~

Louis zawiózł mnie do swojego domu, pozamykał wszystkie drzwi i okna, oraz kazał włączyć alarm. Tak oto zostałam całkiem sama w dużym i pustym domu.

Pies Louis'a - Torso spał słodko w przedpokoju, więc nie pozostało mi nic innego jak usiąść w salonie i czekać aż Louis wróci z pracy. Przede mną naprawdę długie godziny, ale na szczęście mam telefon i telewizor.

Włączyłam na przypadkowy kanał muzyczny. Leciała właśnie piosenka Imagine Dragons, więc po cichu ją sobie nuciłam.

W kominku palił się ogień, więc było ciepło, jednak ja miałam na sobie gruby sweter i ciepłe skarpetki.

Na dworze był lekki wiatr przez co, co jakiś czas gałęzie drzew uderzały w okna. Nie mogłam znieść tych odgłosów, ani uczucia, że ktoś mnie obserwuje. Nie miałam jednak zamiaru wstawać z wygodnej kanapy i zasłaniać okien.

W pewnym momencie po salonie rozeszła się muzyka z mojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni - zastrzeżony.

Odebrałam, nie zwracając uwagi na to czy dzwoni tamten psychopata czy też ktoś przez pomyłkę.

Dłuższą chwilę nikt się nie odzywał, było tylko słychać ciężki oddech mężczyzny.

-Przestań się tak bawić! To nie jest śmieszne! - powiedziałam głośniej, niż powinnam.

Nie odzyskałam żadnej odpowiedzi. Nieznajomy się rozłączył.

Kiedy zadzwonił kolejne dwa razy, byłam już na skraju załamania. Zasłoniłam wszystkie okna i usiadłam w rogu pokoju. Zaczęłam płakać. Ostatnio robię to zbyt często.

Wystukałam na klawiaturze numer do Louis'a i wcisnęłam zieloną słuchawkę.

Pierwszy sygnał. Drugi sygnał. Trzeci sygnał. Chwila przerwy i nareszcie :

-Po usłyszeniu sygnału proszę zostawić wiadomość.

-Kurwa - szepnęłam i potarłam skronie. Do Liliany nie zadzwonię, bo siedzi z Harry'm lub śpi. Harry'emu też nie będę zawracać głowy. Rodzice tutaj nie przyjadą, bo nie znają drogi. Pozostaje tylko...

David...

Nie! Lepiej nie.

Karcę się w myślach i po chwili ponownie rozbrzmiewa muzyka. Odbieram, mając nadzieję, że uzyskam jakąś odpowiedź. Cóż, nadzieja matką głupich.

-Nie pozwolę, żebyś skrzywdził więcej osób! Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! Odpieprz się - krzyknęłam i wybuchłam płaczem.

Znów ten cholerny dźwięk, który świadczy o zakończeniu połączenia.

~~*~~

-Dodzwoniłeś się na komisariat policji w Londynie, w czym jest problem ? - usłyszałam głos policjanta po drugiej stronie.

-Dobry wieczór... Ciągle wydzwania do mnie jakiś mężczyzna i bardzo się boję. Jestem sama w domu i nie wiem co robić - powiedziałam łamiącym się głosem.

-Niech się pani uspokoi i poda adres - powiedział, więc podyktowałam mu dwa razy adres Louis'a.

-Długo mam czekać ? - zapytałam.

-Póki co nie ma tutaj nikogo, kto mógłby od razu tam pojechać, ale wyślemy kogoś spod szpitala, proszę zachować spokój i nie ruszać się z domu - powiedział policjant.

~~*~~

-Mógłby ktoś tu wreszcie przyjechać ?! - krzyknęłam z płaczem do telefonu.

-Proszę pani ktoś zaalarmował, że w szpitalu jest podłożona bomba. Wszyscy nadal tam są. Postaram się ponownie skontaktować z jakimś patrolem, a póki co postaramy się przechwycić numer i lokalizację nieznajomego - policjant zaczął mnie uspokojać. - Jak ma pani na imię ?

-Eleanor - powiedziałam i otarłam łzy z policzków.

-Dobrze, Eleanor. Posłuchaj mnie, musisz utrzymać go na lini przez conajmniej minutę. Wtedy uda nam się go zlokalizować. Dasz radę ? - zapytał.

-Postaram się - powiedziałam i pociągnęłam nosem.

-Zaraz kogoś do ciebie wyślemy. Będą za około dwadzieścia minut.

-Dziękuję - odparłam, nadal płacząc.

~~*~~

-Powiedz coś. Cokolwiek! Mam dość tej ciszy, tego, że mnie nękasz. To jest okropne! - jeszcze trzydzieści sekund i policja go namierzy.

Niestety po drugiej stronie nadal było słychać tylko jego oddech i westchnięcie.

-Powiedz coś kurwa! Albo się odpierdol! - krzyknęłam.

Dziesięć.

Dziewięć.

Osiem.

-Chcę mieć twoją krew na całym moim ciele - usłyszałam zachrypnięty głos.

Zero.

Obcy się rozłączył, a ja zaczęłam szybciej oddychać.

Dzwonek mojego telefonu rozbrzmiał ponownie.

-Tak ? - zapytałam przestraszona.

-Eleanor uciekaj! On dzwoni z domu! - usłyszałam przerażony głos policjanta.

Otworzyłam szeroko oczy, jednak nie zdołałam nic zrobić.

On tu był. Coraz bliżej. Szedł do mnie, najpierw powolnym krokiem, później przyspieszył.

Telefon upadł mi na podłogę, kiedy poderwałam się na równe nogi. Nie myślałam o niczym innym tylko o ucieczce. Kiedy zaczęłam iść w stronę kuchni, on przeskoczył przez kanapę i zaraz był przy mnie.

Złapał mnie za ramiona i przewrócił na podłogę pod kominek. Był nade mną, uderzył mnie raz, a ja go kopnęłam. Przewrócił się i leżał obok.

Wstałam z podłogi i wzięłam do rąk jakiś pręt, który stał przy kominku. Niestety on również się podniósł.

Mimo że po moich policzkach spływały łzy i prawie nic nie widziałam to miałam tylko jedną szansę. Musiałam go uderzyć, by stracił przytomność. Zaczął iść w moją stronę, wyraźnje zdenerwowany tą sytuacją. Ciężko było mi się ruszyć, nie uznawałam przemocy!

Za nieznajomym zauważyłam Torso. Wystarczyłoby, żeby się na niego rzucił i mogłabym uciec.

Odsunęłam się trochę w tył i otarłam oczy.

-Jesteś zabawna - jego śmiech był irytujący.

Wtedy Torso rzucił się na niego, przewracając go. On jednak odepchnął psa i skierował w jego stronę broń. Moją broń.

Nie pozostało mi nic innego. Złapałam pręt w obie dłonie i przebiłam jego brzuch. Krew trysnęła na wszystkie strony.

Za oknami zauważyłam światła policyjne, więc zabrałam psa i wybiegłam z domu, potykając się o własne nogi.

Heja hej!

Przepraszam, że rozdział jest taki słaby, ale nie mogę dzisian nic więcej napisać, nic zmienić ;c

Dziękuję za 300 gwiazdek ! To naprawdę wspaniałe, że ktoś to czyta, komentuje! :)

Kocham Was misie <3

Następny jutro <3

doctor // louis tomlinson (Opowieść zakończona)Where stories live. Discover now