Rozdział 7

46 8 1
                                    

Zwiększałem nachylenie bieżni aż nie poczułem piekącego bólu w łydkach. Od tego momentu musiałem wytrzymać jeszcze parę minut zanim znowu przejdę do spokojnego truchtu.

— To co się stało z Wiktorem?

— Szkoda gadać.

Diana biegła całkiem niezłym tempem, w ogóle nie dając po sobie poznać, że jest zadyszana. Jej kondycja zdecydowanie była lepsza od mojej.

— Ale kazałeś mu spierdalać, tak?

— Dokładnie tak — przyznałem i przez to prawie spadłem z bieżni. Podzielność uwagi nie była moją mocną stroną.

Zmniejszyłem tempo i wyciągnąłem telefon. Zrobiłem zdjęcie siłowni za moimi plecami i zacząłem przygotowywać je, aby było godne zawiśnięcia w moich relacjach.

Diana zaśmiała się pod nosem i kazała przestać mi się obijać. Odmruknąłem coś i kliknąłem „publikuj" na telefonie.

— Jaki Internet jest złudny, twoi obserwujący serio muszą myśleć, że odbywasz całkiem dobry trening na siłowni.

— A co? Nie widać po mnie? — zakpiłem.

Nie wiem nawet po co chodziłem na siłownie. Może tylko po to, żeby nie przytyć zbyt mocno, w końcu jedzenie na wynos nie stroniło od kalorii, a ja pasłem się nim aż nazbyt często. Mimo to pozostawałem chudy, co chyba mogłem zawdzięczać robieniu cardio przynajmniej raz w tygodniu. Taki mieliśmy zwyczaj z Dianą, chociaż ona miała idealną, wysportowaną sylwetkę. Była bardzo zgrabna, w przeciwieństwie do mnie; miałem nogi jak patyki, ale przynajmniej mój brzuch pozostawał płaski (tak samo jak dupa, niestety).

— O której mamy paznokcie?

Popatrzyłem na zegarek.

— Za czterdzieści pięć minut.

Diana wyłączyła bieżnię i zeszła z niej, a potem przeciągnęła się.

— Prysznic? — zaproponowała, na co ochoczo zgodziłem się.

Nie mogłem powiedzieć, że nienawidziłem siłowni, ale był to raczej przykry obowiązek, który musiałem wykonać niż przyjemność z mojej strony. Zazdrościłem Dianie, że lubiła ćwiczyć i przychodziła tutaj częściej niż ja, ale niestety nie byłem w stanie zmienić swojego nastawienia. Cieknący pot po plecach do mnie nie przemawiał, w dodatku spocona twarz na której wychodziły mi później syfy też nie była zachęcająca. A co jak co, ale o swoją buzię musiałem dbać bardziej niż przeciętny obywatel, w końcu to to najbardziej się klikało w Internecie, zaraz po fakcie, że miałem pieniądze i pozwalałem sobie codziennie na rzeczy, o których reszta mogła pomarzyć.

Wziąłem szybki prysznic, myjąc dokładnie buzię i już po chwili zamawialiśmy Ubera, który miał nas zawieźć do kosmetyczki.

— To może tym razem zrobisz sobie jakiś kolor na paznokciach?

— Nie ma takiej opcji, Diana, już o tym rozmawialiśmy — westchnąłem ciężko. — Może jeszcze tęczę sobie pierdolnę, żeby być bardziej dosłownym?

— Ja jestem za. Może William wziąłby to za znak.

Przewróciłem oczami. Jakbym nie mógł założyć koszulki z tęczową flagą, którą miałem w szafie, kiedy będę z nim rozmawiać. To już brzmiało jak konkretny plan i nieironicznie zacząłem się nad nim zastanawiać.

Wake up, I miss youOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz