Rozdział 23

25 6 8
                                    

Atmosfera w domu nie była napięta tak, jak myślałem, że będzie. Trochę stresowałem się konfrontacją moich rodziców z mamą Williama, ale on zapewniał mnie, że wszystko pójdzie po prostu okej i nie mam co nad tym zbyt długo rozmyślać.

Chciałbym mieć takie podejście do życia. Może wtedy nie musiałbym łykać tabletek, jak teraz, kiedy czułem, że chyba zemdleję przed ich planowaną konwersacją.

Od tego w sumie zależało, czy William tu przyjedzie. Wszystko w sumie od tego zależało! Jak mogłem się nie stresować!? Wiedziałem, że jego mama jest bardzo wyluzowana, ale bałem się czy to nie zadziała na niekorzyść. Może tak długo, jak nie wspomni o paleniu trawki ze swoim synem, wszystko będzie dobrze...

Chodziłem w jedną i w drugą, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. W dodatku Wiktor wytrącił mnie z równowagi swoimi głupimi tekstami i zagroził, że jeśli mu nie odpiszę, to po prostu przyjdzie pod mój dom. Pozdrowiłem go i życzyłem miłego całowania klamki.

W ogóle go nie rozumiałem — kiedy mógł mnie mieć, wolał zrobić sobie ze mnie zawody, głupią grę. Kiedy nagle jestem zainteresowany kimś innym, to dostaje jakiś ataków histerii z tego tytułu. Wątpiłem, że chodziło tutaj o jakiekolwiek uczucia, ten typ zapewne chciał zaznaczyć jedynie swoją dominację. Taki rodzaj, który nie lubi przegrywać.

Ale ja nie chciałem dłużej w tym uczestniczyć. Szukałem jak maniak przycisku, magicznego guzika z napisem „wyjście", ale wyglądało na to, że jeszcze z rok musimy obok siebie egzystować. Potem, szczęśliwie, rozejdziemy się na różne uniwersytety i słuch po nim zaginie.

Nie mogłem doczekać się tego momentu równie mocno jak wizji tego, że William będzie może studiował w Polsce. Ciężko było mi aktualnie określić na co czekałem bardziej, tak szczerze mówiąc.

Dochodziła dwudziesta trzecia. Zszedłem na dół do rodziców, którzy mieli już włączony laptop i czekali na kanapie pod kocem aż wybije odpowiednia godzina.

— W Chicago jest prawie szesnasta. Lilie pewnie już wraca z pracy — zakomunikowałem im.

— Okej. Jak nie uśniemy, to porozmawiamy. — Mama ziewnęła.

Pokiwałem głową i poszedłem na górę, pisząc do Williama, że zaraz odejdę od zmysłów i czy rozsądnym będzie posłuchanie ich rozmowy.

Szybko do mnie zadzwonił, a w tle słychać było dźwięki Stanów: jeżdżące wariacko samochody, klaksony i ogólny szum spowodowany rozmowami ludzi.

— Igi, jak się zaraz nie uspokoisz, to wsiądę w samolot jeszcze dzisiaj.

— Ha! Byłbyś tu dopiero za dziesięć godzin, czyli idealnie w punkt, kiedy stwierdzać będą mój zgon.

— Przestań — jęknął. — Wszystko będzie okej. A nawet jak nie będzie, to i tak znajdę drogę, żeby cię zobaczyć.

Odrobinę mnie tym pocieszył. Dobrze było mi ze świadomością, że jemu zależy równie tyle, co mi. Byłoby dosyć przykro, gdybym tylko ja szalał po tym jednym spotkaniu, ale wiedza, że jemu też totalnie odwala z tęsknoty była dziwnie pokrzepiająca.

— Wiktor w ogóle do mnie wypisuje — poskarżyłem mu się. — Możesz już przyjechać i pomachać tą swoją umięśnioną ręką przed jego twarzą?

— Co on znowu od ciebie chce? — westchnął. — Serio rozkwaszę mu nos, gdy przyjadę, więc lepiej, żeby trzymał się z daleka.

Poczułem, jak się rumienię, czego na szczęście nie widział, bo była to zwykła rozmowa, a nie przez kamerki. Bardzo mi imponowało, jak stawał się taki waleczny i może nawet odrobinę zazdrosny o mnie.

Wake up, I miss youOnde histórias criam vida. Descubra agora