Rozdział 14

52 7 10
                                    

Droga z rodzicami na zakupy była niemalże niezręczna, dopóki nie padło pytanie, co chciałbym zobaczyć w Chicago.

— Byłoby miło przejechać się tym Chicago Loop. No i obowiązkowo zrobić zdjęcie Cloud Gate. Fajnie byłoby też odwiedzić te stare wieżowce i w ogóle stary rynek.

Ze swoją odpowiedzią byłem przygotowany.

— Nie wolisz lecieć do Nowego Jorku?

— Wydaje mi się strasznie drogi i przereklamowany, tak szczerze. Może kiedyś. Pojawiły mi się vlogi z Chicago i tak pomyślałem, że może bym pojechał... — Znowu kłamałem, ale nie widziałem innej drogi niż wciskanie im kitu.

— Jedziesz z Dianą?

No tak. Na to nie byłem przygotowany. Tak szczerze, to nie widziałem sensu ciągnięcia jej ze sobą, żeby była jak piąte koło u wozu. Wiem, że ona zaoferowała się ze mną pojechać i nawet zająć samą sobą przez tydzień, ale czułbym się wtedy niesłychanie głupio. Nie wiem jeszcze co na to William, bo chociaż twierdził, że jest otwarty na nowe znajomości, to zawsze było w pewien sposób niekomfortowe, kiedy próbowałeś rozmawiać z dwoma osobami, które już dobrze się znały. Nie nadawałeś na tych samych falach co pozostała dwójka i mogłoby to być całkiem frustrujące.

— A tego jeszcze nie wiem — odpowiedziałem wyjątkowo szczerze.

Próbowałem nie korzystać z telefonu, ale ten co chwilę się zapalał, pokazując nowe powiadomienia. Część z nich była co prawda z Insta, ale jeszcze przed sekundą wysłałem Dianie zrzut ekranu na którym widniały przeprosiny od Wiktora.

Odczytałem je i nie odpisałem. Byłem zajęty, prawda? I trochę nie wiedziałem, co mam mu powiedzieć. Szczerze mówiąc, to średnio chciało mi się z nim spotykać, to i tak do niczego dobrego nie prowadziło. Zwłaszcza po ostatnim razie.

Mogłem zablokować go na Fejsie i Insta, ale nie mogłem wiecznie go unikać. W końcu nastanie poniedziałek i będę musiał spojrzeć prawdzie w oczy, a ta była brutalna.

Aż mnie skręcało na myśl, że zacznie się tłumaczyć i grać na moich wzburzonych emocjach. Absolutnie tego nie potrzebowałem, a było to raczej nieuniknione. Po prostu wiedziałem, że znajdzie chwilę, żeby mnie dopaść i znowu zacznie paplać ten sam bezsens co zazwyczaj. „To nie tak" połączone z „Ale ja nie chciałem!", naprawdę przyprawiało mnie o wymioty.

Już raz mogłem przekonać się o jego cudownych umiejętnościach przepraszania. Nie miał żadnych, robił jedynie z siebie ofiarę i manipulował do tego stopnia, że ja czułem się głupio z myślą, że mogłem się na niego gniewać. Cholerne wyrzuty sumienia, które nawet nie były prawdziwe, a włożone w moją głowę przez jego okropną gębę.

— Chcecie kupić coś konkretnego? — zagadałem rodziców, chcąc utrzymać z nimi pokojowe relacje aż do lutego. Tutaj nie było miejsca na pomyłki, wszystko musiało być idealnie dopięte, abym wraz z początkiem ferii zimowych siedział w samolocie do Stanów.

— Jakieś jedzenie. Chyba owsianka ci się skończyła. No i może jakieś ubrania, zwłaszcza dla ciebie, bo ostatnio ubierasz się...

— Jak?

— Interesująco — dodał tata i uśmiechnął się, patrząc się na mnie w lusterku.

— Przybyło mi obserwujących na Insta, więc projekt zmiany stylu uważam za udany.

— Synu, życie to nie tylko obserwujący na Instagramie. Niedługo będziesz musiał iść do poważnej pracy, więc musisz jakoś wyglądać.

Wake up, I miss youWhere stories live. Discover now