-Ach, tak?-Mruknęła, traktując jego słowa jako swego rodzaju wyzwanie.

-Bezsprzecznie.-Odparł, odsłaniając swoje białe zęby.

-Więc pozwól, że ci udowodnię jak bardzo spontaniczna jestem.-Chwyciła go za rękę i ruszyła przed siebie.

-Dokąd mnie prowadzisz?-Zapytał zdziwiony, ale mimo to cały czas dotrzymywał jej kroku.

-Zobaczysz.-Rzuciła nieco enigmatycznie, ukradkiem spoglądając na niego przez ramię.

Szli tak przez dobre kilkanaście minut. Eric nawet nie śmiał odezwać się ani słowem, widząc z jak ogromną determinacją Judy prze naprzód. Był zwyczajnie ciekaw dokąd to wszystko prowadzi. Zamarł, gdy zatrzymali się na skraju lasu.

-Ty chyba żartujesz.-Oswobodził się spod jej dotyku i cofnął o krok.

-A co? Strach cię obleciał?-Zaśmiała się, opierając o jedno z drzew.

-Wiesz, że-ściszył głos, rozglądając się na wszystkie strony-boję się lasów-wyszeptał.

-Cykor!-Zawołała, znikając gdzieś pomiędzy sosnami.

-Judy, nie rób sobie ze mnie żartów.-Powiedział nieco rozdrażniony.-Jesteś tam?-Zaczął niepewnym głosem, gdy nie dostał żadnej odpowiedzi.

Tkwił w zawieszeniu przez kilka minut, nieustannie bijąc się z myślami. Z jednej strony nie chciał zapuszczać się w gęstwinę drzew. Z drugiej jednak troska o brunetkę okazywała się być zbyt silna. Jego umysł musiał zadecydować, która z tych opcji weźmie górę.

Być może był nieco przewrażliwiony na jej punkcie, ale nikt nie widział świata jego oczami. Ani Jessy, ani Phil, ani nawet Jake nie widzieli Judy w takim stanie w jakim widział ją Eric. Blada, niemal przezroczysta skóra, spierzchnięte, wysuszone usta, matowe włosy i te smutne, pełne cierpienia oczy. Wyglądała jak zaledwie marny cień dawnej siebie. Strach przed tym, że mogłaby zasłabnąć, upaść lub chociażby się skaleczyć zdominował całe jego myślenie. Wziął głęboki oddech i wykonał stanowczy ruch naprzód. Szedł, uporczywie trzymając się ścieżki.

-No i po co ja ją prowokuję?-Pytał sam siebie, niemalże podskakując, gdy usłyszał pod sobą dźwięk pękającej gałęzi.-Judy, to nie jest śmieszne!-Zawołał, paranoicznie rozglądając się na wszystkie strony.

Każdy, nawet najmniejszy szmer, cichy rumor i delikatny powiew jesiennego wiatru smagający pożółkłe liście i iglaste wici, powodowały, że zmysły chłopaka były bardziej wyczulone na bodźce. I to nieznośne krakanie. Spojrzał w górę i dostrzegł ledwie cień ogromnego ptaszyska, toczącego koła, zupełnie jakby upatrzył sobie Erica jako kolejną ofiarę.

-Przecież żresz głównie padlinę.-Fuknął, nie odrywając wzroku od skrzydlatego nieprzyjaciela.-A ja jeszcze dycham.-Dodał, opuszczając głowę.

Wzdrygnął się, zauważając kątem oka sznur czarnych jak smoła włosów. Przez milisekundę był przekonany, że ów kruk zstąpił z gęstwiny drzew, aby go naznaczyć i wykończyć jak w tej idiotycznej legendzie, w której główną rolę odgrywał pieprzony las.

-Myślę, że to całkiem śmieszne.-Odezwała się wreszcie, dołączając do niego na ścieżce.

-Mnie to nie bawi.-Burknął, po czym westchnął ciężko.

-Daj spokój, Ericu. W innym wypadku w ogóle nie wszedłbyś do lasu, zgadza się?-Stanęła w lekkim rozkroku i powoli zaciągnęła świeżym powietrzem.

-Zwabiłaś mnie tu podstępem.-Co prawda nie był zadowolony z tego, że znajduje się pośród, w jego mniemaniu, miliarda drzew, ale cieszył się, że nie będzie zmuszony dłużej jej szukać.-A teraz wracajmy.-Chwycił ją pewnie za rękę i próbował zawrócić, jednak spotkał się z delikatnym oporem.

Duskwood: Afterstory حيث تعيش القصص. اكتشف الآن