Rozdział 99

267 18 46
                                    

Kilka dni później dostała wypis ze szpitala. Stanęła przed budynkiem, z maskotką pod pachą, torbą w jednej ręce i telefonem w drugiej. Chciała zadzwonić do Phila z prośbą o odebranie jej z tego przygnębiającego miejsca. Już miała wybrać numer, kiedy usłyszała czyjeś przyspieszone kroki.

-Zdążyłem.-Powiedział, ledwo łapiąc oddech.

-A ty co tutaj robisz?-Zapytała oschle.

-Przyjechałem odebrać cię ze szpitala.-Oznajmił, układając dłonie na udach i pochylając się do przodu.

-Obejdzie się.-Nawet nie spojrzała w jego stronę.

-Zrobiłem coś nie tak?-Zmarszczył brwi, powoli się prostując.

-Poza tym, że się nie odzywałeś i nie odwiedziłeś mnie w szpitalu?-Otaksowała go wzrokiem.-Ależ oczywiście, że nie zrobiłeś niczego złego, Jake.-Posłała mu sztuczny uśmiech.

-Co się z tobą dzieje, Judy?-Nie dość, że była blada jak ściana, to jeszcze zachowywała się opryskliwie, zupełnie jak nie ona.

-Nic-westchnęła.-Nafaszerowali mnie lekami i chyba nie do końca jeszcze wróciłam do siebie.-Odparła, masując się po skroni.

-Przepraszam, że nie odpisałem na twoją wiadomość, ale musiałem coś załatwić.-Chwycił za pasek od jej torby.-Poza tym nie dałaś mi znać, że jesteś w szpitalu.

-Może dlatego, że byłam nieprzytomna?-Zacisnęła mocniej dłoń na parcianym pasku.

-Kiedy się ocknęłaś też nie dostałem żadnej wiadomości.-Przez chwilę spojrzał na nią tym samym, chłodnym wzrokiem.-Chyba jesteśmy kwita?-Jego głos złagodniał wraz z kolejnym wdechem.

-Niech będzie.-Puściła torbę, dając za wygraną.

Przeszli w milczeniu jakieś kilkadziesiąt metrów, zatrzymując się przed samochodem bruneta. Po chwili otworzył jej drzwi i poczekał aż wsiądzie. Była mile zaskoczona tym drobnym gestem. Zajęła miejsce i powoli zapięła pas, uważając żeby nie docisnąć nim swojej ręki, na której nadal odczuwała skutki wbitego wenflonu.

-O czym chciałaś ze mną rozmawiać?-Zaczął, rozglądając się w lusterkach.

-Nie rozumiem.-Złączyła ze sobą kolana, jakby obawiała się, że zmieniając biegi mógłby się o nią otrzeć.

-Napisałaś w tej wiadomości, że musimy porozmawiać-przypomniał.

-To nic takiego.-Odwróciła głowę i spojrzała przez okno.

-Na pewno?-Zerkał to na nią to na drogę.-Wyglądasz na przygnębioną.

-Jestem po prostu zmęczona.-Mimowolnie przesunęła dłonią po brzuchu.

-Rozumiem.-Westchnął, nie mając zamiaru dłużej na nią naciskać.

Zatrzymał się pod domem Phila, zabrał jej rzeczy i zamierzał pomóc jej wysiąść, ale dziewczyna go w tym ubiegła. Gdy przekroczyła próg, odniosła wrażenie, że temperatura nie wzrosła nawet o stopień. W całym pomieszczeniu panował przeciąg.

-Dlaczego wszystkie okna są otwarte?-Zapytała, obejmując się rękoma.

-Musiałem trochę przewietrzyć.-Odparł, podchodząc do parapetu.

Rozejrzała się na wszystkie strony. W innym wypadku pewnie nawet nie skomentowałaby całego zajścia, ale z racji tego, że dom nie należał do niej, usilnie starała się znaleźć źródło problemu. Zastała takowy w kuchni. W zlewie leżało naczynie żaroodporne, zalane jeszcze ciepłą wodą z dodatkiem, na oko połowy butelki, płynu do naczyń.

Duskwood: Afterstory Where stories live. Discover now