Rozdział 25

34 6 4
                                    

Pobudka obok drugiego człowieka, którego w dodatku tak lubiłem, musiała być moją ulubioną rzeczą na świecie.

Jakby tego było mało, otworzyłem oczy tylko dlatego, że William pocałował mnie w czoło.

— Dzień dobry — mruknąłem zaspany i zamrugałem kilka razy, chcąc odpędzić pozostałości snu z powiek.

— Hej — odpowiedział i podparł głowę na ręce, a drugą pogłaskał mnie po policzku. — Wyspany?

— To chyba ja powinienem się ciebie o to zapytać. Która jest w ogóle godzina?

Kiedy przygryzł wargę już wiedziałem, że była niebotycznie wczesna. Przekręciłem się na drugi bok i ujrzałem siódmą trzydzieści.

— No serio? Jet lag czy coś? Może chociaż do 10 byś pospał?

Zmarszczył brwi.

— Po co mam spać do dziesiątej, jak mogę wstać o siódmej i spędzić z tobą cały dzień?

— O dziesiątej też mielibyśmy cały dzień dla siebie — ziewnąłem.

— Chop, chop! Wstajemy! — Dźgnął mnie palcem w żebra przez co zachichotałem. — No dawaj, nie ma co się lenić. Ty zwiedziłeś Chicago, ja żądam oprowadzenia mnie po Polsce.

— Ale tutaj nie ma nic takiego, co musiałbyś naprawdę zobaczyć — jęknąłem.

— Wybacz moją ciekawość, ale absolutnie nie pamiętam tego kraju i wszystko tutaj jest nowe i interesujące.

Westchnąłem. No tak, miał rację — mieszkałem tutaj tyle lat, że już miasto zdążyło mi się znudzić. On był tutaj praktycznie pierwszy raz. Pierwszy, świadomy raz, a nie kiedy był małym brzdącem i życie było dla niego jedną wielką nowością.

Niechętnie podniosłem się i przeciągnąłem. Zdecydowanie nie byłem wyspany, czego nie mogłem powiedzieć o nim; siedział cały ucieszony i wyglądał, jakby odbębnił te osiem godzin snu, a nie marne pięć. Ja po takiej ilości byłem martwy, a może to zasługa tego chronicznego niewyspania i rozregulowanego zegara biologicznego.

— Jak przeżyjesz tydzień bez siłki? — spytałem, kiedy już ubrani schodziliśmy na dół.

— No właśnie nie wiem. Ale na pewno macie jakieś siłownie w Polsce...

— ...tylko przypominam, że tutaj nie wsiądziesz za kółko, więc jesteś skazany na Ubera albo komunikację miejską — przerwałem mu.

Skrzywił się wyraźnie.

— No dobra, tydzień odwyku, ale nigdy więcej. Next time wpiszę w Google i znajdę najbliższą siłownię obok ciebie.

Przewróciłem oczami. On był niemożliwy z tą chęcią do ćwiczeń. Nie miałem pojęcia skąd brał motywację do odwiedzania siłowni tak często, ale chętnie bym sobie trochę jej pożyczył, bo moje ciało zdecydowanie byłoby mi za to wdzięczne.

Ku naszemu zdziwieniu, rodzice byli w kuchni, kiedy tam weszliśmy. Spodziewałem się, że będą odsypiać tę nocną wyprawę, ale oni za to przygotowali śniadanie jak dla piętnastu osób.

— Już wstaliście? — zaświergotała mama i jej ton wydawał mi się strasznie sztuczny.

Zdecydowanie nie poznawałem własnych rodziców. Nawet tata się uśmiechał i pomagał jej gotować.

Wake up, I miss youWhere stories live. Discover now