Rozdział 19

43 6 0
                                    

Obudziłem się pod nie swoim kocem i przede wszystkim: nie w swoim pokoju.

Chwilę zajęło mi rozruszanie mózgu i przypomnienie sobie, że jestem w Chicago.

— Hotel — mruknąłem i obróciłem się na drugi bok, gdzie ktoś leżał.

William miał laptopa na kolanach i coś pisał. Mam nadzieję, że nie z innymi chłopakami.

— Dzień dobry, słońce. W hotelu zameldowaliśmy się o szóstej rano, ale praktycznie zrobiłeś to przez sen.

— Która godzina? — spytałem i powoli wsparłem się na łokciach.

— Dziesiąta. Możesz jeszcze pospać.

— Szkoda dnia. — Przeciągnąłem się i rozejrzałem po pomieszczeniu.

Było w całości białe. Nawet pościel taka była. Koc był w kolorze różowym i był bardzo ciepły albo było to ciepło bijącego od Williama, który w końcu leżał obok.

— No szkoda, szkoda. Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci to, że zaniosłem cię do swojego pokoju, ale pomyślałem, że lepiej będzie się obudzić, gdy ktoś będzie obok, a nie w odosobnionym pomieszczeniu. Biorąc pod uwagę twoje obawy...

Podniosłem rękę, sygnalizując mu, żeby nic już dalej nie mówił i uśmiechnąłem się.

— Obawy zostały rozwiane zaraz po momencie, w którym prawie uderzyłem cię w twarz.

Zdjął okulary, które dopiero teraz zauważyłem. Wyglądał z nimi całkiem naturalnie i jakoś może tak nawet... seksownie?

— Nie wiedziałem, że masz wadę wzroku — zauważyłem.

— Wielu rzeczy chyba jeszcze o sobie nie wiemy — uśmiechnął się delikatnie. — Głodny?

— To zaraz. Marzy mi się prysznic, pewnie cuchnę.

— Jakbyś cuchnął, to na pewno spałbyś teraz w pokoju dla gości.

Prychnąłem pod nosem. Zdecydowanie nie musiałem martwić się o to, czy się dogadamy, bo wszelkie dogryzki i śmieszki wychodziły nam całkiem zgrabnie.

William wskazał mi drogę do łazienki, która przylegała do jego pokoju. Czułem się dziwnie będąc tak w jego przestrzeni osobistej, ale nie mogłem odmówić sobie przebadania wszystkiego wzrokiem; patrzyłem, z jakich kremów i perfum korzysta, bo wszystko stało na blacie bądź półkach przy lustrze. Powstrzymałem się jakoś przed zaglądaniem do szafek, chociaż musiałem przyznać, że całkiem mnie to ciekawiło. Chciałem poznać go tak mocno, że bałem się, aby nie przekroczyć żadnej granicy, ale jak wspomniał — wiele jeszcze o sobie nie wiemy. I miałem wielką nadzieję, że pod koniec wyjazdu to zdanie nie będzie już aktualne.

Wziąłem umiarkowanie długi prysznic, bo nie chciałem też przesadzać, chociaż najchętniej stałbym tam z pół godziny. Wszystko miałem naszykowane, poza swoimi rzeczami, więc wyszedłem z łazienki z ręcznikiem owiniętym wokół bioder.

— Wow, masz piegi na ramionach. I na całych plecach, ale super — powiedział, badając każdy skrawek mojej skóry wzrokiem.

Zadrżałem i przez chwilę nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Zacząłem szukać wzrokiem walizki.

— A, no tak. Jest w pokoju gościnnym. Swoją drogą: gdzie chcesz spać? Osobiście nie mam nic przeciwko temu, żebyś spał ze mną, ale nie wiem, czy to nie przekracza jakichś twoich granic...

Wake up, I miss youOnde histórias criam vida. Descubra agora