Rozdział 6

46 9 4
                                    

Rozmawiałem z Williamem, zanim jeszcze wybrałem się do Diany, aż rodzice nie weszli do mojego pokoju, zaalarmowani moim chichotem, który raczej rzadko się zdarzał (aż do teraz).

— Z kim tak rozmawiasz i czy mógłbyś być trochę ciszej?

— Z Dianą — skłamałem, modląc się, aby William nie pisnął ani słowa. — I tak, będę ciszej.

— Przecież zaraz się widzicie.

— No to co. — Wzruszyłem ramionami.

Mama westchnęła i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Zaśmiałem się pod nosem.

— Czyli jestem teraz twoim brudnym sekrecikiem? — zapytał.

— Nie obraź się, ale tak — odpowiedziałem szczerze. — Oni chyba jeszcze nie są gotowi na przetrawienie faktu, że rozmawiam z przypadkowymi osobami w Internecie.

— Radzę korzystać ze słuchawek w takim razie.

— Nie lubię nie słyszeć, co się dookoła mnie dzieję, ale masz chyba rację — przyznałem. — Dobra, pomóż mi wybrać outfit do Diany. — Postawiłem telefon na biurku tak, żeby kamera obejmowała całą moją osobę i obróciłem się dookoła. — Co myślimy?

— A idziesz tam jako kumpel czy kochanek?

— Ja? Z Dianą!? — prychnąłem. — Zaufaj mi, że tutaj nigdy nic się nie wydarzy, więc możesz spać spokojnie.

— Uwierz mi, że serio będzie spało mi się lepiej. Czyli to twoja taka bestie?

— Dokładnie. Nic więcej. — Nie chciałem mówić, że kiedyś próbowaliśmy czegoś ze sobą, zanim totalnie uznałem, że kobiety nie są dla mnie. Nie musiał o tym wiedzieć, a też nie chciałem przyznawać się otwarcie do bycia gejem, bo jednak nie ufałem mu (jeszcze) w takim stopniu. Taka informacja, jeśli rozległaby się po Internecie, mogłaby średnio zadowolić moich rodziców i nanieść skazę na ich wizerunku w towarzystwie.

— Spoko. To myślę, że zamień te jeansy na dresy, a sweter na bluzę.

— Myślałem o tym, ale nie wiem, czy rodzice wypuszczą mnie tak z domu.

— Serio? — zdziwił się. — A co im do tego?

— Plotki.

— Brzmi śmiesznie, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak uzewnętrzniasz się w necie.

— Ale co ty tak naprawdę o mnie wiesz z tego Internetu? Że jestem rudy i mam brązowe oczy. Coś jeszcze?

— Chyba masz na nazwisko Król, ale ciężko mi w to uwierzyć.

— A jednak. IgnacyTheKing naprawdę się tak nazywa.

Zaśmiał się i był to miód na moje uszy. Lubiłem, gdy śmiał się z moich kiepskich tekstów.

— Drogi Królu — odezwał się, cudem powstrzymując śmiech — uważam, że walić twoich rodziców i powinieneś wyjść z domu ubrany tak, jak naprawdę tego chcesz.

— Dobra — zgodziłem się niechętnie i zacząłem przebierać się poza kadrem, chociaż kusiło mnie zrobić to na wizji. — Ale jak nie będę odzywał się przez tydzień, to sam to na siebie ściągnąłeś.

— Damy radę — zapewnił mnie.

Stanąłem przed nim odziany w dresy i za dużą o trzy rozmiary bluzę. Niech żyją ciuchy kupowane z tanich sieciówek, ukrywane przed rodzicami.

— Do I look cute?

— Yeah. Definitely.

Wyszczerzyłem zęby w szerokim uśmiechu. Naprawdę nie chciałem kończyć rozmowy z nim, ale Diana nigdy by mi nie wybaczyła postawienia go ponad ją, dlatego musiałem się zbierać.

Wake up, I miss youWhere stories live. Discover now