Rozdział 3

58 9 0
                                    

Zaczynałem myśleć, że latanie rano jak szalony, byleby tylko zdążyć do szkoły, będzie moją nową normą.

Fakt, miałem problemy ze snem, ale zazwyczaj wstawałem wraz z pierwszym budzikiem. Ostatnio coś przegapiałem nie dość, że pierwszy, to jeszcze kilka kolejnych dzwonków, które miały wybudzić mnie ze snu (ale coś słabo im szło).

Widziałem wiadomości od Williama, ale jeszcze miałem jakieś zasady i w pierwszej kolejności należało zająć się szkołą i swoimi obowiązkami, a dopiero potem przypadkowym typem z Internetu.

Korciło mnie strasznie, żeby do niego napisać, zwłaszcza, że był dostępny, ale znowu wojowałem ze swoimi włosami, które w ogóle nie chciały współpracować. Potraktowałem je prostownicą i dopiero wtedy opadły prostymi pasmami na moją czaszkę, nie sprawiając wrażenia, jakbym nie czesał się od tygodni.

Do szkoły zamówiłem sobie Ubera i dopiero siedząc na tylnych siedzeniach samochodu, miałem czas zajrzeć do telefonu.

— Śpisz? — brzmiała wiadomość. Naturalnie o godzinie jej wysłania, czyli prawie drugiej w nocy, faktycznie spałem.

— Już nie — odpisałem.

Byłem zaskoczony, kiedy trzy kropki migały wesoło, zwiastując kolejną wiadomość od niego.

— No tak, było już grubo po drugiej. Trening mi się przeciągnął, sorry. Jak tam dzisiaj się czujesz?

— Jest ok — odpowiedziałem. — A ty nie powinieneś spać?

— Mam drobne problemy ze snem. I rzeczy do zrobienia, nie mam czasu na takie trywialne zagadnienie jak sen.

Uśmiechnąłem się. Czyli problemy ze snem nas łączyły. Niefortunnie, ale lepsze to niż nic.

— Optował bym jednak za tym, żebyś poszedł spać. Niezdrowo tak zarywać nocki.

— Trochę wspomagaczy i damy radę. Jedziesz do szkoły?

Westchnąłem ciężko. Jakie to miało prawo bytu, kiedy on powinien spać, a ja dopiero zaczynałem swój dzień? Strasznie słabe to wszystko było.

— Niestety tak. Uciekam, pa! — wystukałem i wysiadłem z samochodu, który znalazł się pod szkołą.

Nie miałem pojęcia, jak rozwiązać ten problem. Chyba tylko przeprowadzka wchodziła w grę, ale jakież to było irracjonalne — ja miałem swoje życie tutaj, a on własne tam. Czekała mnie matura i studia, a nie zarywanie nocy, żeby trochę porozmawiać z przypadkowym gościem, którego znajomi uznali, że mnie zaczepią.

Zerknąłem na telefon, żeby kontrolować godzinę, aby tym razem się nie spóźnić i zauważyłem, że wysłał mi zdjęcie; przedstawiało go, kiedy opierał głowę na dłoni, a obok leżały zeszyty, zapewne z zagadnieniami do rozwiązania.

Właśnie zdałem sobie sprawę, że nie miałem pojęcia jak wyglądała nauka w USA. Oni też mieli pracę domową, czy raczej nauczyciele nie męczyli ich tak bardzo? W jakich godzinach przebywali w szkole? Co z zajęciami dodatkowymi? Wszystko pozostawało dla mnie jedną wielką niewiadomą, a osoba, która mogłaby mi to rozjaśnić, zdaje się, że powinna już dawno wstać.

— Nie masz jutro szkoły? — spytałem ciekawy.

— No właśnie mam! — odpisał w ekspresowym tempie. — Wstaję za cztery godziny, a jeszcze nie poszedłem spać...

Zaśmiałem się pod nosem. Coś mi to przypominało; mnie i moje bezsenne noce zanim zacząłem się leczyć. Pamiętał długie godziny spędzone na wierceniu się w łóżku zanim nadeszła pora na sen. Czasami nie nadchodziła w ogóle i wyglądałem, jakby coś mnie przeżuło i wypluło, ale to dobrze, bo tak właśnie się wtedy czułem.

Wake up, I miss youWhere stories live. Discover now