Epilog

33 6 0
                                    

William nie kłamał. Budziłem się u jego boku co rano, tak samo jak co noc zasypialiśmy wtuleni w siebie.

Wszystkie koszmarki, które portretowały mi się w głowie odnośnie mieszkania razem i niedogadania się okazały się tym, czym właśnie były — koszmarkami. Nie miały nic wspólnego z rzeczywistością.

Razem żyło nam się cudownie. Jasne, były czasami rzeczy, o które się sprzeczaliśmy, ale raczej nie zasypialiśmy, dopóki te mini-konflikty nie zostały rozwiązane. Ale one zdarzały się na tyle rzadko, że czasami zapominałem w ogóle o ich istnieniu.

Życie było istną sielanką. Może poza studiami, które czasami mocno dawały nam w kość. William trochę gubił się w gwarze akademickiej, więc od czasu do czasu tłumaczyłem mu rzeczy na angielski na tyle, na ile umiałem. Nie rozumiałem, czemu zdecydował się na studia w języku polskim, skoro mógł równie dobrze pójść na te totalnie po angielsku, ale on uznał to za swego rodzaju wyzwanie.

I w sumie w większości był w stanie mu podołać. Byłem z niego dumny za zaciętość i determinację, którą prezentował. Oceny też miał nienaganne, w większości zbierając same piątki. Mocno przeżywał każdą czwórkę, na co ja jedynie machałem ręką, bo na nich sam właśnie jechałem.

Chodziliśmy na moje wymarzone randki do kawiarni. Trzymaliśmy się za ręce i piliśmy zdecydowanie zbyt drogą kawę, robiąc notatki.

Życie było naprawdę bardzo milutkie i nie zamieniłbym tego na nic innego.

Z Dianą też udało mi się utrzymać kontakt, chociaż dostaliśmy się na inne kierunki, to regularnie spotykaliśmy się, organizując czas tylko dla siebie, bez obecności chłopaków. Chłopaków, bo Barth przyjeżdżał odwiedzać nie tylko Williama, ale i Dianę, mimo iż ta zaznaczyła, że nic większego z tego nie będzie, to jej nie wierzyłem. Przekonywała mnie, że po prostu dobrze spędzali czas, ale ja już wiedziałem, co tak naprawdę miała na myśli.

Koniec końców wyszło na to, że nikt nie wyszedł aż tak poszkodowany. Mama Williama przeprowadziła się do Polski i zatrudniła się w firmie, w której pracowali moi rodzice. To właśnie oni przyczynili się do tego, żeby dostała tam wakat. Nawet nie zorientowałem się, kiedy „teściowie" wzajemnie się ze sobą zaprzyjaźnili i spotykali nie tylko w pracy, ale również poza nią.

Czułem się momentami jak księżniczka z bajki Disneya. Moje życie było piękne i miałem obok swego księcia na białym rumaku. Przestałem też obsesyjnie się martwić i przejmować tym, co przyszłość przyniesie. Żyłem tu i teraz, w mocnym kontakcie ze swoim otoczeniem i rzeczami, które się obok mnie działy.

Koniec końców zdjęć z Instagrama nie musiałem usuwać, wręcz przeciwnie: na profilu znalazły się nowe wspólne fotografie, przy okazji obok wyznania, że wolę chłopców. Komentarzy nawet nie sprawdzałem, bo pewne rzeczy jednak się nie zmieniały, a ja nie miałem zamiaru dłużej psuć sobie humoru takimi drobnostkami.

Naprawdę nie zamieniłbym tego wszystkiego na nic innego. Było cudownie i miałem wielkie pokłady nadziei, że pozostanie już tak na zawsze.

Ale jak będzie, to czas pokaże. Wiedziałem jedno: nie bałem się dłużej życia, wręcz przeciwnie, brałem teraz z niego pełnymi garściami.

Na końcu wszystko zawsze będzie w porządku. Jeśli tak nie jest, to znaczy, że to nie koniec. Ja mógłbym umrzeć już dzisiaj i tego nie żałować. Miałem wszystko, czego tylko chciałem, zaraz obok siebie. Koniec, na który zasługiwałem.

Na który każdy zasługuje.

Wake up, I miss youWhere stories live. Discover now