Rozdział 24

32 6 6
                                    

Jak powiedziałem, tak zrobiłem — wyciągnąłem Dianę na siłownie, przez co była równie zdziwiona co ja. Nie mogłem jej mieć tego za złe, raczej nie byłem fanem pocenia się i robienia cardio, ale zalęgła się we mnie niebezpieczna myśl, która mówiła, że William tak o siebie dba, a ja... po prostu sobie jestem.

Jak miałem konkurować z nim i jego przyjacielem, którzy byli tak idealnie zbudowani? Jak zobaczy mnie przez ubrań, to się przerazi, a do tego nie mogłem dopuścić, dlatego teraz biegałem na bieżni jak nienormalny, chcąc odpracować wszystkie swoje małe grzeszki, których ostatnimi czasy się dopuściłem.

— Igi, zwolnij, bo padniesz — upomniała mnie Diana.

— Czuję... się... świe... świetnie — wydyszałem.

Diana kliknęła przycisk na mojej bieżni, który od razu ją wyłączył przez co prawie upadłem na twarz.

— Ej no!

— Wiem, że musisz odreagować, ale na spokojnie. Chodź, bo spóźnimy się na paznokcie. Jaki kolor teraz?

— Chyba znowu czarne.

Zapomniałem, że umówiłem się na totalną odnowę swojego wyglądu zanim William przyjedzie, czyli za jakieś dwa dni.

Byłem tak podekscytowany, że chciało mi się skakać z tej radości. Nie mogłem doczekać się momentów spędzonych sam na sam z nim i byłem ciekaw, dokąd one doprowadzą.

Czas pędził mi niesamowicie szybko, ale patrzyłem głównie za momentami od jednego spotkania do drugiego. Bałem się, że kiedy tutaj będzie, wcale nie zwolni i nim się obejrzę, będę musiał go pożegnać. Na samą myśl robiło mi się słabo. Plusem było chociaż to, że rodzice wiedzieli, więc może zrozumieją mój dojmujący smutek po jego wyjeździe.

Bałem się konfrontacji Williama z moimi rodzicami. Nie było nawet mowy, że nie zjemy wspólnie obiadu i napawało mnie to niemałym przerażeniem. Nawet po nim widziałem, że był zdenerwowany, w końcu nie zrobiłem im zbyt dobrej opinii, więc nie dziwiłem mu się, że był z lekka wystraszony.

Poszliśmy szybko pod prysznice i już po chwili siedzieliśmy w taksówce, która miała zabrać nas do kosmetyczki. W radiu grały jakieś stare przeboje, a taksówkarz marudził coś pod nosem, kiedy poprawiałem włosy.

— Podekscytowany? — spytała Diana i złapała mnie za ramię.

— Bardzo. Znaczy boję się, ale to nic nowego. Coś czuję, że w ogóle nie zasnę, dopóki nie przyjedzie.

— Od tego masz leki, Ignacy — przypomniała mi. — Po co masz wyglądać przy nim jak trup?

— Właśnie! Chcesz go poznać? Będziemy jeden do jednego, bo ja w końcu poznałem jego przyjaciela.

— Oczywiście, że tak — zaśmiała się. — Myślałam, że nigdy tego nie zaproponujesz. Ja rozumiem, że chcesz zachować go dla siebie, ale mi, jako twojej przyjaciółce, chyba należy się poznanie twojego chłopca?

— Jeszcze nie mojego.

— JESZCZE — zaakcentowała. — Podoba mi się twój tok myślenia.

— Nie wiem, Diana — jęknąłem. — Nie widzę tego, a z drugiej strony tak. Ciężki temat. Nadal nie wiem, jak miałoby to funkcjonować z takim przestrzałem godzin między nami, ale nie mogę powstrzymać swoich fantazji na jego temat.

— No i dobrze — skwitowała. — Nie ma co się bać i przejmować; życie jest na to zdecydowanie zbyt krótkie. Jeśli dogadujecie się dobrze, to potrzebujecie czegoś więcej?

Wake up, I miss youWhere stories live. Discover now