Rozdział 96

210 19 39
                                    

-I takim oto sposobem dowiedziałam się, że Stary Gray to tak naprawdę agent specjalny Reginald McCoy.-Przekręciła klucz w zamku. Po drodze do domu należącego do Phila, zdążyła opowiedzieć brunetowi całą historię.

-To niemożliwe.-Jak dotąd wysłuchiwał wszystkiego w absolutnym milczeniu.-Mogę skorzystać z twojego komputera?-Zapytał, nie ośmielając się przekraczać progu, dopóki mu nie pozwoli.

-Tak-skinęła głową.-Leży na łóżku.-Dodała, zanim zniknął w głębi domu.

Zadrżała z zimna. Wieczory robiły się coraz chłodniejsze, a jej obniżona odporność i osłabiony organizm, dawały o sobie dotkliwie znać. Zwłaszcza w takich momentach. Zagrzała wodę w czajniku. Pokusiła się o zaparzenie herbaty z dodatkiem imbiru. Zajrzała do cukierniczki, która okazała się być pusta. Otworzyła jedną z szafek i wsunęła rękę w poszukiwaniu słoika z cukrem. Gdy wreszcie udało jej się go wygrzebać, w samym rogu półki zalśniło coś jeszcze. Sięgnęła po butelkę z alkoholem. Rum. Patrzyła to na parujący, pachnący napar, to na szklane naczynie z mocnym trunkiem w środku. Mogłaby przecież dodać kapkę do herbaty. To jej nie zaszkodzi, a być może pomoże się odstresować i zapomnieć o prześladujących ją myślach. Odkręciła korek z butelki.

-Co robisz?-Wzdrygnęła się na sam dźwięk jego głosu.

-Herbatę.-Odparła, powoli zakręcając nakrętkę.

-Więc dlaczego śmierdzi tu alkoholem?-Jego nozdrza rozszerzały się i zwężały. Wyglądał jak pies myśliwski węszący zwierzynę.

-Pomyślałam, że-odsunęła od siebie butelkę-nieważne.

-Nie wiem, czy rum pomoże ci się z tym uporać.-Podszedł bliżej, przywarł prawym ramieniem do lodówki, przechylił głowę na bok i spojrzał na nią.-Zrób to jeśli potrzebujesz, ale musisz sama odpowiedzieć sobie na pytanie, czy warto.

-A znasz jakiś lepszy sposób na to, żeby o czymś zapomnieć?-Zapytała półszeptem.

-Być może.-Ruszył się z miejsca i stanął tuż za nią.

Jego ramiona bardzo szybko znalazły się w zasięgu jej wzroku. Nie potrzebowała już gorącej herbaty, żeby się ogrzać. Jej ciało zapłonęło samoistnie, pod wpływem jego ciepłego oddechu i nagrzanej, zarumienionej skóry.

Potrzask, w jakim się znalazła, stanowił słabość, o której nigdy głośno nie mówiła. Lubiła czuć ten dreszczyk niezdrowej ekscytacji,  zwłaszcza, gdy mężczyzna znacznie przewyższał ją nie tylko siłą charakteru, ale także tężyzną fizyczną. Jej kobiecy zmysł interpretował to jako wyzwanie. Namiętność i pożądanie brały nad nią górę. Nie potrafiła powstrzymać się przed udowodnieniem zarówno sobie jak i facetowi, z którym znalazła się w intymnej sytuacji, że to właśnie ona pociąga za sznurki.

Być może cierpiała na jakiś rodzaj dewiacji. Być może jej usilne próby zdobycia seksualnej przewagi nad przedstawicielem płci przeciwnej, wynikały z ciągłego poniżania i przemocy ze strony własnego ojca. Podświadomie dążyła do pokonania traumy we właśnie taki, niekonwencjonalny sposób. Była zbyt słaba psychicznie i mentalnie, żeby wypracować sobie mocny charakter, dlatego sfera intymna stała się jedyną przestrzenią, w której to ona mogła wyznaczać zasady. Strefą, w której to ona dominowała nad mężczyzną.

Z przyspieszonym oddechem czekała na jego kolejny krok. Widziała przed sobą jego dłonie i ramiona, a klatka piersiowa niemal przylgnęła do jej pleców. Powietrze zgęstniało od ciągle rosnącego napięcia i była przekonana, że on również to czuje. Jednak Jake tylko sięgnął po dwa kubki z herbatą, uniósł je i odsunął się na bezpieczną odległość.

-Chodź.-Powiedział to tak lekko, że jej nogi same ruszyły w ślad za nim.-Pokażę ci coś.-Wskazał jej dłonią na łóżko, a kiedy na nim usiadła, podał jej kubek ciepłego naparu.

Duskwood: Afterstory Where stories live. Discover now