Rozdział 13

56 7 2
                                    

Muzyka dudniła mi w uszach. Diana, kiedy tylko zwęszyła okazję, żeby publicznie pokazać się z Kamilem i zaznaczyć swoje terytorium przed innymi laskami, była wręcz pierwsza na imprezie u Wiktora. Mnie przyciągnęła przy okazji, tłumacząc że to dobra okazja do pokazania mojego nowego stylu.

Rodzice byli lekko zdziwieni, kiedy wyszedłem ubrany cały na czarno z tymi błyszczącymi dodatkami, ale wyjątkowo tego nie skomentowali. Ojciec jedynie machnął na to ręką, a mama westchnęła ciężko. Nie wiem, czy to oznaczało aprobatę z ich strony, ale przynajmniej nie truli mi o to dupy, więc mogłem uznać ich wymowne milczenie za odpowiedź twierdzącą i znak akceptacji.

Podeszło do mnie chyba z dziesięć różnych osób, chwaląc mój styl. Ludzie dotykali moich włosów, jakbym był co najmniej małpką w cyrku, z tą różnicą, że małpce trzeba było zapłacić, żeby ją dotknąć, a oni robili to bez pytania, co odrobinę mnie przytłaczało.

Sączyłem powoli piwo z butelki, zastanawiając się do jakiego stanu chcę się dzisiaj doprowadzić. Uznałem, że najrozsądniej byłoby pozostać całkiem trzeźwym, bo obawiałem się ataku ze strony Wiktora, na który jeszcze bym się zgodził, wodzony procentami. Nie mogłem też zaprzeczyć, że miałem silne pragnienie zażycia czegoś mocniejszego niż alkohol, bo na razie bawiłem się całkiem słabo.

Jakaś dziewczyna usiadła obok mnie i kazała mi się uśmiechnąć, a następnie w błyskawicznym stopniu cyknęła nam selfie. Wolałem nie myśleć o tym, jak na nim wyszedłem, zresztą: zobaczę rano na profilu, bo prawie na pewno mnie oznaczy.

To trochę smutne, że odkąd przybywało mi obserwujących, coraz więcej ludzi mnie zaczepiało. Byłem ciekaw czy taki był też powód Wiktora do ponownego nawiązania znajomości ze mną, czy może kierowało nim coś więcej. Z dwojga złego wolałbym, żeby była to ta pierwsza opcja. Zdecydowanie nie miałem miejsca w życiu na jego żale o tym, że po paru pocałunkach się zakochał.

Dziewczyna po wykonanej misji, czyli „zdobyciu" zdjęcia ze mną, bez słowa odeszła. Prychnąłem pod nosem, uznając to za co najmniej żałosne.

Bardzo nie chciałem tutaj być, zwłaszcza w towarzystwie osób, które nagle uznały mnie za taką spoko osobę, bo miałem coraz więcej cyferek na Insta. Byłem spoko już przed swoją przemianą i z zaledwie trzystoma obserwującymi, ale niestety nie każdy to dostrzegał, a teraz było już za późno.

Zdecydowanie byłem za bardzo pamiętliwy, ale nie mogłem zdzierżyć całej sztuczności ludzi, którzy mnie otaczali. Nie mieliśmy nawet sensownych tematów do rozmów, a oni na siłę próbowali, żeby ta jakoś się wydarzyła. Nie było nawet takiej opcji, bo zwyczajnie nie miałem zamiaru się angażować.

— Masz minę, jakby ktoś umarł — krzyknęła Diana, nagle wyłaniając się z tłumu.

— Umarł mój dobry humor zaraz po przekroczeniu progu tego domu.

— Uśmiechnij się, nie jest tak źle. Wiktor robi dobre imprezy.

Westchnąłem ciężko. Nie wiedziałbym, czy określiłbym to mianem „dobrej imprezy". Po prostu impreza jak każda inna, ale też nie miałem porównania, bo te zazwyczaj odbywały się u niego. Miał przestronny salon, który był w stanie pomieścić te kilkadziesiąt osób i chyba spoko starych, skoro pozwalali mu robić je tak systematycznie.

Przed twarzą ktoś przeleciał mi w czapce Mikołaja, w końcu było to przyjęcie z okazji niedawnych Mikołajek. Dziewczyny były głównie ubrane na czerwono bądź poprzebierane za coś, co miało przypominać elfy, a było tylko pretekstem do pokazania więcej ciała w seksownym stroju.

Wake up, I miss youWo Geschichten leben. Entdecke jetzt